Gdy 25-letni pisarz wyszedł o świcie z pociągu po całonocnej podróży z Warszawy, jego oczom ukazał się iście magiczny widok. Wysiadł na stacji w Nadbrzeziu, wtedy biednej nadwiślańskiej wiosce, a dziś części Sandomierza. Razem ze swoim towarzyszem podróży doszli do brzegu Wisły i tam znaleźli rzecznego przewoźnika, z którym popłynęli na drugą stronę.
Anna Król w książce „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie” z 2015 r. rekonstruuje pierwsze wrażenie literata następująco: „Wszystko w tym miejscu wydawało się im niezwykłe i tajemnicze. I ta nocna podróż, i świt, który ich zastał na brzegu Wisły, i widok zza wody na miasto na wzgórzu, niemal niezmieniony od czasów średniowiecza. Z łatwością wyobrażam sobie wrażenie, jakie na dwóch młodych mieszczuchach zrobił Sandomierz – otoczony wodą, zbudowany na wysokiej skarpie, zatopiony w porannej mgle. Ten widok, jak z tajemniczego obrazu Turnera, Iwaszkiewicz nosił w głowie przez długie lata”.