– Najmocniejszą kartą Podkarpacia są jednak kwalifikacje właścicieli winnic i producentów win. To najliczniejsze, najbardziej doświadczone w kraju środowisko winiarzy – podkreśla prezes Polskiego Instytutu Winorośli i Wina Wojciech Bosak.
Owe najbogatsze w Polsce doświadczenia gromadzi się na Podkarpaciu od trzydziestu paru lat. Narodziny nowego winiarstwa polskiego – za jego początek uważa się powstanie w 1982 r. winnicy Golesz, którą założył nad Wisłoką Roman Myśliwiec, nazywany dziś polskim Dionizosem – to z perspektywy liczącej co najmniej 8 tysiącleci historii uprawy winorośli zaledwie niewiele znaczący epizod. Ale dla województwa podkarpackiego winnice stanowią cenny atut służący rozwojowi, a zwłaszcza promocji regionu. Samorządowe władze wojewódzkie dostrzegły to już przed wielu laty, wspierając dotacjami trzy duże projekty szkoleniowe, w których w latach 2004–2013 wzięło udział kilkaset osób planujących założenie winnicy i podjęcie produkcji wina. Stowarzyszenie Winiarzy Podkarpacia, przyjmujące członków także spoza regionu to najaktywniejsza taka organizacja w kraju, a coroczne Międzynarodowe Dni Wina w Jaśle są największą polską imprezą winiarską.
W średniowieczu przodującym ośrodkiem winiarstwa na Podkarpaciu był Przemyśl, gdzie pierwsze winnice zakładali już w XII w. fachowcy ściągani z Krymu i Bizancjum. W pobliżu Jasła, w dolinie Wisłoki, uprawą winorośli zajmowali się benedyktyni, a w okolicach Krosna – osadnicy niemieccy. W wiekach XVI–XVIII winnice zaczęły stopniowo znikać z podkarpackiego krajobrazu w następstwie ochłodzenia klimatu („mała epoka lodowcowa”), a przede wszystkim masowego importu wina z sąsiednich Węgier. Paradoksalnie, w tych właśnie czasach, gdy o polskich winach zaczęto zapominać, mieszkańcy Podkarpacia – kupcy handlujący winem z Krosna, Jasła, Biecza, Przemyśla, Jarosławia, Dukli – zyskali sławę znakomitych enologów. Sprowadzali zza Karpat młode, często jeszcze fermentujące węgrzyny i poddawali je fachowemu leżakowaniu w swych składach. Mówiono w owych czasach o importowanym winie „zrodzone na Węgrzech, wychowane w Polsce”. Z tych bogatych tradycji do XX w. przetrwały tylko rozległe piwnice pod rynkami podkarpackich miast.
Pionier, podatek i biznes
Wśród ok. 5 tys. odmian winorośli uprawnej jest też, jeden tylko niestety, polski akcent – szczep Jutrzenka, wyselekcjonowany przez Romana Myśliwca. Pionier współczesnego krajowego winiarstwa, niestrudzony jego popularyzator, doradca, autor podręczników i programów szkoleniowych, hodowca i badacz winorośli, przyczynił się bezpośrednio do powstania co najmniej jednej czwartej z ok. 1200 istniejących w całym kraju winnic. Winorośl zajmuje w kraju prawdopodobnie ponad 1000 ha, a roczna produkcja wina wynosi 3–4 mln l, z czego na Podkarpacie przypada ok. 400 tys. l. Są to jedynie bardzo orientacyjne szacunki.
Dokładniejsza statystyka obejmuje jedynie winnice tzw. akcyzowe, których właściciele po uporaniu się z biurokratycznymi barierami mają prawo wprowadzać wino do obrotu handlowego, zarejestrowane w Agencji Rynku Rolnego. W ubiegłym sezonie było takich winnic 151. W roku gospodarczym 2017/2018 w rejestrze jest już 200 (łącznie 328 ha), a ich produkcja powinna osiągnąć ponad 900 tys. l. Listę ARR otwierają Podkarpacie i Małopolska, po 30 winnic oraz ziemia lubuska (28). W woj. podkarpackim „akcyzowe” gospodarstwa winiarskie są jednak zgodnie z galicyjską tradycją znacznie mniejsze niż w konkurencyjnych regionach. Zajmują łącznie 32 ha, w Małopolsce jest to 58 ha a w Lubuskiem – 68 ha.
Kwestia, czy „towarowa” produkcja wina może być w Polsce rentowna, wciąż nie jest jednoznacznie rozstrzygnięta, zwłaszcza że chodzi o zakładanie nowych gospodarstw winiarskich, czyli setki tysięcy złotych za każdy hektar winnicy. Znacznie ryzyko towarzyszące uprawie winorośli w Polsce, mała jej skala, wysokie podatki (23 proc. VAT, podczas gry w krajach zachodnich zwykle 8 proc.) sprawiają, że znaczący zysk zapewnia winiarzom dopiero cena ok. 40 zł za butelkę. Jednocześnie wina z krajowych winnic doceniane przez znawców, nie cieszą się wielkim uznaniem przeciętnych polskich konsumentów, którzy wolą wino o prostszym, wyrazistym smaku, importowane, zbliżone raczej do półwytrawnego niż naprawdę wytrawnego, a jednocześnie niedrogie. Popyt jest zatem ograniczony. – Przy ogólnej nadprodukcji wina na świecie optymalna wielkość winnicy w Polsce to 2–4 ha. Obniżanie ceny w przypadku trudności ze sprzedażą poniżej 30 zł za butelką oznacza straty – ocenia Wojciech Biegun. Wyjaśnia, że rozwój winiarstwa wynika u nas z potrzeb społecznych i ambicji, a nie motywów czysto biznesowych.