Dla golasów są plaże, a nie deptaki i restauracje

Mieszkańcy nadmorskich miejscowości mają dość opasłych brzuchów nieokrytych koszulkami. Na razie jednak tylko Sopot postanowił walczyć z turystami-niechlujami.

Publikacja: 05.07.2018 14:10

Stroje, które są dobre na plażę…

Stroje, które są dobre na plażę…

Foto: Shutterstock

Zaczął się wakacyjny sezon. Polacy ruszają w trasy, jadą na plaże. Wprawdzie plażowanie może trwać godzinami, ale w końcu każdy poczuje głód i, porzucając ręczniki czy grajdoł, wyruszy na małe co nieco. Problem pojawia się w chwili opuszczania plaży czy pomostu. W jakim „stanie odzieżowym” miłośnicy słonecznych i nie tylko kąpieli wychodzą do ludzi? Często mokrym i niekompletnym. Dość – powiedzieli włodarze Sopotu. Inni są mniej rewolucyjni, ale przyznają, że kobiety w bikini czy panowie bez koszul nie są mile widziani we wszelkiego rodzaju knajpkach czy smażalniach. Edukacja społeczeństwa trwa więc nawet w wakacje. Często niestety widać, jak bardzo jest spóźniona.

Wizerunek i propaganda

Sopot uczy turystów, którzy wychodzą z plaży i roznegliżowani spacerują po centrum kurortu, deptakach, wchodzą do różnego rodzaju obiektów gastronomii i pochłaniają lancze czy obiady. W mieście pojawią się więc plakaty, z których nawet ci co czytać nie potrafią, mogą się zorientować, że w konkretnych miejscach golasy nie pasują do otoczenia.

– Akcja przynosi skutek – cieszy się Jak wspomina Magdalena Jachim, rzecznik prezydenta Sopotu na wieść o decyzji władz rozdzwoniły się u niej telefony. Mieszkańcy pytali „Gdzie i kiedy będzie można odebrać nalepki?”. Miasto postawiło na dwa wzory: „Nieubranych nie obsługujemy” i „Stop golasom”. Taka wizerunkowo-propagandowa akcja, zdaniem włodarzy, jest potrzebna, bo plaża i centrum miasta ze sobą sąsiadują.

– Mam dosyć – mówi „Życiu Regionów” pan Krzysztof, prowadzący malutkie bistro przy popularnym Monciaku. I wylicza: tony piachu, mokre, ociekające tłustymi olejkami siedziska foteli i wylewające się na stoliki spalone i spocone brzuchy, głównie niestety polskich turystów. Zna przysłowie „klient nasz pan”, ale dla niego liczy się kulturalny klient. Przyznaje, że coraz częściej zwraca uwagę klientom, że plaże zostawili kilkanaście minut temu. Jeśli chcą pozostać niech na siebie coś wrzucą. Jaka jest ich reakcja?

– Różna – mówi pan Krzysztof. – Pracują u mnie młodzi ludzie,studenci, tak więc zwracanie uwagi gościom biorę na siebie. Co na to klienci? Jedni wychodzą obrażeni, inni wygrzebują z koszy i toreb ubrania i narzucają na siebie. Porządek musi być – mówi pan Krzysztof i zapewnia, że zwracanie uwagi się opłaci. Coraz rzadziej bowiem musi przypominać klientom o stroju, ale nalepki z szyb nie zdejmie. – Tak na wszelki wypadek, gdyby zawieruszył się jakiś golas – mówi.

W miejscach oznaczonych takimi nalepkami czy plakatami kelner może odmówić nam obsługi, jeśli będziemy chcieli zamówić jedzenie czy lody bez koszulki lub spodenek.

Sprawdziliśmy w kilkunastu mniejszych i większych nadmorskich miejscowościach, jak tam wygląda problem golasów. Bywa różnie, ale akcji propagandowej nie przewidują. Dowód?

Joanna Pawlak z biura prezydenta w Kołobrzegu mówi wprost, że miasto nie ma większego kłopotu z golasami na ulicach czy w punktach gastronomicznych. – To zaleta znacznego oddalenia części plażowej, uzdrowiskowej od centrum miasta – mówi. I zapewnia, że nie skarżą się ani turyści, ani mieszkańcy. Nie złożono do tej pory żadnych wniosków o wprowadzenie zakazu. Nie ma więc powodu by miasto uruchamiało specjalne akcje.

Jej zdaniem dużo zależy od ludzi, od kultury, jaką prezentują. – Poczucie estetyki ma tutaj ogromne znaczenie. U nas odpoczywa wielu obcokrajowców i to widać nie tylko na plażach, ale i ulicach, i w restauracjach – informuje.

Brak stroju też problem

W Świnoujściu też nie mają problemu z niekompletnie ubranymi wczasowiczami na ulicach miasta czy deptakach. Golizna jednak się pojawia. Gdzie? Na plaży naturystów, ale już po stronie niemieckiej. Miasto zadbało, by miejsca te były odpowiednio oznaczone, tak więc ci, co nie chcą patrzeć, patrzeć nie muszą. W Biurze promocji miasta dowiedzieliśmy się, że jak to zwykle latem bywa, u turystów widać rozluźnienie, także w strojach. Głównie w okolicach plaży, w smażalniach czy małych bistrach. Specjalnej akcji jednak miasto nie planuje. – Jeżeli komuś przeszkadza golizna może interweniować i poprosić o nałożenie koszuli czy sukienki – usłyszeliśmy.

Magdalena Kaczmarek jest rzecznikiem prasowym w Gdańsku. Zna sopocką akcję, ale twierdzi, że ze względu na położenie Gdyni i oddalenie plaż od centrum miasta problem jest mało widoczny.

– Mamy jeszcze więcej plaż niż w Sopocie. Ale one nie są położone w centrum miasta. Jeśli nawet widać niekompletnie ubranego wczasowicza, to zwykle błąka się on po alejkach przy plaży. W Gdańsku rozumieją jednak sopocką akcję i doceniają jej walory edukacyjne.

Parawanem w parawan

Władzom Władysławowa bardziej niż golasy sen z powiek spędzają parawany. Rozciągają się na całej szerokości plaży, przez co nie sposób przez nie przejść. Jak walczą? Metodą turystów. Otóż ratownicy z Władysławowa zaczęli stawiać na plażach własne parawany. Tworzą one tzw. korytarze bezpieczeństwa, czyli wolne strefy, które mają ułatwić dotarcie do brzegu plażowiczom, a także ratownikom, gdy zajdzie taka potrzeba. Nowy pomysł się sprawdza, choć niektórzy plażowicze wciąż nie stosują się do tabliczek z napisem „Nie zastawiać”. WOPR-owcy zwracają im wówczas uwagę, że takie zachowanie może utrudnić ratowanie czyjegoś życia lub zdrowia.

Pokazywanie nagich piersi na plaży nie jest wprost zakazane. Mamy za to w Polsce przepis o nieobyczajnym wybryku. „Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1500 zł albo karze nagany” – czytamy w kodeksie wykroczeń. Jak rozumieć ten przepis? Według niektórych interpretacji, oznacza on, że całkowicie bezpiecznie możemy opalać się topless na dzikich plażach. Problem robi się w przypadku plaż publicznych.

Są kraje, w których dla własnego bezpieczeństwa turysta czy turystka poza plażą nie chce kusić golizną. Tak jest np. w Egipcie, Tunezji czy Turcji. Ale bywają miejsca, w których czuje się na tyle bezpiecznie, że chętnie ściąga koszulkę lub nie wkłada spodni. Zwolennicy takiego luzu muszą mieć na względzie, że wiele państw nie tylko nie życzy sobie takiego zachowania, ale postanowiło też za nie surowo karać.

Przykład? W Hiszpanii ograniczenia dla turystów stają się już normą. Od kilku lat mamy zakaz spożywania alkoholu w wyznaczonych miejscach czy zakaz „parawaningu”. Kara? Konfiskata leżaków, koców, ręczników i materaców.

Kolejna miejscowość – San Pedro del Pinatar w hiszpańskiej Murcji – zaostrza mandaty. Od 18 lipca zapłacić będzie można nawet 3 tys. euro. Za co? Za granie w piłkę, skakanie do wody i zbyt odważne rozbieranie się na plaży.

Wiele zakazów wprowadzi Chorwacja. Turyści w popularnym mieście Hvar będą musieli nauczyć się dobrego zachowania. Za nieodpowiednie „zabawy”, w tym nadmierny negliż na ulicy, zapłacić można 700 euro.

Wstęp wzbroniony

W większości hoteli w zagranicznych miejscowościach turystycznych obowiązuje zakaz przychodzenia na posiłki w strojach plażowych. Dla tych, którzy nie wynieśli takich zasad z domu, na drzwiach restauracji naklejono nalepki. Kiedy i to nie pomaga, kelner może nas wyprosić. Kar nie ma, wstyd i owszem.

– Mamy barki na plaży, z których nasi goście mogą korzystać w stroju plażowym. Jest też barek przy basenie ze stołkami umieszczonymi w wodzie. Tam bikini czy szorty nikogo nie rażą. Ale to jedyne miejsca w których można sobie pozwolić na skąpy strój – mówi Matylda Kapuścińska, rezydentka w jednym z czterogwiazdkowych hoteli na Majorce. Zdradza, że często obsługa hotelu skarży się na gości, głównie z Polski i Rosji.

– Niewiele sobie robią z zasad kultury. Są głośni, często siadają przy stolikach w mokrych strojach. Trudno uczyć dorosłych ludzi, szczególnie kiedy przychodzą na posiłki wraz z dziećmi. Czego się Jaś nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał – przypomina Matylda.

Podobny problem zgłasza rezydentka hotelu na Sycylii. – Panuje tam naprawdę wysoka temperatura, do której mieszkańcy zdążyli się przyzwyczaić. Nie zdarza się im paradować poza plażą w strojach kąpielowych. Podczas jednej z wycieczek byłam świadkiem kiedy właściciel sklepiku wyprosił turystę z Polski, który z powodu upału zdjął koszulkę. Carabinieri, czyli włoska policja nie byli potrzebni… ©?

Opinie

Jan Golba, prezes Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych RP

Pewne standardy zachowania obowiązują wszędzie, czy to w górach, czy na Mazurach, czy też nad morzem. Jeśli zachowanie turystów, wczasowiczów mieści się w granicach prawa, to samorządy nie powinny w nie ingerować. Jeśli jest inaczej, to i owszem. W przypadku Sopotu sytuacja jest specyficzna, w innych miastach może się jednak pojawić pytanie o granice wyznaczenia stref plażowej i pozaplażowej. Tu może być problem. Weźmy np. tereny górskie, Mazury. Liczba potoków, rzek czy jezior jest tak duża, że trudno byłoby wydzielić teren z zakazem chodzenia w stroju kąpielowym. Oczywiście czym innym jest wybranie się turysty do centrum miasta w kąpielówkach. W takiej sytuacji sądzę, że lepsza byłaby dezaprobata przechodniów niż specjalne wizerunkowe akcje. Żeby tylko nie okazało się, że jesteśmy przewrażliwieni… ©?

Piotr Kłyk, Szkoła Dobrych Manier

Nagość czy szeroko pojęte roznegliżowanie w przestrzeni miejskiej nie jest niczym naturalnym. To co na plaży uchodzi za coś normalnego, już w restauracji czy cukierni może powodować krzywe spojrzenia. Dlaczego tak jest? Po pierwsze, należy wziąć pod uwagę normy społeczne. Nie chodzimy do miejsc publicznych bez ubrania. Warto pamiętać, że swobodny ubiór, a raczej jego brak, dla jednego będzie przejawem wakacyjnej wolności, dla drugiego niezachęcającym stanem rzeczy, w jaką zostały „wpisane” kurorty. Po drugie, nieodpowiedni strój, to nieokazanie szacunku ludziom żyjącym i pracującym nad morzem. Trudno wyobrazić sobie pana, który wyskakuje do osiedlowego sklepu po mleko, nie zakładając koszulki i spodni. Taka sytuacja w Krakowie czy Warszawie mogłaby budzić zgorszenie. Dlaczego więc inaczej miałoby być w przypadku Sopotu czy Kołobrzegu? ©?

Zaczął się wakacyjny sezon. Polacy ruszają w trasy, jadą na plaże. Wprawdzie plażowanie może trwać godzinami, ale w końcu każdy poczuje głód i, porzucając ręczniki czy grajdoł, wyruszy na małe co nieco. Problem pojawia się w chwili opuszczania plaży czy pomostu. W jakim „stanie odzieżowym” miłośnicy słonecznych i nie tylko kąpieli wychodzą do ludzi? Często mokrym i niekompletnym. Dość – powiedzieli włodarze Sopotu. Inni są mniej rewolucyjni, ale przyznają, że kobiety w bikini czy panowie bez koszul nie są mile widziani we wszelkiego rodzaju knajpkach czy smażalniach. Edukacja społeczeństwa trwa więc nawet w wakacje. Często niestety widać, jak bardzo jest spóźniona.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej