Kiedy przybyli do Lublina w roku 1918, uciekając przed rewolucją w Rosji, było ich sześcioro: Ludwik, z zawodu fotograf, jego żona Maria Biriukow, Rosjanka urodzona w Moskwie, i czworo dzieci: Edward, Walenty, Zofia i Helena. W roku 1921 dołączyła najmłodsza, Julia.
Pod pierwszym lubelskim adresem Hartwigów – przy ul. Staszica 2 – rozpoczyna się spacer śladami rodziny.
– Właścicielem domu był pan Domański, do niego też należała kawiarnia Semadeni na rogu Staszica i Krakowskiego Przedmieścia. Była to elegancka kawiarnia w stylu wiedeńskim, gdzie można było przeczytać gazety i napić się dobrej, pachnącej kawy. Okna piekarni wyrabiającej ciastka dla Semadeniego wychodziły na nasze podwórko, które wypełnione było zawsze zapachem lukru, wanilii i rumu. Zapach ten należy do wspomnień moich najwcześniejszych lat – opowiadała poetka.
Pierwsze kroki
Ruszamy Krakowskim Przedmieściem. – To było takie miejsce świąteczne. Można było tu spotkać ludzi z różnych dzielnic miasta – mieli więcej czasu, żeby przyjechać i zobaczyć, posiedzieć trochę w śródmieściu. Pamiętam takie parady, troszkę mieszczańskie, troszkę drobnomieszczańskie – bardzo sympatyczne. Powyższe słowa Julii Hartwig dobrze ilustrują przedwojenne pocztówki ze zdjęciami ulicy wykonanymi przez jej ojca.
Ludwik Hartwig prowadził zakład fotograficzny. Pierwsza siedziba mieściła się przy ul. Peowiaków 2 – w drewnianym budyneczku stojącym na podwórku. Edward Hartwig: – W środku romantycznie rosło drzewo, ponieważ architekt miasta nie zgodził się na jego wycięcie. Ogrzewało się za pomocą żelaznego piecyka, wodę nosiło kubełkami z podwórka. A do płukania zdjęć służyła balia.