Piotr Adamowicz: Konfrontacja będzie trwać

Po śmierci Pawła spory ucichły, ale na krótko. Bardzo szybko dowiedziałem się od mojego znajomego, że słyszał rozmowę polityków pewnej partii, w której stwierdzili: „Cholera, mają teraz swój Smoleńsk” – mówi w rozmowie z nami Piotr Adamowicz, brat tragicznie zmarłego prezydenta Gdańska, były dziennikarz, a dzisiaj poseł Koalicji Obywatelskiej.

Publikacja: 12.01.2020 12:24

Paweł Adamowicz, tragicznie zmarły rok temu prezydent Gdańska.

Paweł Adamowicz, tragicznie zmarły rok temu prezydent Gdańska.

Foto: fot. Karol Kacperski

Czas leczy rany?

Nie. Może zbyt mało go upłynęło. W pierwszych miesiącach po śmierci Pawła było nawet łatwiej, ponieważ było wiele rzeczy bieżących do załatwienia. Na zasadzie: jest sprawa i trzeba ją załatwić. Dzięki temu, było mniej czasu na myślenie i na wspomnienia. Było też sporo zadań. Wyjazdy związane z upamiętnieniem Pawła, odsłonięcia tablic, prośby o zabranie głosu, co też było niełatwe, bo zawsze wiązało się przypominaniem jego życiorysu i wspomnieniami. Z drugiej strony za te wszystkie gesty serdecznie dziękuję.

Wracacie podczas spotkań rodzinnych do wydarzeń ze stycznia 2018?

Nie.

Co by było gdyby wszystko potoczyłoby się inaczej?…

Nie. Jest za wcześnie. Wszystko jest zbyt świeże.

Śledzisz wiadomości dotyczące Stefana W., zabójcy prezydenta?

Wszystkie. Zajmuję się tym na bieżąco.

Jako oskarżyciel posiłkowy?

Jeszcze nie.

A będziesz nim?

Wszystko zależy od tego w jakim kierunku podąży śledztwo. Czy W. zostanie uznany za osobę w pełni niepoczytalną, czy też osobą chorą, ale jednak z pełną lub częściową poczytalnością. Dwie opinie –psychologiczna i sądowo-psychiatryczna, napisana, przez lekarzy z aresztu śledczego w Krakowie, stwierdzają, że W. cierpi na schizofrenię z pełną niepoczytalnością. Opinie te budzą jednak zasadnicze wątpliwości co do podstaw, na jakich wysnuto taki wniosek. Na przykład trzy testy, którym został poddany W., nie mają polskiej akredytacji, dlatego nie powinny być zastosowane. Zresztą prokuratura też miała wątpliwości w sprawie tych opinii dlatego powołano nowych biegłych.

CZYTAJ TAKŻE: Rada Etyki Mediów ws. publikacji na temat Pawła Adamowicza

Przygotowują nowe ekspertyzy?

Tak. Schizofrenia nie wyklucza odpowiedzialności karnej. Ale wyłączona możliwość rozpoznania czynu – już ją wklucza. I na tym polega problem. Z tej racji, że nie jestem lekarzem, tym bardziej psychiatrą, konsultowaliśmy opinię z grupą psychiatrów i psychologów, wśród których były osoby z bogatym dorobkiem naukowym i tytułem profesorskim. Na moje pytanie, czy podpisaliby się pod taką opinią, odpowiedź brzmiała – nie. Wskazywali na błędy metodologiczne, brak wykonania pewnych badań, niezweryfikowanie wcześniejszego rozpoznania schizofrenii. Te opinie są napisane niezgodne z warsztatem.

W mojej ocenie widać pewien logiczny ciąg zdarzeń: przed wyjściem na wolność W. mówi współwięźniom, że będzie o nim jeszcze głośno, że on tu wróci, że wróci na dożywocie. Zapowiada coś spektakularnego.

Do popełnienia morderstwa nie służy mu nóż kuchenny zabrany z domu, ale kupuje odpowiedni nóż, w specjalistycznym sklepie z militariami. Typuje miejsce, termin, następnie wygłasza swoistą deklarację. To w zupełności logiczny ciąg zdarzeń.  Czyli W. świetnie wiedział co robi.

Chciał dokonać zbrodni z premedytacją?

W nocy 14 stycznia, po operacji zadałem lekarzom pytanie o realne rokowania. Jeden z operujących profesorów opowiedział, że tego typu obrażenia spotyka się na wojnie albo w podręcznikach. Rozumiem linię postępowania pełnomocnika W., który zaktywizował się w mediach i domaga się przeniesienia na podstawie opinii z aresztu śledczego do zakładu psychiatrycznego. To jednak był mord świadomy.

Będziesz walczyć, by W. został skazany?

Mogę mówić za siebie. To jest kwestia poznania prawdy. Jeżeli eksperci, uznają, że W. jest niepoczytalny i chory psychicznie należy się z tym pogodzić. Będę musiał się z tym pogodzić, ale najpierw muszę mieć jednoznaczne, przekonywujące opinie. Jeżeli był walnięty, to nic się nie poradzi, ale niektórzy wskazują, że on gra. Schizofrenik napada na pierwszą spotkaną z brzegu osobę albo sam dokonuje samookaleczenia, a my mamy tutaj do czynienia z ciągiem logicznych zdarzeń.

""

Piotr Adamowicz / fot. Artur Andrzej, Wikipedia

regiony.rp.pl

Ta śmierć wywołała wielkie poruszenie.

Tak, dlatego też chciałem podziękować wszystkim, w tym nieznanym ludziom, którzy okazywali współczucie i solidarność. Na ulicach, placach, kościołach, czy też w korespondencji.

Wszyscy okazywali współczucie i solidarność?

Oczywiście, że spotkałem się też z hejtem i fakenewsami. Np. takimi, że Adamowicz żyje. Jedna z osób, uparcie propagowała takie treści w Internecie. Skończyło się, że uczelniane centrum kliniczne złożyło sprawę do prokuratury o ściganie. To było tuż po zabójstwie. Ale nie tylko wtedy. W czasie kampanii wyborczej na rynku w Gdańsku, kiedy podszedłem do starszego pana z ulotką, zachęcając do przeczytania, usłyszałem, że Adamowicz żyje na Kanarach. Powiedziałem, że Kanary to nie jest zbyt dobre miejsce, bo o to Unia Europejska i można by go łatwo namierzyć.

Wtedy podeszła żona tego pana i słysząc naszą rozmowę stwierdziła: „Co ty temu panu mówisz? Jest inaczej. Adamowicz przecież mieszka w wielkiej willi z basenem, razem z Kulczykiem”.

To był rynek na gdańskim Przymorzu, gdzie 40 do 50% to wyborcy PiS. Widzieli moją ulotkę, ale chyba nie do końca wiedzieli, z kim dokładnie rozmawiają.

CZYTAJ TAKŻE: Prezydent z pokolenia rozżarzonych głów

W pierwszym tygodniu po zamachu spory polsko-polskie na chwilę jednak ucichły.
Ucichły, ale to było krótkie. Bardzo szybko dowiedziałem się od mojego znajomego, że słyszał rozmowę polityków pewnej partii w której stwierdzili: „Cholera, mają teraz swój Smoleńsk”.

Czyli zamiast szansy pojednania kolejny katalizator podziałów?

Dla wielu życie wróciło na „tradycyjne, polskie tory”. Trzy dni po zabójstwie, zadzwonił do mnie czeski dziennikarz Pavel Novak z tamtejszego publicznego radia. Pytał mnie, czy ta śmierć coś zmieni. Odpowiedziałem mu, że nie. Novak uznał mnie za pesymistę. Więc wytłumaczyłem wtedy koledze po fachu, że nie jestem pesymistą, ale realistą. Przywołałem przykład tego, co się działo po śmierci Jana Pawła II. Kiedy to zwaśnieni kibice Wisły i Cracovii, wspólnie modlili się, padali sobie w ramiona, palili razem świeczki. I niebawem zaczęli ze sobą rozmawiać przy pomocy maczet. Po takiej argumentacji kolega Novak już zrozumiał.

W polityce też obowiązuje kultura kibolska?

Skoro mówimy o zasadach w życiu publicznym, to mogę przywołać przykład z Białegostoku. W trakcie uroczystości pośmiertnego nadania honorowego obywatelstwa mojemu bratu pojawił się prawosławny biskup. Nie pojawił się za to ani jeden z trzech biskupów katolickich. Ba, nie wydelegowano nawet proboszcza. A z kim sympatyzuje polski kościół – wszyscy wiemy.

Lekceważenie to oczywiście zła cecha, ale nie nie można tego ocenić jako zachowania typowo kibolskiego. Dlatego wracam do polityków, bo to oni wyznaczają standardy debaty publicznej.
Tak więc odpowiem, że kultura kibolska jeszcze nie obowiązuje, ale wszelkimi dostępnymi metodami działania, na granicy prawa, usiłuje się zbudować, zupełnie nową Polskę, z zupełnie nowymi elitami. Już bez hasła III RP, ale robi się to samo.

Śmierć Pawła Adamowicza jest jednak używana przez obydwie strony barykady politycznej. Szczególnie tutaj w Gdańsku.

Ja nie używam cepa. Mało tego, gdy padały propozycje organizowania cyklicznych spotkań przypominających o tragicznym wydarzeniu, to stanowczo powiedziałem, że to zły pomysł. Miałem w pamięci wszystko, co się działo na Krakowskim Przedmieściu po tragicznym wypadku w Smoleńsku. Przychodzili do mnie ludzie z propozycjami, by coś rozkręcić. Pytałem: tylko po co?

CZYTAJ TAKŻE: Gdańskie lotnisko wybuduje biurowce

Rozkręcić coś w sensie politycznym?

Różne osoby okazywały chęć publicznego okazania pamięci i sprzeciwu. Co mogło być wykorzystane politycznie. Właśnie tego chciałem uniknąć.

Gdańsk jest chyba dzisiaj miejscem konfliktu, jak mało które miasto w Polsce.

Na to wygląda. Gdzie się człowiek nie ruszy, to ekipa rządząca krajem widzi jakiś problem. Europejskie Centrum Solidarności, Muzeum II Wojny Światowej, Westerplatte, a nawet wokół nowej dzielnicy na terenach postoczniowych zwanej Młodym Miastem. Rzecz w tym, że Gdańsk jest miastem symbolicznym ze względu na wiele wydarzeń z najnowszej historii. Poza tym uważany jest za kolebkę PO, więc lokalni PiS-owcy chcą się wykazać przed Nowogrodzką, a sama Nowogrodzka chce napisać historię nie tylko Gdańska, ale i Polski na nowo.

CZYTAJ TAKŻE: Gdańsk rośnie w siłę

Te konflikty hamują miasto?

Myślę, że tak. W obecnej sytuacji nie ma jednak mowy o ich zakończeniu. Obecna ekipa rządząca chce zmienić Gdańsk i całą Polskę. Prosiłem premiera Morawieckiego, żeby coś zrobił w sprawie częściowego cofnięcia finansowania ECS przez Ministerstwo Kultury. Premier obiecał, że porozmawia z ministrem Glińskim. Jak to się skończyło – wiemy. Dodatkowej kasy na ECS nie będzie, ale na nowo powołany Instytut Dziedzictwa Solidarności będzie.

Może to zabrzmieć górnolotnie, ale jak się prześledzi wielowiekową historię, to Gdańsk był zawsze miastem z dużą dozą niezależności. Tak więc będziemy świadkami dalszej konfrontacji.

Przez lata politykę obserwowałeś i opisywałeś jako dziennikarz, m.in. w Rzeczpospolitej. Czemu zdecydowałeś się na wejście do niej?

Nie zabiegałem o umieszczenie na liście, długo się opierałem. Wiele osób, począwszy od starej opozycji w PRL, a skończywszy na samorządowcach, przekonywało mnie, że moje doświadczenie i wiedza przydadzą się w życiu publicznym.

A ty się w niej odnajdziesz?

Na razie próbuję zrozumieć, czy da się solidnie pracować będąc w chaosie. Żeby zrozumieć, czym jest chaos, wystarczy zapoznać się z organizacją pracy sejmu i porównać z Europarlamentem.

Czas leczy rany?

Nie. Może zbyt mało go upłynęło. W pierwszych miesiącach po śmierci Pawła było nawet łatwiej, ponieważ było wiele rzeczy bieżących do załatwienia. Na zasadzie: jest sprawa i trzeba ją załatwić. Dzięki temu, było mniej czasu na myślenie i na wspomnienia. Było też sporo zadań. Wyjazdy związane z upamiętnieniem Pawła, odsłonięcia tablic, prośby o zabranie głosu, co też było niełatwe, bo zawsze wiązało się przypominaniem jego życiorysu i wspomnieniami. Z drugiej strony za te wszystkie gesty serdecznie dziękuję.

Pozostało 93% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Dyskusje
Jerzy Buzek: Zohydzanie Polakom Zielonego Ładu to cynizm
Dyskusje
10 tys. zł za krótki film. Startuje 9. edycja konkursu #63sekundy
Dyskusje
Zygmunt Berdychowski: Potrzebne jest nowe otwarcie
Dyskusje
25 lat samorządu województw. Co się udało, co przyniesie przyszłość?
Dyskusje
Prezydent Lublina: Robimy to, co do nas należy