Sztorm ucichł

Bałtyk Gdynia po wielu latach kryzysu i ostrej konkurencji odnajduje się w nowej rzeczywistości, choć już tylko w piłce nożnej.

Publikacja: 10.01.2017 00:00

Piłkarze Bałtyku po rundzie jesiennej zajmują piąte miejsce w trzecioligowej tabeli.

Piłkarze Bałtyku po rundzie jesiennej zajmują piąte miejsce w trzecioligowej tabeli.

Foto: Bałtyk Gdynia/Sławomir Ptasznik

To piękna i unikalna w Polsce tradycja. Czy ktoś mógłby sobie wyobrazić, że w Warszawie oldboye Legii i Polonii albo w Krakowie Cracovii i Wisły grają ze sobą mecz towarzyski na przywitanie nowego roku?

A w Gdyni? Żaden problem. Od 1981 roku dawni piłkarze obu gdyńskich klubów Arki i Bałtyku 1 stycznia wychodzą na boisko, żeby w miłej atmosferze zagrać derby.

W tym roku wygrała Arka 4:2. W jej składzie byli m.in. Tomasz Korynt i Włodzimierz Żemojtel w bramce. Jednego z goli dla Bałtyku – po efektownym strzale z woleja – zdobył Piotr Rzepka, dziś 55-letni, jeden z najbardziej znanych zawodników tego zapomnianego, ale tętniącego życiem trójmiejskiego klubu.

Galeria sław

W rubryce „najsłynniejsi piłkarze SKS” na stronie internetowej Bałtyku nazwiska Rzepki nie mogło zabraknąć. Obok niego w tej galerii sław jest kilku innych, nie mniej znanych graczy, którzy tworzyli historię klubu i polskiej piłki nożnej – reprezentantów kraju, uczestników mistrzostw świata i Europy w kategoriach młodzieżowych, piłkarzy, którzy przychodzili bądź odchodzili do wielkich ówczesnych klubów – Górnika Zabrze, Widzewa, Legii, Lecha. Są na niej: Stanisław Burzyński, Andrzej Czyżniewski, Tomasz Korynt, Zdzisław Puszkarz, Zdzisław Rozborski, Piotr Rzepka, Andrzej Zgutczyński, a z czasów bardziej współczesnych Andrzej Bledzewski czy Daniel Dubicki. Kilku z nich było wychowankami, inni pochodzili z regionu, grali także wcześniej albo później w Lechii bądź Arce. Bo to był klub, który łączył zawodników z Wybrzeża.

Tomasz Korynt, gdy przechodził z Lechii do Arki, nazywany został „zdrajcą” i na ulicach Gdańska od tego momentu pokazywał się rzadko. Transfer do Bałtyku takich negatywnych emocji u kibiców Arki nie wywołał. Jeden z najlepszych napastników polskiej ligi mógł więc bez obaw chadzać po Gdyni.

Puszkarz, zwany „Dzidkiem”, to legendarna postać Lechii. Był na tyle dobry, że występując w II lidze, dostał od Kazimierza Górskiego powołanie do kadry. W Lechii grał do 32. roku życia, ale nie doczekał się z nią awansu do I ligi. Były prezes Bałtyku Stanisław Głowacki wspomina, że zwabił go do klubu w 1982 roku perspektywą gry w najlepszej z lig. – Przekonaliśmy go argumentem, że Lechia nigdy nie awansuje, a rok później oni zdobyli Puchar Polski i potem znaleźli się w ekstraklasie – opowiada Głowacki. Puszkarz z Gdyni przeniósł się jednak do Niemiec. Do Lechii wrócił na zakończenie kariery.

Lata 80. XX wieku to był najlepszy czas w historii piłki z Wybrzeża, a szczególnie Bałtyku. W 1980 roku klub z Redłowa awansował do I ligi i występował w niej przez siedem sezonów. W pierwszym zajął szóste miejsce, od drugiej Legii dzielił go zaledwie jeden punkt.

Sukces zapewnili miejscowi piłkarze. Awans wywalczyła drużyna złożona w 90 procentach z wychowanków, później dopiero dochodzili zawodnicy bardziej uznani. Jeszcze w 1977 roku juniorzy Bałtyku zdobyli brązowy medal MP, w 1982 roku srebro. Na mistrzostwach świata do lat 20 w Meksyku w 1983 roku, podczas których Polska prowadzona przez Mieczysława Broniszewskiego osiągnęła największy sukces w tej kategorii wiekowej, zajmując trzecie miejsce, grało aż trzech zawodników Bałtyku: Bolesław Błaszczyk, Mirosław Modrzejewski, Wiesław Krauze. Te tradycje piłki młodzieżowej na najwyższym reprezentacyjnym poziomie kontynuował Bledzewski, mistrz Europy do lat 16 z 1993 roku.

Gest Kozakiewicza, brak gestu klubu

Stworzenie silnej drużyny nawet w PRL-owskiej rzeczywistości nie było możliwe bez solidnego wsparcia finansowego i socjalnego. Od połowy lat 70. czas prosperity przeżywała Stocznia Gdynia znana wówczas jako Stocznia im. Komuny Paryskiej, klubowy patron. Wtedy powstał w niej drugi dok, można było budować statki o dużych tonażach, zamówienia spływały z całego świata.

– Władze stoczni zaczęły dbać o dzieci pracowników, inwestowały w obiekty sportowe, trenerów. Bałtyk miał się dobrze – mówi „Rz” Głowacki.

Korzystali z tej łaskawości nie tylko piłkarze. W tamtych czasach działało w klubie 20 sekcji sportowych. Pod względem liczby zawodników trenujących – były ich w pewnym momencie nawet 2 tysiące – zajmował miejsce w pierwszej dziesiątce w Polsce. Najsłynniejszym sportowcem był Władysław Kozakiewicz. Gdy zdobywał złoty medal na igrzyskach w Moskwie, pokazując „wała” radzieckim rywalom i kibicom, reprezentował Bałtyk. W swojej biografii tyczkarz wspomina, że klub nie wynagrodził go za ten sukces żadną premią. Miała to być kara – wyznaczona odgórnie – za najsłynniejszy gest polskiego sportowca w czasach komunizmu.

Wybitną szkołę lekkoatletyczną Bałtyk posiadał przez wiele lat. Z klubu pochodzili także inni olimpijczycy: płotkarz Jerzy Hewelt, skoczek w dal Andrzej Klimaszewski, dziesięcioboiści Dariusz Ludwig i Janusz Szczerkowski, kolejny tyczkarz Marian Kolasa. Dziś kontynuatorem tradycji klubu jest powstały w 1996 roku Klub Lekkoatletyczny Gdynia. To z niego wywodzi się tyczkarka Monika Pyrek.

W trzeciej lidze

Z wielkiego klubu pod dawną nazwą zostali dziś jedynie piłkarze. Kolejne sekcje upadały bądź przekształcały się tak jak lekkoatleci. Katastrofa nastąpiła w latach 90. wraz z upadkiem Stoczni Gdynia. Bałtyk przechodził sztorm i ledwie go przeżył. Zdesperowani kibice okupowali budynek klubowy, zapowiedzieli strajk głodowy, niektórzy chcieli wieszać się na bramkach, protestowali przed Urzędem Miejskim. Ówczesna prezydent miasta Franciszka Cegielska miała na głowie kilka tysięcy bezrobotnych, sport nie był najważniejszy. Klub stracił na rzecz miasta swój stadion na Redłowie, staczał się do niższych lig, ale przetrwał.

Dziś występuje na Narodowym Stadionie Rugby, gra w III lidze, najgorsze ma już chyba za sobą, przetrwał sztorm. Po rundzie jesiennej tego sezonu zajmuje piąte miejsce. Lider Sokół Kleczew wyprzedza go o dwa punkty.

Nie jest łatwo. Wokół Bałtyku w luksusie ekstraklasy pławią się Lechia i Arka, do których przede wszystkim ciągną sponsorzy i kibice. Arka występuje dziś na dawnym stadionie w Redłowie przy ulicy Olimpijskiej, zbudowanym od podstaw i ozdobionym w żółto-niebieskie barwy. Wśród kibiców Bałtyku budzi to niesmak.

Ale oprócz dwóch występujących w ekstraklasie piłkarskich klubów, konkurencję stanowią również koszykarze Asseco Gdynia, koszykarki Basket 90, piłkarki ręczne Vistalu (wywodzą się z Bałtyku), od niedawna także futboliści amerykańscy Seahawks, aktualni wicemistrzowie Polski. Na mecze trzecioligowe Bałtyku przychodzi najwyżej kilkuset kibiców, ale w sekcjach młodzieżowych trenuje około 400 dzieci.

Miasto nie zostawia klubu samemu sobie. Samorządowe władze zapewniają dotacje na szkolenie, doceniając pracę u podstaw. Wielu kibiców i działaczy, którzy mimo niesprzyjających wiatrów zostali przy drużynie z Redłowa, ceni sobie siłę tradycji. Kiedy na przełomie wieków pojawił się pomysł fuzji, a raczej wchłonięcia przez Arkę grup młodzieżowych Bałtyku, protesty były nie mniej gorące niż w latach 90. Szkolenie młodych piłkarzy, prężnie rozwijająca się Akademia Piłkarska, stanowią podstawę bytu – według wielu historyków – najstarszego istniejącego piłkarskiego klubu w Gdyni.

– Radzimy sobie, jesteśmy gotowi grać w wyższej lidze, ale aż się boję o tym mówić, żeby znowu coś nam nie przeszkodziło. To klub nie za bogaty, ale przynajmniej stabilny – twierdzi prezes Józef Stopyra.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
Samodzielne prowadzenie księgowości z Małą Księgowością