Ma pan receptę na przyciąganie inwestorów?
Mam. To niezwykle skuteczna receptura, postaram się nią podzielić. Na początek odrobina historii. Wrocław jest dziś w zupełnie innym miejscu, niż był na początku lat 2000. Miasto z mało rozpoznawalnego ośrodka na arenie europejskiej i światowej stało się tygrysem gospodarczym. Dziś Wrocław konkuruje o projekty inwestycyjne z takimi markami jak Barcelona, Zurych czy Manchester. Jeszcze na początku XXI wieku we Wrocławiu prym wiodły tradycyjne firmy produkcyjne. Postanowiliśmy to zmienić, postawić na dywersyfikację branż, ale także oprzeć nasze działania na największym kapitale naszego miasta – na mieszkańcach, wśród nich mamy dzisiaj ponad 120 tysięcy studentów. Samorząd zaczął tworzyć dobre warunki do inwestowania, a jednocześnie spajał środowisko biznesowe z akademią. Chyba jako pierwszy w Polsce powołał specjalne biuro do spraw współpracy z uczelniami wyższymi. W efekcie stopa bezrobocia spadła z ponad 13 proc. do 1,7 proc., a aglomeracja wrocławska, patrzymy bowiem na Wrocław jako na odpowiedzialną stolicę Dolnego Śląska, stała się najprężniej działającym ośrodkiem gospodarczym w Polsce. Swoje siedziby ulokowały tu takie firmy jak UBS, BNY Mellon, HPE, BSH, Toyota, Nokia czy koncern LG.