S8 otworzy Podlasie na świat…

Czekaliśmy na to wiele lat. Nasz rozwój był opóźniony przez słabą dostępność transportową. Teraz lepsze drogi przełożą się na poprawę sytuacji w biznesie – mówi Jerzy Leszczyński, marszałek województwa podlaskiego.

Publikacja: 02.07.2018 12:55

Jerzy Leszczyński urodził się  w Ciechanowcu w 1961 r. Absolwent Wydziału Rolniczego SGGW  w Warszaw

Jerzy Leszczyński urodził się w Ciechanowcu w 1961 r. Absolwent Wydziału Rolniczego SGGW w Warszawie. W 1992 r. wyjechał do USA na stypendium, podczas którego poznał organizację doradztwa i funkcjonowanie organizacji rolniczych. Członek PSL. Od 2015 r. marszałek woj. podlaskiego

Foto: materiały prasowe

Rz: W podlaskim sejmiku większość ma koalicja PSL–PO, ale pan ma problem z uzyskaniem absolutorium. Z czego się ten problem bierze?

Jerzy Leszczyński: Jak zwykle problem bierze się z braku porozumienia w pewnych kwestiach. Tu akurat chodziło o sprawy personalne, wybór przewodniczącego sejmiku. Jako koalicja mieliśmy różne zdania na temat konkretnej osoby, która była kandydatem. W końcu go wybraliśmy, zgodnie z rekomendacją klubu PO. Jednak przebieg całej sesji był na tyle niefortunny, że nie było 16 głosów potrzebnych do uzyskania absolutorium.

I co teraz?

Przeprowadzone analizy wskazują, że zarząd nie ma absolutorium, stajemy więc przed wnioskiem o odwołanie zarządu województwa, zgodnie z uchwałą o nieudzieleniu absolutorium. Myślę, że koalicja stanie jednak na wysokości zadania i zarząd będzie funkcjonował do końca kadencji. Inaczej sobie tego nie wyobrażam.

Ale całe to zamieszanie jest niepotrzebne. Sprawy personalne nie powinny być kwestią decydującą, gdy rozgrywają się tematy związane z absolutorium. Jako radni i zarząd jesteśmy powołani do tego, żeby jak najsprawniej zarządzać i wykonywać zadania nam powierzone, a nie przepychać się personalnie.

To jest niezrozumiała sytuacja.

Nie jest to dobry sygnał, szczególnie w roku wyborczym.

To nie pierwszy raz. Tarcia między PO i PSL miały miejsce cały czas w trakcie obecnej kadencji. To jest niełatwa koalicja. Politycznie mamy inne spojrzenie na pewne rzeczy.

Trochę się zmieniło w trakcie kadencji, wcześniej przewodniczył zarządowi marszałek z PO, teraz jest z PSL.

Tak. Nas też jest większość, bo dziewięciu radnych, PO ma siedmiu. Powinniśmy do końca kadencji pracować jak najlepiej i jak najspokojniej, bo jest wiele spraw do wykonania. Co będzie dalej, to zobaczymy. Wyborcy to ustalą. Liczymy, że PSL i nasz klub dalej będzie mógł brać udział w zarządzaniu województwem. Będziemy o to walczyć.

W tej chwili na poziomie wojewódzkim PiS rządzi tylko w jednym regionie. Według pana zmieni się to po wyborach?

Sondaże są różne. Np. sondaż dotyczący wyborów do sejmików zakładał, że w woj. podlaskim PSL będzie miało bardzo dobry wynik. Biorąc pod uwagę, że PiS ma większość parlamentarną i rząd, ma też duży wpływ na kreowanie polityki medialnej. Jest też kwestia konkretnych działań skierowanych do różnych grup, chociażby 500+. To powoduje, że argumentów obecnie rządzący mają dużo. Nam będzie trudno jako samorządom z niektórymi argumentami konkurować. Zwłaszcza, że rząd nieprzerwanie ogranicza nasze kompetencje. Ośrodki doradztwa rolniczego, wojewódzkie zarządy melioracji i urządzeń wodnych, wojewódzkie fundusze ochrony środowiska i wiele innych przechodzi pod nadzór ministrów. Następuje centralizacja państwa, a co za tym idzie, maleje wpływ samorządów na decydowanie o rozwoju regionów. Chyba nie o to chodzi.

Z drugiej strony wybory samorządowe są bardziej nastawione na konkretne osoby, do sejmiku również. W samorządzie lokalnym mieszkańcy głosują na ludzi, którzy coś zrobili w swoim środowisku. Są to osoby godne zaufania, lokalni liderzy.

Być może zmieni się układ na mapie politycznej sejmików. PIS przewiduje, że zwycięży w większości. Ja bym taki pewny nie był. W regionach mamy wiele problemów. Np. my jesteśmy regionem rolniczym i jest problem afrykańskiego pomoru świń. Słabo sobie z tym radzą kolejne rządy.

W ubiegłym roku wykonanie inwestycji w regionie było w okolicach 80 proc. założonego planu. Jaki jest plan inwestycyjny w tym roku?

Robimy inwestycje przede wszystkim na naszym majątku. Chodzi o drogi wojewódzkie, wsparcie szpitali czy jednostek kultury. Planowaliśmy w tym roku rekordowy budżet, blisko 1 mld zł, podobny jak w 2015 r., w końcówce wydawania funduszy unijnych z poprzedniego budżetu. Zakładamy, że wykonamy go przynajmniej w 80 proc., tak jak w ubiegłym roku. Ale to i tak będzie rekord. Chociaż muszę przyznać, że mamy duże problemy z inwestycjami drogowymi.

Chociażby z drogą nr 673 i firmą Unibep…

Tak. Ale jest też problem z drogą 690 i firmą Pribex. Musieliśmy rozwiązać obydwie umowy. Ogłoszone są już nowe przetargi w obu przypadkach. Te inwestycje miały być zakończone w tym roku, ale droga jest skończona w 25 proc., druga w zaledwie kilku. Niestety rynek wykonawców jest bardzo trudny.

Ale we wschodniej Polsce jest wysyp inwestycji.

To prawda. Kończona jest droga S8 z obwodnicą Marek. To daje nam otwarcie na świat. Jako województwo czekaliśmy na to wiele lat. Nasz rozwój był w dużej mierze opóźniony przez słabą dostępność transportową, szczególnie samochodową. Teraz podróż do Warszawy poniżej dwóch godzin sprawi, że poprawią się kwestie związane przede wszystkim z biznesem.

A będą kolejne inwestycje. W regionalnym programie operacyjnym mamy do dyspozycji 600 mln zł. Do końca 2020 r. musimy je zakontraktować, czyli podpisać umowy, a do 2023 skutecznie wydać.

Ile udało się do tej pory zakontraktować?

Około 80 proc. W tej chwili na drogach wojewódzkich mamy w realizacji osiem dużych inwestycji.

Czy któraś z nich jest zagrożona?

Oprócz tych dwóch, o których wspomniałem, pozostałe nie. Mamy cztery największe inwestycje w obrębie Białegostoku. Dwie na drodze do Łap, kolejna to droga do Supraśla. Czwarta to odcinek trasy do Hajnówki. Na te cztery drogi udało nam się pozyskać środki z Programu Operacyjnego Polska Wschodnia, bo mieliśmy już wcześniej dobrze przygotowane projekty. Jako województwo zabraliśmy w tym programie 25 proc. budżetu przewidzianego na tę oś, czyli 430 mln zł.

A z miastem Białystok wzięliśmy tam połowę środków. Dla regionu to duży zastrzyk. Teraz Białystok staje się bardzo dobrym miejscem do inwestycji, kształcenia i mieszkania. Między innymi dzięki temu, że poprawiają się warunki drogowe.

Oprócz tego prowadzimy dwie inwestycje w okolicy Łomży. Dofinansowaliśmy też szereg dróg w ramach programu regionalnego w samej Łomży i Suwałkach. Można powiedzieć, że w tej perspektywie unijnej w Podlaskiem trwa rewolucja drogowa. Liczymy, że zainwestujemy łącznie ok. 1,4 mld zł.

Nie ma zagrożenia, że w przypadku kontraktów, przy których wykonawcy zeszli z placu budowy, trzeba będzie zwracać środki unijne?

Te środki są zakontraktowane w naszym programie operacyjnym i są zarezerwowane na te dwie inwestycje. Problem jest inny.

Jaki?

Te przetargi były rozstrzygane w 2016 r. Mamy określoną pulę środków, ale teraz, w nowo rozpisanych przetargach, koszty będą dużo wyższe. Będziemy więc zmuszeni dołożyć ze środków własnych, a ich za dużo nie mamy. Te środki nie przepadną. Jest niepokój, ale zakładamy, że do końca roku uda się przyspieszyć, rozstrzygnąć przetargi, podpisać umowy z wykonawcami i zrealizować zakładaną tzw. certyfikację środków.

Resort inwestycji i rozwoju obawia się, że regiony wolno wydają pieniądze.

Chcielibyśmy te środki wydać jak najszybciej. Jest jednak wiele czynników zewnętrznych, na które nie mieliśmy i dalej nie mamy wpływu. Nasz program wystartował np. później od innych, bo rząd musiał uzgodnić warunki programu Polska Wschodnia. W efekcie nasze województwa są dziś na końcu stawki.

Z drugiej strony bardzo dobrze idzie realizacja programu Polska Wschodnia. Z czego wynika ta różnica?

To prawda, inwestycje realizowane w ramach Polski Wschodniej świetnie idą, chociaż są tu też pewne opóźnienia. Wykonawcy sygnalizują, że będą występować do nas o dopłaty do podpisanych umów.

To coraz większy problem w skali całego kraju, boryka się z nim na co dzień Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad.

My też będziemy pewnie musieli zmierzyć się z tym problemem – trudno będzie dyskutować z ewentualnymi decyzjami sądu. Na rynku zaszły ogromne zmiany i stąd te kłopoty. Myślę jednak, że nie będzie problemów z wydaniem środków do końca 2023 r.

W co inwestujecie oprócz dróg?

Dopiero podpisaliśmy umowę na finansowanie, ale jeszcze nie ma wykonawców na inwestycje w linie kolejowe w naszym województwie. Mamy małą sieć kolejową, najmniejszą w kraju w przeliczeniu na mieszkańca, ale i mamy ok. 200 mln zł na ten cel. Niedawno podpisaliśmy dwie umowy dofinansowania dla PKP PLK, ale PLK ma trudności z wyłonieniem wykonawców, bo ogłaszane przetargi nie są rozstrzygane. Cały czas naciskamy na nich, żeby środki szybciej wydać, ale nie wiem, czy do końca roku cokolwiek da się zrobić. Te inwestycje w tory kolejowe są ważne, bo w ich okolicach jest dużo firm przeładunkowych i sporo zainteresowanych inwestorów. Jako region jesteśmy oknem na Wschód. Tam, gdzie mogą powstać terminale przeładunkowe i inwestycje firm, które będą wysyłać i przyjmować produkty ze Wschodu, oznacza dla nas szansę rozwoju. Powstaną nowe miejsca pracy, szczególnie w pasie przygranicznym, który się cały czas wyludnia. Tam z niektórych miejscowości prawie wszyscy już wyjechali.

Dokąd?

Jeśli nie do Białegostoku, to do Warszawy, Brukseli czy Londynu. To nasza największa bolączka, że migracja następuje cały czas. Żeby zatrzymać młodych ludzi, musimy tworzyć warunki, żeby powstawały atrakcyjne miejsca pracy i zwiększały się dochody mieszkańców.

Żeby powstawały miejsca pracy, trzeba zaprosić inwestorów. Mimo że na terenie województwa działają podstrefy Suwalskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, to Podlasie nie słynie z atrakcyjności inwestycyjnej. Jak to zmienić?

Pomysłów i działań jest kilka. Inwestycje zagraniczne bądź kapitał zewnętrzny łatwiej przychodzą, jeżeli jest dobra infrastruktura, czyli dostępność. Droga ekspresowa dopiero w tym roku będzie zakończona. Rail Baltica buduje się i dopiero w 2020 r., może w 2021 r., będzie oddany pełny odcinek Warszawa-Białystok. Nie mamy też regionalnego lotniska. To kwestia ważna z punktu widzenia atrakcyjności inwestycyjnej. Chociaż w tej chwili jest budowany pas startowy w Krywlanach.

Dołożyliście jako zarząd województwa do tego projektu 16 mln zł. Ale jak pan mówi, to nie będzie lotnisko regionalne, zdolne obsługiwać większe samoloty. Czy jest w ogóle sens budowy takiego małego portu?

Zgodziliśmy się dołożyć do tej inwestycji z budżetu głównie na prośbę przedsiębiorców. To oni zgłaszali potrzebę, żeby lotnisko jak najszybciej powstało. Mieszkańcy mówią: „Takie małe lotnisko jest dla bogatych”. Tak to można odebrać. Ale dla kontaktów biznesowych i promocji województwa, organizowania większych spotkań, konferencji, szeroko rozumianego rozwoju biznesu, dobrze, że chociaż będzie takie. Maszyny do 50 osób będą mogły z niego korzystać. Pas startowy ma na razie 1350 m, ale da się go przedłużyć, co daje szanse, że w przyszłości skorzystają z niego również większe maszyny.

Jakie macie jeszcze pomysły na przyciągnięcie inwestorów?

Trzeba zdecydowanie poprawić promocję gospodarczą naszego województwa. Przygotowaliśmy strategię i teraz uruchamiany środki na dofinansowanie dla firm udziału np. we wszelkiego rodzaju targach i wystawach, także zagranicznych. Będzie też wsparcie promocji firm i terenów inwestycyjnych. Wspólnie z samorządami i przedsiębiorcami będziemy to robić w większym niż dotychczas zakresie.

Są jakieś branże, na których szczególnie wam zależy? Widzicie dla siebie jakieś nisze?

Nisze wynikają z naturalnego funkcjonowania na bazie naszych zasobów. W naszej strategii określiliśmy, że główną specjalizacją regionu jest przemysł rolno-spożywczy. W produkcji mleka i jego przetwórstwie jesteśmy potęgą w skali kraju i powoli stajemy się w Europie. Produkujemy ponad 20 proc. mleka w kraju. Trzy nasze największe firmy to Mlekovita, Mlekpol i Piątnica. One przetwarzają prawie 40 proc. mleka w kraju. To dużo. Następną specjalizacją jest przemysł maszynowy. Rolnictwo dało impuls, żeby budować maszyny rolnicze.

W tej chwili jesteśmy potęgą w przemyśle maszynowym, nie tylko produkcji maszyn rolniczych, ale ogólnie. Mamy najlepszy klaster obróbki metali w Polsce. Dobrym przykładem jest Pronar, który ma obecnie siedem zakładów.

To polskie firmy, mające korzenie w regionie. A inwestorzy z zewnątrz?

Z zewnątrz zainwestowała u nas np. IKEA. Jeżeli poprawimy infrastrukturę i dostępność transportową, to atrakcyjność inwestycyjna się poprawi. Promocja też pomoże. Na Expo w Mediolanie mieliśmy najlepszą ekspozycję. Byliśmy też w Astanie. Barierą jest siła robocza. Inwestor musi mieć kogo zatrudnić. Jeżeli nie ma, do tego jest daleko od rynków zbytu oraz źródeł zaopatrzenia, trudno mówić o atrakcyjności.

A współpraca ze Wschodem?

Mam nadzieję, że ruszy, bo to jest prawdziwa szansa. A w tej chwili nie zarabiamy na tym tyle, ile byśmy chcieli.

Macie jeszcze jakieś specjalizacje?

Współpracujemy z silnym klastrem budowlanym, ale warto też wspomnieć o klastrze informatycznym, który się prężnie rozwija. Może nie tak jak w Lublinie czy Rzeszowie, ale potencjał jest. W naszym województwie pracuje ponad 4 tys. programistów, głównie w Białymstoku. To też dobry znak, że młodzi widzą w regionie możliwości rozwoju.

Czyli w Białymstoku mieszka się dobrze?

Tak. Wygodnie, w miarę tanio, w czystym środowisku, ładnej okolicy. W Podlaskiem jakość życia jest oceniana bardzo wysoko. Musimy to tylko dobrze sprzedać na zewnątrz.

A turystyka?

Często się kojarzymy z prężną turystyką ze względu na nasze zasoby naturalne: parki krajobrazowe i narodowe, a głównie Puszczę Białowieską. Ale nie jest to klasyczna turystyka masowa, ale kwalifikowana dla tych, którzy chcą przyjechać do naturalnego środowiska, daleko od zgiełku. Dla wielu niezwykle ciekawa jest nasza różnorodność kulturowa, wynikająca z tradycji mieszkających w Podlaskiem mniejszości narodowych i religijnych. Rozwija się też rolnictwo ekologiczne i produkty tradycyjne. To trzeba powiązać z gastronomią i ofertą dla turystów. Jest szereg ośrodków, chociażby Supraśl czy Tykocin, które się pod tym względem świetnie rozwijają.

Próbujecie lobbować za tym, żeby utrzymać w następnej perspektywie unijnej mocny element Polski Wschodniej, aby były pieniądze na współpracę transgraniczną. Czy te apele nie są przypadkiem głosem wołającego na puszczy?

Można niestety odnieść takie wrażenie. Nie tylko nasz region, ale władze województw z całej Polski mocno artykułują potrzebę kontynuacji regionalnych programów rozwojowych. Jednak propozycja budżetu Unii Europejskiej ogranicza finansowanie polityki spójności i wspólnej polityki rolnej, która w naszym województwie ma bardzo duże znaczenie.

A pieniędzy na politykę rolną ma być mniej aż o jedną czwartą…

Oczekujemy od rządu, żeby podjął zdecydowane działania i negocjacje, aby dalej były pieniądze na rozwój regionalny z polityki spójności, przynajmniej na regiony, gdzie proces restrukturyzacji jeszcze się nie zakończył. Z drugiej strony jestem świadomy, że nie mamy dobrej opinii w Komisji Europejskiej jako kraj. Mam nadzieję, że to się z czasem unormuje.

Jako jedyne województwo w Polsce uczestniczymy w Konferencji Peryferyjnych Regionów Nadmorskich Europy, tzw. CPMR. Jesteśmy w trudnej sytuacji, bo jesteśmy na peryferiach UE, ale to dotyczy praktycznie wszystkich regionów, które funkcjonują z dala od centrum. Nam potrzebne jest dodatkowe wsparcie.

Myśli pan, że to wsparcie będzie i rząd będzie umiał znaleźć z KE kompromis?

Mam taką nadzieję. Jestem przekonany, że jeżeli rząd będzie chciał skorzystać z naszego poparcia i lobbingu, pomogą wszyscy marszałkowie i samorząd.

Sami też próbujecie lobbować w Brukseli?

Zdecydowanie tak. Jako województwa wschodniej Polski mamy w Brukseli przedstawicielstwo, czyli Dom Polski Wschodniej. Jest to dobre rozwiązanie, bo ogranicza koszty, a projekty możemy wspólnie i łatwiej realizować. Zapraszamy do Podlaskiego i inwestorów, i turystów, zarówno w Brukseli, jak też poprzez udział w targach i imprezach wystawienniczych w kraju i Europie. To województwo interesujące, coraz bardziej nowoczesne i wciąż szanujące swoje zasoby. Podlaskie jest zasilane naturą, warto z tego skorzystać.

Rz: W podlaskim sejmiku większość ma koalicja PSL–PO, ale pan ma problem z uzyskaniem absolutorium. Z czego się ten problem bierze?

Jerzy Leszczyński: Jak zwykle problem bierze się z braku porozumienia w pewnych kwestiach. Tu akurat chodziło o sprawy personalne, wybór przewodniczącego sejmiku. Jako koalicja mieliśmy różne zdania na temat konkretnej osoby, która była kandydatem. W końcu go wybraliśmy, zgodnie z rekomendacją klubu PO. Jednak przebieg całej sesji był na tyle niefortunny, że nie było 16 głosów potrzebnych do uzyskania absolutorium.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej