Pomaga, dużo rozmawiamy ze sobą. On lubi rozmawiać, wyjaśniać, nie unika dziennikarzy i spotkań z nimi. I jestem przekonany, że tak będzie również, gdy rozpocznie pracę z reprezentacją.
Jakim jest trenerem, jak pan go ocenia?
Takim, jakim był rozgrywającym: „wrednym”, oczywiście dla rywali. Potrafił i dalej potrafi, teraz jako trener, perfekcyjnie obnażać braki przeciwnika. Przygotowuje się do tego godzinami, analizuje, kombinuje, oglądając materiały na wideo, jak to najlepiej rozegrać. Dla niego inteligencja, zdolność przewidywania jest najważniejsza. Nie warunki fizyczne, ale głowa. Owszem, wzrost i zasięg są ważne, ale nie najważniejsze. Istotne jest też, by znaleźć wspólny język, stworzyć prawdziwy zespół podobnie myślących ludzi, którzy dla grupy są w stanie zrobić wszystko.
Polacy nie mają medalu olimpijskiego od 1976 roku. Wygrali w ostatniej dekadzie mistrzostwa Europy, mistrzostwa świata, ale na olimpijskim podium stają inni. Co stoi na przeszkodzie?
Mocni rywale, taki jest sport. Włosi kiedyś byli najlepsi, wygrywali seryjnie mistrzostwa świata i Europy, nie mieli sobie równych w Lidze Światowej, a olimpijskiego złota wciąż nie mają. Po prostu strasznie ciężko jest taki medal na igrzyskach wyrwać. To impreza inna niż wszystkie, trzeba do niej dorosnąć, wytrzymać presję nieporównywalną z innymi.
Co może dać naszej reprezentacji Ferdinando De Giorgi?
Znam go dobrze. Z całą pewnością da serce. Widzę, jak pracuje u nas w klubie, jak bardzo jest oddany i jakim jest profesjonalistą. Jest bardzo dobrym psychologiem, dużo rozmawia z zawodnikami, stara się ich ukierunkować. A przy tym jest typem sportowego twardziela, który nienawidzi przegrywać. Myślę, że to dobrze wróży reprezentacji.
Pan też nigdy nie lubił przegrywać, pamiętam doskonale. Czego mogę więc panu prezesowi życzyć na zakończenie?
Aby ostatni mecz o mistrzostwo Polski był zwycięski.