Reklama
Rozwiń

Duma Bielan

Hutnik ma 60 lat. W przeszłości bywał trzecią siłą stolicy. Pracowało w nim kilku trenerów reprezentacji i grało kilkudziesięciu reprezentantów Polski.

Publikacja: 30.05.2017 22:30

Władze miasta ogłosiły, że przeznaczą 16 mln złotych na modernizację stadionu Hutnika

Władze miasta ogłosiły, że przeznaczą 16 mln złotych na modernizację stadionu Hutnika

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

30. kolejka rozgrywek o mistrzostwo IV ligi grupy północnej mazowieckiej miała być na Bielanach świętem. 6 maja, na mecz Hutnika z Bugiem Wyszków przyszło 800 osób. Dużo jak na ten poziom rozgrywek. Zrobili oprawę godną ekstraklasy, klub przygotował dla nich prezenty. Wszystko z okazji 60. rocznicy powstania Hutnika.

Święto trwało jeszcze tylko kilka minut po pierwszym gwizdku. Goście z Wyszkowa zaraz na początku strzelili bramkę bezpośrednio z rzutu rożnego, a potem jeszcze dwie. Hutnik przegrał 2:3. Do końca rozgrywek musiał walczyć o pozostanie w IV lidze. W przeszłości Hutnik bywał jednak trzecią siłą stolicy.

Na początku lat 50. ówczesne władze postanowiły zbudować hutę metali między Puszczą Kampinoską a Laskiem Bielańskim. Czyli między płucami stolicy a Żoliborzem, dzielnicą inteligencji. Huta gwarantowała parytet między pracownikami umysłowymi a klasą robotniczą. W roku 1957, kiedy uruchomiono odlewnię stali, do życia powołano i robotniczy klub sportowy. Najpierw pod nazwą Koło Sportowe Hutnik. Hutniczym Klubem Sportowym Hutnik stał się w roku 1965. Niezależnie od zmieniających się oficjalnych nazw, od 60 lat klub jako Hutnik pozostaje w świadomości warszawiaków. Za sąsiadów z północnej części Warszawy miał AZS AWF, Marymont, Spójnię i jakoś wszyscy funkcjonowali obok siebie. Dziś po każdym z nich pozostały echa dawnej sławy.

Od lotniska do stadionu

Swoje pierwsze boisko Hutnik miał na lotnisku Młociny, znajdującym się tam, gdzie dziś stoją bloki osiedla Wrzeciono, wzniesionego dla robotników Huty Warszawa. Piłkarze przez osiem lat grali na żwirze, na którym robienie wślizgów groziło okaleczeniem. Ale kiedy w roku 1965 Hutnik z młodym, 25-letnim trenerem Andrzejem Strejlauem, ledwo po studiach, awansował do III ligi, na żwirze grać się już nie dało. Hutnicy korzystali z boisk AWF, Marymontu, Spójni, Warszawianki. Gdzie się dało. Dopiero w roku 1978 otwarto przy Marymonckiej ośrodek wypoczynkowo-sportowy, który stał się prawdziwym, stałym domem sportowców Hutnika. Oprócz piłkarzy, na różnych etapach rozwoju klubu byli to też siatkarze, kolarze (trenowani przez legendy tego sportu: Mariana Więckowskiego i Henryka Łasaka), koszykarze, tenisiści, żeglarze, nawet jeźdźcy, a ostatnio triatloniści i gimnastyczki artystyczne, odnoszące sukcesy w skali kraju.

W roku 1985 oddano do użytku obecny stadion. Dotychczasowe boisko główne, położone w sąsiedztwie kończącej się tu Wisłostrady, stało się boiskiem bocznym. Kiedy powstawał most im. Marii Skłodowskiej-Curie, „ucięto” kawałek tego boiska. Od lat baza klubu prawie się nie zmieniła. Życie wokół – zdecydowanie tak.

Bastion Legii

Hutnik jest na mapie Warszawy szczególnym klubem: nie wzbudza skrajnych emocji, tak jak Legia, Gwardia czy Polonia. Wielu piłkarzy i trenerów tych drużyn pracowało też na Bielanach i wtedy stawali się po prostu „hutnikami”. Przed laty Legia ITI planowała zbudowanie na obiektach Hutnika swojego ośrodka szkoleniowego. Rozmowy były już zaawansowane, jednak pomysł upadł. Bielany są jednym z bastionów kibiców Legii, a herby obydwu klubów łączą się ze sobą na wielu koszulkach i bluzach. W dniu, w którym Legia walczyła z Lechem, Hutnik rozgrywał swój mecz z Łomiankami. Po przerwie część kibiców wyszła, żeby nie spóźnić się na Łazienkowską.

Przez wiele lat Hutnik traktowany był przez trzy wymienione kluby jako dobre miejsce na wypożyczenie gracza lub zakończenie tutaj kariery. Cisza i spokój pobliskiego Lasku Bielańskiego, brak szczególnego parcia na awanse za wszelką cenę sprawiały, że Hutnik był swoistego rodzaju oazą na sportowej mapie Warszawy.

Nie był to jednak klub TKKF. Siedem sezonów spędził w II lidze, a w sezonie 1992/1993 zajął szóste miejsce, najlepsze w swojej historii. II liga była wtedy naprawdę drugą, a nie trzecią, jak dziś. Nie ma innego klubu, który nigdy nie dotarł na poziom ekstraklasy, a pracowało w nim kilku trenerów reprezentacji i grało kilkudziesięciu reprezentantów Polski.

Szczególnie w pamięci Hutnika zapisał się Andrzej Strejlau. Jako student AWF był zawodnikiem Hutnika, tutaj zaczynał swoją pracę trenerską i odniósł pierwszy sukces, a już w XXI wieku został prezesem klubu. W roku 1965 był nie tylko trenerem. W ostatnim meczu sezonu, przeciwko Legii IB, wybiegł na boisko jako napastnik. Po drugiej stronie grał 19-letni zdolny chłopak, który nazywał się Henryk Kasperczak. Miał pecha. Zaraz po przyjeździe do Warszawy doznał kontuzji i nigdy nie udało mu się wystąpić w pierwszej jedenastce Legii.

Klub selekcjonerów

Hutnika prowadzili też: Jerzy Engel i Janusz Wójcik, trenerzy reprezentacji juniorskich i młodzieżowych: Andrzej Zamilski, Mieczysław Broniszewski, selekcjonerzy innych drużyn narodowych: słynny reprezentant Polski Bernard Blaut – Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Marek Janota – Indonezji i Andrzej Wiśniewski – Palestyny.

Poza nimi reprezentanci Polski lub znani trenerzy ligowi: Longin Janeczek (napastnik Legii z czasów CWKS), Edward Brzozowski (mistrz Polski z Polonią), Henryk Grzybowski (legendarny stoper Legii), Włodzimierz Małowiejski (ojciec głównego analityka dzisiejszej reprezentacji Polski, Huberta Małowiejskiego), Jerzy Masztaler (brat Bogdana, uczestnika mundialu w Argentynie), Jan Karaś (uczestnik mundialu w Meksyku), Kazimierz Buda (pomocnik Legii), Bogusław Oblewski (pomocnik Legii i Lecha)…

To nie koniec listy, która jak na klub bez znaczących sukcesów jest imponująca. Jacek Kasztankiewicz doprowadził juniorów Hutnika do wicemistrzostwa Polski (1987). Dopiero w finale dał im radę Lech Poznań.

W Hutniku grali bracia Michał i Marcin Żewłakowowie, bramkarz Grzegorz Szamotulski, Bogusław Pachelski, który jako zawodnik Lecha wbił bramkę Barcelonie na Camp Nou, Marcin Mięciel, Juliusz Kruszankin, Krzysztof Iwanicki, Tomasz Arceusz, Rafał Siadaczka, Wojciech Jagoda z Legii, dziś komentator Canal+, Rafał Janas, syn selekcjonera, prowadzący reprezentację juniorów. W Hutniku zaczynał karierę czynny ligowiec Sylwester Patejuk.

Jedni grali lub trenowali dłużej, inni krócej. Są jednak klubowe legendy, których nazwiska złączyły się z Hutnikiem.

– Kiedy w roku 1964 przyszedłem do huty miałem numer pracownika 10 450 – mówi Krzysztof Branicki. – A po mnie też przyjmowali. Huta Warszawa była gigantem. Utrzymywała klub, ale pracownicy sami też o niego dbali. Cały ten stadion, który pan widzi, robiliśmy własnymi rękami. Ludzie przychodzili po fajrancie z huty, żeby tu pracować społecznie, bo to był nasz klub. Nikt wtedy nie pytał o pieniądze. Ja tu grałem przez 15 lat, do 1979 roku. Potem byłem wszystkim. Kilka razy trenerem, kierownikiem drużyny, masażystą. To jest moje życie. Urodziłem się w tym samym roku co Andrzej Strejlau. Niech pan na nas popatrzy – my się dobrze trzymamy, bo kochamy piłeczkę. Cała historia warszawskiej piłki przeszła przez ten stadion i moje ręce.

Piłkarzem i trenerem, który dwukrotnie wprowadził Hutnika do II ligi, był Mieczysław Bicz. Przed dwoma laty na jego pogrzeb na Wawrzyszewie przyszły całe Bielany. Wybitnym trenerem młodzieży był w Hutniku i przyzakładowej szkole zawodowej Mikołaj Korzuń.

Berlusconi z Bielan

Kiedy funkcję prezesa pełnił Ryszard Sobiecki, klubowy barak pod drzewami stawał się salonem futbolowym Warszawy. W roku 1990 gościł tu mistrz świata Marco Tardelli. Prowadzona przez niego reprezentacja Włoch juniorów do lat 16 przegrała z juniorami polskimi 0:1. Ryszard Sobiecki był początkowo pracownikiem działu transportu Huty Warszawa, ale doszedł do pozycji sędziego pierwszoligowego. Kiedy został prezesem Hutnika, organizował na jego skromnych obiektach tzw. spotkania noworoczne dla aktywu piłkarskiego. Tak to się wtedy nazywało.

Sobiecki nosił przezwisko „Berlusconi”, które w tamtych czasach kojarzyło się wyłącznie ze skutecznością oryginału w jego klubie AC Milan. Sobiecki znał wszystkich i wiedział, jakie upodobania mają jego goście. Wędliny sprowadzano z Karczewa, alkoholu nigdy nie brakowało, więc mniej odporni działacze i dziennikarze nie pamiętali okoliczności, w jakich opuszczali lokal. Wiedzieli, że było miło i wystawiali gospodarzowi Hutnika świadectwo gościnności.

To wszystko, z jednej strony naganne, z drugiej – charakterystyczne i w gruncie rzeczy nieszkodliwe (poza zdrowiem biesiadników oczywiście) wpisywało się w klimat nie tak odległych czasów. Dziś „sala balowa Berlusconiego” stoi pusta i Hutnik nie może z niej korzystać. Cały obiekt, wybudowany rękami robotników Huty Warszawa, na początku XX wieku przeszedł na własność miasta. Za korzystanie z boiska trzeba płacić miastu. Klub wpadł w długi. Huta Lucchini nie wykazywała nim większego zainteresowania. Minęła też świetność piłkarska Hutnika.

Odbudową klubu zajął się nowy prezes Maciej Purchała. Jego firma Primavera Perfum jest głównym sponsorem. Jest jeszcze siedmiu innych, będących w większości własnością kibiców. Purchała mówi, że przed kilkoma laty wpadł mu w ręce dokument, na którym ktoś wyznaczył miejsca pod wille dla polityków o znanych nazwiskach. Gdyby te plany udało się zrealizować, boisk już by dziś nie było. Nie tylko Warszawa zna przypadki likwidacji placów do gry, bo postawienie na ich miejscu apartamentowców lub centr handlowych jest bardziej opłacalne. A luksusowe domy tutaj, obok Lasku Bielańskiego nad Wisłą, to istna gratka.

Przed kilkoma miesiącami miasto ogłosiło, że przeznacza 16 mln złotych na modernizację stadionu Hutnika. To już jest coś. Michał Kazanowski, strzelec ostatniej bramki dla Hutnika w II lidze (już 21 lat temu), pracujący w spółce przygotowującej w Polsce Euro, a potem w PZPN, organizuje akademię piłkarską Hutnika. Ma w niej już około 60 dzieciaków. Niedawno koszykarze Hutnika awansowali do II ligi. Hali oczywiście nie mają. Będą musieli wypożyczać.

Na każdy mecz czwartoligowej drużyny wydawany jest program. No, może informator bardziej, ale jest. Większość klubów ekstraklasy nie robi nawet tego. Przed pierwszym gwizdkiem z głośników rozlega się hymn napisany specjalnie dla klubu. Autorem słów jest Andrzej Zygierewicz, a muzyki Mieczysław Jurecki, niegdyś basista Budki Suflera. Utwór wyprodukował prezes Maciej Purchała. On się na tym zna. Przez dziesięć lat był jednym z menedżerów grupy Perfect i to on w roku 1987 organizował ich słynny koncert na Stadionie Dziesięciolecia. Pierwszy prawdziwy koncert rockowy na polskim stadionie.

W hymnie powtarzają się słowa: „HKS to dla nas najważniejsza sprawa – HKS Hutnik Warszawa”. Nie dla wszystkich w ciągu tych 60 lat była to sprawa najważniejsza, nie wszyscy chcieli mu pomóc, ale ta historia trwa, a Hutnik jest jedynym starym, wciąż działającym klubem, który ma w herbie warszawską Syrenkę.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku