Marcin Różycki, wiceprezes Polskiej Organizacji Turystycznej
Jeżdżę rowerem, bo... rower pozwala odpocząć, oczyścić głowę i oderwać się od trudów codzienności.
Kiedy tylko jestem w Kielcach, wstaję rano i patrzę na pogodę. Temperatura powyżej 13 stopni to znak, że dzisiaj wyciągnie wilka do lasu. Nawet chyba nie umiem określić, jakie szczęście mi to daje. Wracam do domu z roweru, a moja Ania mówi: „Tylko nigdzie nie siadaj, znowu jesteś cały w błocie”. A potem: „…ten znowu kocha cały świat!”. No tak się czuję! I sam nie wiem, dlaczego tak jest.
Największą przyjemność sprawia mi pokonywanie tras Enduro. Zjazdy wymagają ogromnej koncentracji, ale także dają niesamowitą satysfakcję. Widoki ze szczytów odkrywają piękno naszego regionu czy kraju. Moje ulubione miejscówki to Pierścienice, Telegraf, Wołowe, znajdujące się oczywiście w Górach Świętokrzyskich – to mój prawdziwy dom, do którego zaczynam tęsknić, kiedy tylko ruszam do Warszawy do pracy. Pod znakiem dwóch kółek spędzam też wolne chwile z rodziną, zaszczepiając w moich dzieciach pasję do aktywności fizycznej i wypoczynku na świeżym powietrzu.
Skąd się wzięły elektryki w moim życiu? Powodem jest moja choroba. Urodziłem się z CVID. To pierwotny niedobór odporności, a zanim mnie zdiagnozowano, miałem kilkanaście razy zapalenie płuc.