Do liceum społecznego na Fabrycznej. Była to szkoła specyficzna, bo założyli ją w większości rodzice-pracownicy naukowi ówczesnej białostockiej filii Uniwersytetu Warszawskiego. Młodych ludzi uczyli wykładowcy, w tym profesorowie. A ponieważ to było liceum społeczne, ważna była nie tylko nauka, ale i praca na rzecz wspólnoty. Pamiętam, że przez pierwszy miesiąc malowaliśmy okna, ściany, płoty. Nie tylko wykładowcy, ale i uczniowie byli zaangażowani w tworzenie szkoły obywatelskiej.
Pamięta pan moment wyjazdu z Białegostoku?
Tak, bo to była dla mnie jednak ekstremalna decyzja. Próba odcięcia się od pępowiny i, jak się okazało, życia w świecie brutalnym. Z jakiegoś powodu mówi się, że „nie ma cwaniaka nad warszawiaka” i, rzeczywiście, w Warszawie trzeba być twardym, a nawet cynicznym. Ale zacznijmy od tego, że sytuacja moja i moich kolegów spoza stolicy była dramatyczna. Pamiętam, że były okresy, kiedy stać mnie było tylko na chleb z musztardą i zupki chińskie. Tymczasem koledzy z Warszawy dziwili się, że nie chcę wpaść wieczorem na piwko do knajpy. Mieszkali z rodzicami, nie musieli wydawać pieniędzy na podstawowe potrzeby i trudno było im zrozumieć, że na mało mnie stać. Pierwszy rok w Warszawie był piekłem. Przyjechałem do stolicy z Białegostoku, który jest miastem niesamowicie zielonym, pachnącym przyrodą, gdzie wszędzie można dojść na piechotę lub dojechać na rowerze. Dopiero w Warszawie zdałem sobie sprawę, że powietrze w Białymstoku pachnie. W stolicy musiałem się też nauczyć żyć w hałasie, bo w moim pierwszym mieszkaniu tramwaje było słychać już o czwartej nad ranem. Dopiero po roku znalazłem powody, żeby polubić Warszawę, a z czasem doceniłem też, że umiejętność załatwiania swoich spraw w życiu się przydaje. Częściej niż w mniejszych miastach.
Jaki dziś jest odbiór Białegostoku?
Ze zdumieniem dowiaduje się, że to strasznie nietolerancyjne miasto. To kompletna bzdura. Stosunki międzyludzkie są w Białymstoku niezwykle serdeczne. Pewnie, że są jakieś niszowe patologie. Ale gdzie ich nie ma? Jak ktoś chce zobaczyć nietolerancję i prawdziwy hard core – może się go spodziewać po niektórych miejscach w Warszawie, gdzie ja po godzinie 20.30 bym się raczej nie zapuścił.
Pewnie z tym większą ochotą odwiedza pan Podlasie. Które miejsca?