– Już rok temu w marcu, ale również wcześniej przed pandemią, my samorządowcy biliśmy na alarm, że kondycja finansowa samorządów się pogarsza z wielu powodów. Działo się tak ze względu na zmiany podatkowe, na to, że gminy muszą dokładać coraz więcej do subwencji oświatowej, na rosnące ceny energii czy rosnącą płacę minimalną – wyliczała.
CZYTAJ TAKŻE: Ortyl: pieniądze na odbudowę po pandemii wydawajmy mądrze
Sytuację z poziomu regionu oceniła Anna Huk, wicemarszałek województwa podkarpackiego, która również przyznała, że samorządy znajdują się w trudnej sytuacji.
– Każdego dnia doświadczamy, że pandemia pociąga za sobą recesję i problemy społeczno-gospodarcze. Mając na uwadze tę sytuację z ogromną uwagą przygotowywaliśmy się do uchwalenia budżetu w utrudnionej sytuacji. Dużą wagę przywiązywaliśmy do długu oraz do tego, by zabezpieczone zostały środki na wkład własny do różnych projektów, tak by nie trzeba było posiłkować się kredytami. Płynność finansowa jest, widać pewne opóźnienia np. w pływach z CIT, ale sytuacja jest stabilna – podkreśliła.
Ciosy z różnych stron
Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy, przyznał, że bardziej negatywny wpływ na finanse samorządów miały zmiany, które zaszły w przepisach podatkowych niż pandemia. – Bydgoszcz jest teraz w dobrej sytuacji, ponieważ w kryzys wchodziliśmy w dobrej sytuacji, ale mniej środków teraz to mniej inwestycji. W ekonomii nie ma cudów i jeśli będziemy biedniejsi, to będziemy mniej inwestować. To, co bolało mnie najbardziej to to, że rządzący mówią, że samorządowcy mają więcej pieniędzy. Przychody rzeczywiście są wyższe, ale wydatki rosną szybciej, a to powoduje, że nasza sytuacja zdecydowanie się pogorszyła. Absurdalność niektórych obostrzeń z początku pandemii miała bezpośredni wpływ na nasze budżety. Ponadto każdy samorząd w miarę możliwości starał się pomagać lokalnym przedsiębiorcom, chociażby poprzez ulgi w czynszach – zaznaczył.