Niełatwa magia świętości

Premiera „Popiełuszki”, spektaklu o kapelanie Solidarności, odbędzie się w Teatrze im. Węgierki 21 października.

Publikacja: 16.10.2017 20:00

Jerzy Popiełuszko na plakacie najnowszej premiery Teatru im. Węgierki w Białymstoku.

Jerzy Popiełuszko na plakacie najnowszej premiery Teatru im. Węgierki w Białymstoku.

Foto: materiały prasowe

Autorów premierowej sztuki jest trzech: Konrad Szczebiot, kierownik literacki teatru, który rozpoczął prace, Janina Żukiewicz i Jan Nowara, reżyser spektaklu. Trzeba jednak zacząć od tego, że Podlasie to kolebka księdza Jerzego.

– Proszę wybaczyć prywatny ton, ale jest on w tym wszystkim niezwykle ważny: ja również przyszedłem tu na świat i się wychowałem, wśród tych ludzi, w tych krajobrazach, pośród tej specyficznej religijności – powiedział nam Konrad Szczebiot. – Ksiądz Jerzy towarzyszył mi od zawsze. Urodziłem się w dniu, gdy prawdopodobnie już nie żył – jego ostatnie chwile są wciąż wielką zagadką, i w szpitalnym radiu moja mama słuchała informacji o poszukiwaniach. Później setki, a może tysiące razy mijałem kościół w Suchowoli, w którym został ochrzczony. Moim bierzmowanym ojcem był kuzyn Waldemar Grzegorczyk, który był jednym z fotografików związanych z Solidarnością i utrwalił na kliszach wiele momentów życia księdza Jerzego. Mając świadomość tego wszystkiego, gdy przyszła propozycja uczestniczenia w powstawaniu tego tekstu, wiedziałem, że nie mogę odmówić.

Pozorna zwykłość

Pomysł na zrealizowanie spektaklu wyszedł od Regionu Podlaskiego NSZZ Solidarność.

– Ksiądz Jerzy jest patronem związku, a w tym roku przypada 33. rocznica jego tragicznej śmierci – mówi Konrad Szczebiot. – Postanowiliśmy się podjąć tego wyzwania, z jednej strony zdając sobie sprawę ze skali trudności, z drugiej zaś wierząc, że cel wart jest ryzyka. Udało się w niezbyt długim czasie zgromadzić wystarczające środki finansowe od licznych sponsorów oraz pokaźne grono artystów gwarantujące, minimum, zadowalający efekt końcowy.

W biografii księdza Jerzego są tematy trudne – jak relacje z prymasem Glempem, który – mówił o tym po latach w słowach pełnych pokory.

– Wiele jest momentów z życia księdza Jerzego, które mogłyby z łatwością stanowić kanwę osobnego dramatu – mówi Szczobiot. – To jeden z nich, ale nie wiem, czy nie najtrudniejszy. Nasz spektakl jest jednak okolicznościowy i ma za zadanie przybliżyć biografię w miarę całościowo. Wymagało to wielu skrótów i uproszczeń, formy bardziej szkicowej. Staraliśmy się wydobyć z jego życia to, co najważniejsze, by przekazać widzom obraz pełny, ale nieprzeładowany faktami. Skupiliśmy się na przesłaniu życia przekazanym przez księdza Jerzego zarówno za pomocą słów, jak i czynów. Zafascynował mnie język, którym się posługiwał, ta pozorna zwykłość i prostota niosąca w sobie niesłychaną głębię myśli. To musiało porywać tłumy. Tej umiejętności znajdowania formy przekazywania prostemu człowiekowi zawiłych treści teologicznych mógłby mu pozazdrościć każdy filozof.

Impuls do takiego teologicznego postrzegania świata i wyrażania tego językiem zrozumiałym dla otoczenia dała Popiełuszce matka.

– W opowieściach ich obojga była budząca zaufanie prawda – mówi współautor sztuki. – Wspaniale kontrastuje to z wykoncypowaną i fałszywą nowomową partyjno-resortową. Gdy jesteśmy już przy temacie doboru materiału biograficznego do tego spektaklu, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną trudność. Szalenie zmienia nam się odbiorca współczesnego teatru. Na widowni zasiada coraz więcej ludzi młodych, dla których teksty-komunikaty i szybki, „filmowy” montaż stanowią naturalną formę przekazu. Brakuje im też zaplecza pewnego kodu kulturowego, który powszechnie uznaje się za oczywisty. Zauważyłem to na wykładach z historii teatru, które prowadzę na białostockim Wydziale Sztuki Lalkarskiej warszawskiej AT dla studentów aktorstwa i reżyserii. Terminy „stan wojenny”, „Wolna Europa” czy „stalinizm”, które w głowach osób od nich starszych implikują galopadę konkretnych obrazów, dźwięków i odniesień – są dla nich tylko pojęciami z podręcznika historii niosącymi tyle samo emocji i artystycznych powiązań co „Karol Wielki”. Tworząc spektakle, takie jak „Popiełuszko”, musimy pamiętać, że – mówimy również do nich i coś, co dla nas jest oczywiste i niewarte wspomnienia, ich może pozbawić możliwości zrozumienia całości.

Aktualność przesłania

Powstał już film o księdzu Jerzym, była sztuka teatralna Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk.

– Przystępując do pracy, starałem się przyjrzeć wszystkiemu, co na ten temat już powstało – mówi Szczebiot. – Szybko zauważyłem, że nasz tekst, z powodu założeń, będzie inny. Sztuka Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk eksploatuje jeden wątek. Nazwałbym go esbecko-pasyjnym. Nam zależało na przybliżeniu całej biografii księdza Jerzego. W sposób jak najbardziej teatralny i nowoczesny, a więc wszędzie, gdzie można, idący w kierunku metafory. Film ze swej natury dąży do widowiskowości i realizmu, dlatego choć również biograficzny, operuje zupełnie innymi środkami wyrazu.

Co najbardziej zaskoczy widzów lub powinno być zaskoczeniem w jego biografii?

– Kiedy zgłębiałem biografię księdza Jerzego, najbardziej zaskoczyła mnie aktualność jego przesłania – zauważa współautor sztuki. – Choć nie do końca z własnej woli znalazł się w oku cyklonu historii i to właśnie z wydarzeniami politycznymi najbardziej kojarzymy jego postać. Jego kazania nie zawierały wątków czysto politycznych. Zwracał uwagę na szacunek, który należy się każdemu człowiekowi i jego pracy, choćby był to człowiek ułomny, biedny i wykonujący zawód, którego wielu wstydziłoby się wykonywać.

Pozytywne wartości

O świętym pisze się szalenie trudno.

– Jak pisać, nie mam pojęcia… – zastanawia się Konrad Szczebiot. Ale od kiedy istnieją święci, niezliczeni artyści podejmują wyzwanie, by ich życie i słowa uczynić inspiracją dla swojej twórczości. Z różnym skutkiem. Powstało wiele arcydzieł. Przeważa jednak chyba kicz i ginąca w mroku dziejów poprawność. Sztuki plastyczne jakby miały z tym tematem łatwiej. To wśród nich powstała większość tych arcydzieł, które swą uniwersalną wymową zachwycają nas i dzisiaj. Święci stanowią część instytucji Kościoła, która ewoluuje niezwykle powoli. Może stąd wynika wrażenie, że o świętych mówimy wciąż nie nazbyt atrakcyjnie i nowocześnie?

Na scenach mamy teraz raczej spektakle krytyczne niż kreujące wartości pozytywne. Tym bardziej zasadne jest pytanie, jak propagować je, nie tworząc niedającego się oglądać panegiryku.

– Nie ma na to jednej recepty – odpowiada Szczebiot. Więcej: nigdy nie ma ostatecznej pewności, czy się uda. Wszystko zależy od charakteru tematu, dostępnych materiałów i talentu twórców, gdyż spektakl to jednak kreacja zbiorowa. Krytykuje się łatwiej. Każdy z nas dostrzega w otaczającym nas świecie masę wad i nawet w sytuacjach czysto prywatnych uwielbia je ze zjadliwą ironią krytykować. Taka już jest ludzka natura. Twórcy teatralni i filmowi dawno już zauważyli, że czarne charaktery są efektowniejsze i atrakcyjniejsze dla widza. Wartości pozytywne nie są „sexy”. A już przykłady świętości budzą w nas nieufność i niedowierzanie. Dobro musi być więc w artystycznym przekazie z jednej strony uatrakcyjnione formalnie, by budziło zainteresowanie. Z drugiej zaś nie może zatracić pierwiastka realności budzącego utożsamienie. I w tej sprzeczności przychodzi nam z pomocą specyficzna magia teatru.

Konrad Szczebiot zaczynał jako krytyk. Potem przeszedł na drugą stronę proscenium i pracuje z żywą tkanką teatru, aktorami.

– Wbrew pozorom nie jest to dla mnie całkowita nowość – opowiada. – Wychowałem się w „teatralnej” rodzinie i za kulisami obecny byłem od dziecka. Moje fascynacje historyczno-intelektualne pchnęły mnie jednak w kierunku teatrologii. Całe życie nie mogę się jednak opędzić od „praktyki”. Na Wydziale Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej jako jedyna osoba z roku starałem się o asystentury reżyserskie. Tuż po studiach tworzyłem amatorskie spektakle teatralne jako instruktor w Młodzieżowym Domu Kultury. Teraz w ramach zajęć rozmawiam o historii teatru z przyszłymi aktorami i reżyserami i chyba trudno by mi było prowadzić te zajęcia dla teatrologów czy literaturoznawców. Spełniam się jako konferansjer podczas wieczorów piosenki aktorskiej. „Popiełuszko” nie jest pierwszym tekstem, który popełniłem dla teatru, choć poprzednie powstawały w offie i na sposób laboratoryjny. Dobrze mi w świecie ludzi teatru i obojętne, czy po tej czy po drugiej stronie sceny, czuję się jego częścią.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: j.cieslak@rp.pl

Autorów premierowej sztuki jest trzech: Konrad Szczebiot, kierownik literacki teatru, który rozpoczął prace, Janina Żukiewicz i Jan Nowara, reżyser spektaklu. Trzeba jednak zacząć od tego, że Podlasie to kolebka księdza Jerzego.

– Proszę wybaczyć prywatny ton, ale jest on w tym wszystkim niezwykle ważny: ja również przyszedłem tu na świat i się wychowałem, wśród tych ludzi, w tych krajobrazach, pośród tej specyficznej religijności – powiedział nam Konrad Szczebiot. – Ksiądz Jerzy towarzyszył mi od zawsze. Urodziłem się w dniu, gdy prawdopodobnie już nie żył – jego ostatnie chwile są wciąż wielką zagadką, i w szpitalnym radiu moja mama słuchała informacji o poszukiwaniach. Później setki, a może tysiące razy mijałem kościół w Suchowoli, w którym został ochrzczony. Moim bierzmowanym ojcem był kuzyn Waldemar Grzegorczyk, który był jednym z fotografików związanych z Solidarnością i utrwalił na kliszach wiele momentów życia księdza Jerzego. Mając świadomość tego wszystkiego, gdy przyszła propozycja uczestniczenia w powstawaniu tego tekstu, wiedziałem, że nie mogę odmówić.

Pozostało 87% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej