Początek jesieni dla klientów kupujących węgiel, głównie opałowy, okazał się nerwowy. Uchwały antysmogowe i problemy z dostawami importowanego surowca dla odbiorców indywidualnych w Polsce ujawniły problemy na rynku węgla. Antysmogowe przepisy na Śląsku i w Małopolsce spowodowały, że z rynku detalicznego zniknął m.in. muł, ze względu na niską cenę bardzo popularny wśród niezamożnych klientów, którzy w obawie przed wzrostem cen kupowali go więcej niż zazwyczaj.
Jest i drugi problem – logistyczny – z surowcem sprowadzanym głównie z Rosji transportem kolejowym. – Pewne kłopoty mogą występować w niektórych regionach kraju. W szczególności dotyczy to składów opałowych, które nie współpracują bezpośrednio z PGG, a dotychczas zaopatrywane były przez dostawców węgla importowanego – przyznaje Tomasz Głogowski, rzecznik Polskiej Grupy Górniczej, największego producenta węgla w kraju, który w tym roku dostarczył na rynek o ponad 200 tysięcy ton węgla więcej niż w takim samym okresie ubiegłego roku. Jak widać, to nie wystarcza.
– Uchwały antysmogowe wyrzuciły z rynku 2 miliony ton węgla – wskazuje Jerzy Markowski, ekspert i były wiceminister górnictwa.
Skąd więc problemy? – Największą bolączką jest obecnie dostępność wagonów. Węgiel konkuruje o nie z branżą kruszyw, która notuje rekordową sprzedaż. Poza tym wiele kolejowych inwestycji w kraju powoduje, że pociągi jeżdżą wolniej. Sytuacja na szczęście się normalizuje – tłumaczy Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.
Znaczna grupa polskich klientów przez wiele lat zaopatrywała się u dostawców importujących węgiel. – Dziś, gdy sytuacja na rynku węgla zmieniła się diametralnie i okazało się, że węgiel z importu jest droższy od tego produkowanego w Polsce, a dodatkowo występują problemy z jego dostawą koleją, ci klienci żądają od PGG zabezpieczenia dostaw, które mogą być realizowane transportem samochodowym. Tymczasem kopalnie ze względów technologicznych nie mogą ot tak sobie zwiększyć produkcji, bo to technicznie niemożliwe – mówi Głogowski.