„O mój Śląsku, umierasz mi w biały dzień” – śpiewa w jednym z utworów nieżyjący już Jan „Kyks” Skrzek. Choć słowa refrenu tyczyły się rodzinnych stron bluesmana, to świetnie pasują też do sytuacji, w której znalazł się koszykarski klub z Wrocławia.
17-krotny mistrz Polski po raz drugi w ciągu dekady wycofał się z koszykarskiej ekstraklasy i rozpoczął odbudowę od II ligi, czyli amatorskiego, trzeciego poziomu rozgrywek. To nie koniec kłopotów. Z klubu odszedł będący żywą legendą Maciej Zieliński. Według nieoficjalnych informacji nie mógł on dojść do porozumienia z prezesem Michałem Lizakiem, który – choć przekonuje, że ma sprecyzowany plan rozwoju klubu – podejmuje kontrowersyjne decyzje. Niedawno zakazał wstępu do hali najbardziej zagorzałym kibicom drużyny, którzy nie odwrócili się od zespołu, gdy ten znów spadł na dno.
Klimat wokół wrocławskiego klubu jest więc fatalny, a co gorsze trwa pat i nie widać wielkich nadziei na poprawę. Czy to oznacza koniec poważnej koszykówki w dawnej stolicy polskiego basketu?
Bezpieczna opcja w II lidze
O tym, że Śląsk w najbliższym sezonie nie zagra w Polskiej Lidze Koszykówki, dowiedzieliśmy się w połowie lipca, kiedy mijał termin wysyłania zgłoszeń do władz związku. Dokumentów potrzebnych do przyznania licencji nie dostarczyły wówczas dwa kluby – Stelmet Zielona Góra oraz Śląsk.
O ile w przypadku mistrzów Polski wynikało to z zamieszania wywołanego przez FIBA (organizacja oddzieliła się od Euroligi i założyła Ligę Mistrzów, a krajowym mistrzom, grożąc sankcjami, kazała określić się, w których rozgrywkach chcą wziąć udział), o tyle w przypadku Śląska chodziło o problem z uzbieraniem budżetu – by grać w PLK, trzeba wykazać gwarancje na poziomie 2 mln zł.