Jakub Szczęsny: Ideał to miasto w skali pieszej

Dążymy w stronę ideału, który przychodzi z Danii, Holandii, Niemiec, ale też Francji, czyli w stronę 10–15-minutowego miasta. Gdzie nie trzeba korzystać z samochodu czy komunikacji miejskiej, by zaspokoić wszystkie swoje podstawowe potrzeby – mówi Jakub Szczęsny, architekt, wykładowca School of Form Uniwersytetu SWPS.

Publikacja: 01.07.2021 08:52

Jakub Szczęsny: Ideał to miasto w skali pieszej

Foto: AdobeStock

Porozmawiajmy o trendach w rozwoju miast, które służą poprawie jakości życia mieszkańców. Widzi pan takie działania?

Oczywiście. Najważniejszym trendem wpływającym teraz na sytuację w miastach jest wzrost świadomości proekologicznej. Drugim jest reakcja na pandemię.

Zacznijmy od ekologii. O co tu chodzi?

To, co w tym zakresie dzieje się dziś w miastach, głównie krajów demokratycznych, związane jest z dopuszczeniem mieszkańców i ich reprezentantów, czyli organizacji pozarządowych, do decydowania o kształcie struktur fizycznych miasta i infrastruktury. To dzieje się również w miejscach niedemokratycznych, choćby w Chinach, a nawet Rosji, ale tam w mniejszym zakresie. Głos mieszkańców wpływa dziś nie tylko na działania powierzchowne, punktowe typu: postawmy gdzieś ławeczkę albo zróbmy mały skwer. Oni są dopuszczeni do decydowania o poważnych sprawach.

CZTRAJ TAKŻE: Ścieżki rowerowe. Gdzie najlepsza infrastruktura dla cyklistów

W ramach budżetów partycypacyjnych?

To, to w tych mniejszych sprawach. W większych, strategicznych, uczestniczą w ramach konsultacji społecznych lub przez ekspertów z NGO-sów.

O jakie decyzje strategiczne chodzi?

Przede wszystkim o te, które są związane z odwróceniem trendów z przełomu lat 80. i 90., a w Stanach Zjednoczonych z lat 60. XX wieku, czyli zabetonowania i zaasfaltowania rzeczywistości na rzecz ruchu samochodowego. W krajach bloku wschodniego, również w Polsce, uznaliśmy wtedy, że samochód jest ekspresją wolności i w każdym gospodarstwie domowym muszą być co najmniej dwa. Tą ekspresją wolności było też parkowanie, gdzie popadnie, i dojechanie do każdej usługi samochodem. Teraz dążymy w stronę ideału, który przychodzi z Danii, Holandii, Niemiec, ale też Francji, czyli w stronę 10–15-minutowego miasta. Miasta w skali pieszej. Gdzie nie trzeba korzystać z samochodu czy komunikacji miejskiej, by zaspokoić wszystkie swoje podstawowe potrzeby. Przechodzimy przez swoistą deamerykanizację miast. Odchodzimy od sytuacji, którą boleśnie widać w miastach USA, od Los Angeles po Louisville, gdzie infrastruktura kołowa zorientowana na indywidualną mobilność po prostu paraliżuje ruch pieszy i zamienia centra miast w połacie parkingów ze stojącymi na nich budynkami.

Te 10–15 minut to bardzo mało. Bardzo zawęża świat.

Trend jest taki, aby wszystko, co najważniejsze, znajdowało się w odległości do 800 metrów. Żeby dziecko można było odprowadzić do przedszkola, idąc na piechotę, a w drodze powrotnej zrobić zakupy. Ta skala może być oczywiście większa, wtedy możemy używać rowerów, co wiąże się z rozwojem infrastruktury w postaci ścieżek rowerowych.

Konsekwencją odejścia od samochodów jest szalony rozwój urządzeń transportu osobistego, m.in. hulajnóg?

Tak. Jesteśmy jeszcze w bardzo dynamicznym momencie rozwoju UTO. Czeka nas jeszcze uregulowanie zasad użytkowania hulajnóg, zwłaszcza wynajmowanych, bo w przeciwieństwie do wynajmowanych rowerów pozostają one w swoistej strefie niedopowiedzenia, a ich nadmiar i pozostawianie ich gdziekolwiek kończy się chaosem. Wielkie śmietniska hulajnóg w chińskich miastach pokazują, że to wielki problem.

Widzi pan w Polsce przykłady miast w skali pieszej?

Oczywiście. Sam ustawiłem swoje życie pod tym kątem, specjalnie przenosząc się na Saską Kępę, bo to jest jedno z niewielu miejsc w Warszawie, gdzie od wielu dekad można mieszkać w skali pieszej. Zresztą paradoksalnie takim miejscem, poza jeszcze Mokotowem i Żoliborzem, jest Ursynów. Dla ludzi z zewnątrz jest on wielką enigmą, natomiast dla mieszkańców jest to przestrzeń absolutnie rowerowo-piesza. Ursynów był projektowany przed laty jako bardzo wówczas awangardowe rozwiązanie. Dziś to się sprawdza. I myślę, że na znaczeniu będzie zyskiwać myślenie, w którym zmniejszamy rolę samochodu, zwiększamy rolę poruszania się alternatywnymi środkami transportu o bardziej ekologicznym charakterze. Zwycięzcą będzie przy tym rower, wrotki, zwykła hulajnoga, bo nie wymagają energii elektrycznej, którą wciąż w Polsce mamy z węgla.

Mnóstwo ludzi dojeżdża do pracy wiele kilometrów.

To też się zmienia. Swoją pracownię przeniosłem na podwórko sąsiadujące z moim mieszkaniem. W zasadzie mógłbym do niej chodzić w kapciach. Oczywiście nie wszyscy mają taką możliwość. Ale dość powszechne zwalnianie się ludzi z pracy w biurach, w korporacjach to też nowy trend. Ludzie po covidzie stwierdzili po prostu, że chcą żyć inaczej. Widać to na Zachodzie, ale w Polsce też. Śmierć zajrzała nam w oczy, jeśli nie bezpośrednio, to w skali cywilizacyjnej. Bardzo wielu ludzi odchodzi i będzie odchodziło od odpowiednika XIX-wiecznej pracy w fabryce, którym dzisiaj jest praca anonimowego przekładacza papierków i rysowania tabelek w Excelu w dużym biurze, dla dużej korporacji. Ludzie chcą być bardziej sprawczy, chcą uciec od beznadziejnego patrzenia w ekran komputera i robienia jakiegoś bardzo niewielkiego wycinka mało zrozumiałej pracy na rzecz milionera mieszkającego na Bahamach. Bo tak często jest na końcu korporacji. Jeśli ktoś doskoczy do stanowiska partnera w dużej korporacji, to fajnie, bo obraca dużymi pieniędzmi. Ale niewielu ma na to szansę. Ludzie coraz częściej chcą żyć momentem, w którym żyją, przestać myśleć kategoriami kariery i skupienia tylko na jej następnych rozdziałach. To się przekłada na ich codzienność i funkcjonowanie, a siłą rzeczy na działanie w fizycznych strukturach, od domu zaczynając, na otoczeniu urbanistycznym kończąc. Pod to podłączona jest infrastruktura transportu masowego, która zapewnia im między innymi potrzebny poziom mobilności. Także w ten sposób odchodzimy od choroby, jaką była fascynacja samochodami i amerykańskim stylem życia w miastach.

Zrobi się problem z biurowcami, które w ostatnich latach masowo rosły w miastach?

Tak. To samo dotyczy zresztą mieszkaniówki. GUS opublikował miesiąc temu wyniki badań, które pokazują, że z bardzo dużym prawdopodobieństwem w związku z poziomem dzietności, który mamy, a jest on najniższy spośród krajów UE, do 2050 r. ubędzie nam 7 mln mieszkańców. Kto więc będzie zasiedlał budowane dziś na potęgę mieszkania, kto będzie pracował w biurowcach? Jesteśmy w momencie boomu budowlanego, we wnętrzu patologicznego bąbla, który pęknie w perspektywie najbliższego roku, półtora. Ludzie kupują mieszkania jako inwestycje, których zaraz nie będą mieli komu wynajmować. Chyba że otworzymy granice i gospodarkę, co zresztą po cichu się dzieje, dla pracowników z innych krajów. PiS to zrobił, ale oczywiście głośno nie mówi tego swoim wyborcom. Najpierw przyjeżdżali Wietnamczycy, potem Ukraińcy i Białorusini, teraz mamy trzecią falę, czyli ludzi z Azji Południowo-Wschodniej, głównie z Bangladeszu, ale też Indii i Pakistanu, a także z Afryki. Ważne będzie znalezienie harmonii pomiędzy podażą nowych budynków a liczbą prawdziwych ich użytkowników, którzy będą wprowadzać życie do tych miejsc. Potrzebne będą nowe patenty na ich rewitalizowanie, ożywianie, nadawanie nowych funkcji. Potrzebne będą nowe formaty najmu i własności oraz siłą rzeczy ograniczenie liczby nowych budów.

Zmiany klimatyczne i związane z nimi gwałtowne zjawiska atmosferyczne pokazują, że nasze miasta nie są na nie przygotowane.

Tak, to niezwykle ważny temat. Ulewy, które właśnie przetoczyły się przez Polskę, pokazują, że nasze systemy kanalizacyjne nie są w stanie obsłużyć dużych opadów. Zalewanie ulic i budynków stanie się codziennością do czasu, aż odkopiemy stare systemy melioracyjne lub zbudujemy je od zera. Tu nasze miasta czekają potężne inwestycje. Już teraz projektuje się wewnętrzne systemy retencji i dystrybucji wody deszczowej na terenach nowo budowanych zespołów budynków, ale to nie wystarczy.

Wspominał pan o betonowaniu miast. Co z nim?

No właśnie, odejście od betonozy to szalenie ważny temat. Moda na betonowania placów i rynków na szczęście przemija, choć w Polsce zdarzają się jeszcze miejsca, gdzie jest inaczej, choćby w Kutnie, ale też we Wrocławiu. Odejście od betonu to ograniczenie powierzchni, które łatwo się nagrzewają. Mniej odkrytego betonu lub kamienia to obniżenie temperatury odczuwalnej, czyli poprawa komfortu życia mieszkańców. Musimy więc zacienić chodniki i elewacje. To trudne, bo drzewa nie rosną w pięć minut, a większe sporo kosztują. Nie mamy jednak odwrotu. Dobrym pomysłem jest wprowadzanie pnączy, zwłaszcza na południowe i zachodnie elewacje. To tworzenie poduchy chroniącej przed nagrzewaniem.

Co jeszcze można zrobić i co robi się na świecie?

W dużych miastach, w których od XIX wieku dochodziło do zamykania duktów wodnych, rzek, rzeczułek, kanałów wodnych, jest dziś tendencja do ich odkopywania. Widzimy to w Seulu, gdzie zdemontowano autostradę z lat 60., odkopano rzekę, która była pod nią, i stworzono liniowy park miejski. Podobnie zrobiono w Mediolanie w dzielnicy Naviglio.

Czyli zieleń wraca do miast?

Zdecydowanie. Zazielenienie miast sprzyja przy okazji odbudowywaniu bioróżnorodności, którą do tej pory niszczyliśmy. Dziś staramy się umożliwiać powrót do miast różnym roślinom, owadom, a nawet większym zwierzętom.

Łąki kwiatowe, które widzimy coraz częściej w naszych miastach, to przejaw tego trendu?

Tak. Myśmy wykopali z miast bioróżnorodność. Dziś mamy załąkawianie nieużytków na zamówienie władz miast. Tę tendencję widzimy zresztą u projektantów krajobrazu, którzy coraz częściej współpracują w tym zakresie z biologami zajmującymi się fauną i florą. Pojawia się temat retencji wody i używania jej do tworzenia mikroklimatów na terenach zielonych. Nie boimy się zmian, które odstają od stereotypu miejskości czy miejskiego parku. Parków projektuje się dziś w Polsce bardzo dużo. Potrzeba myślenia o krajobrazie jest teraz bardzo ważnym tematem, tak jak dziesięć lat temu przestrzeń publiczna. Wtedy ludzie doszli do wniosku, że chcą mieć wpływ na swoje otoczenie, choć nie bardzo wiedzieli jaki. Teraz to przybiera jeszcze szerszą skalę, bardzo konkretną. Dziś chcemy mieć wpływ na działania i inwestycje związane z rekreacją, ekologią, z rekreacją ruchową. Covid jeszcze to pogłębił.

Jak jeszcze Covid-19 wpłynął na funkcjonowanie miast?

W czasie pandemii przestaliśmy używać funkcji masowych miasta. Na znaczeniu straciły imprezy masowe, kina, nawet teatry. Galerie handlowe i restauracje straciły klientów. 20 proc. biznesów sektora gastronomicznego zbankrutowało. Mam wrażenie, że dochodzimy do sezonowego używania różnych funkcji, które kojarzymy z miastem. Nie mamy teatrów na wsi, nie mamy tam wielkoskalowych stadionów czy galerii sztuki. W miastach będziemy z nich korzystać w wybranych okresach, na przykład w sezonach niegrypowych. Miasteczka i wsie znowu mogą zyskać na znaczeniu. Zmiany w strukturze pracy uruchomiły miasteczka i wsie wokół wielkich miast. I to już w odległości nawet dwóch godzin drogi, a nie jak dotąd – do godziny.

To już widać. Ceny działek za miastem szaleją. Chcemy się budować z dala od metropolii.

Wręcz szukamy miejsc słabiej zaludnionych. Wydaje się, że to będzie trwało. Radzimy sobie z pracą zdalną. I coraz częściej pragniemy życia w kontakcie z naturą. Jak grzyby po deszczu rosną mikrodomy. Często towarzyszy im zakup szklarni przydomowej, pojawia się hobby farming. Ucieczka na przedmieścia lub wręcz na wieś to nowa tendencja, która nie zniknie zaraz i będzie szła ręka w rękę z problemem demograficznym. To wyzwanie dla miast. Uważam, że musimy wpuścić do miast nowych mieszkańców i zadbać o dobre z nimi współistnienie.

Porozmawiajmy o trendach w rozwoju miast, które służą poprawie jakości życia mieszkańców. Widzi pan takie działania?

Oczywiście. Najważniejszym trendem wpływającym teraz na sytuację w miastach jest wzrost świadomości proekologicznej. Drugim jest reakcja na pandemię.

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Dolny Śląsk wspiera turystykę społeczną
Jakość życia
Regiony biedniejsze rozwijają się, ale bogatych nie dogonią
Materiał partnera
Wrocław inwestuje w zieleń i odnawialne źródła energii
Materiał partnera
Wielkie zmiany w marszałkowskich szpitalach Pomorza Zachodniego
Jakość życia
20 lat Bydgoszczy w UE. Spełniliśmy marzenia