Film „Ostatnia rodzina” sprawił mi ból

O swojej najnowszej książce „Tomek Beksiński. Portret prawdziwy” opowiada redaktor naczelny miesięcznika „Teraz Rock”.

Publikacja: 16.10.2016 21:00

Film „Ostatnia rodzina” sprawił mi ból

Foto: materiały prasowe

Rz: Rodzina Beksińskich znowu jest gorącym tematem rozmów, głównie dzięki licznym nagrodom dla filmu „Ostatnia rodzina” z udziałem Andrzeja Seweryna. Pokazuje on jednak tylko fragment prawdy. Pan drąży ją w sposób niezwykle obiektywny. Zacznijmy od tego, że chyba tylko specjaliści znają najwcześniejszy okres życia Beksińskich, który przypadł na Sanok- w przypadku Tomasza do 19 roku życia. Tu osiadł jego prapradziad, którego fabryka dała po latach początek firmie Autosan. Co w Sanoku wydarzyło się ważnego w formowaniu Tomka osobowości?

Wiesław Weiss: To właściwie najważniejszy okres w jego życiu. Tomek, syn wybitnego malarza, dorastał w domu, w którym panowała artystyczna atmosfera. Od dziecka obcował z dziełami ojca. I już w tym czasie rozbudził w sobie różne pasje i fascynacje- jedne później odrzucił, innym pozostał wierny do końca. Malował, zajmował się fotografią, między innymi tworzył przy pomocy przyjaciół fotokomiksy. Próbował pisać wiersze, opowiadania, dramaty i powieści. Występował w teatrze amatorskim, a do kolejnych przedstawień przygotowywał oprawę muzyczną. Do szkolnego radiowęzła tworzył audycje, które miały już wiele walorów jego późniejszych programów w zawodowym radiu. Jako człowiek pełen różnych pasji skupiał wokół siebie rówieśników. Cieszył się uznaniem otoczenia, był ceniony i lubiany. Ale wtedy też przeżył pierwsze bolesne rozczarowania. Najbardziej znaczący dla przyszłego życia był, nie bójmy się mocnych słów, potworny cios, jaki spotkał rodzinę Beksińskich ze strony lokalnych władz. Otóż okazało się, że decyzją władz dom rodzinny Beksińskich ma być zburzony, a to oznaczało w konsekwencji przeprowadzkę do Warszawy. To zdarzenie było, moim zdaniem, źródłem jego późniejszych cierpień, skłonności do depresji, a w rezultacie myśli i prób samobójczych.

Czy sąsiedztwo Bieszczad, które mają swoją literacką i muzyczną legendę, miało jakikolwiek wpływ na Tomka?

Tomek uczestniczył jako chłopiec w rodzinnych wyprawach w Bieszczady- w towarzystwie przyjaciela ojca, wybitnego fotografa Jerzego Lewczyńskiego. Widział w nich miejsce trochę jak z westernów, które uwielbiał. Nieco romantyczne i tajemnicze, gdzie na każdym kroku czeka człowieka wielka przygoda. Zachowały się zdjęcia, na których kilkuletni Tomek przebrany za kowboja czy Indianina odtwarza- sam lub z Jerzym Lewczyńskim- sceny ze słynnych westernów w bieszczadzkiej scenerii. Po wyjeździe z Sanoka bez wątpienia brakowało mu bliskości miejsca tak magicznego, jakim są Bieszczady, chociaż nigdy nie mówił o tym wprost.

Jak przeżył przeprowadzkę do stolicy? Zdopingowała go czy raczej przytłoczyła betonowym pejzażem w nie najlepszym okresie naszej historii?

Niestety, raczej przytłoczyła. Nie mógł pogodzić się z wyjazdem z Sanoka, gdzie czuł się szczęśliwy – zwłaszcza że decyzja zapadła poza nim, bez jego udziału. W Warszawie nie mógł się z początku odnaleźć. Kilka lat trwało, nim oswoił się z myślą, że zamiast w pięknym domu nad potokiem, wśród drzew, będzie mieszkał w dwóch małych pokojach na dziesiątym piętrze bloku na Służewiu nad Dolinką. Nie od razu też znalazł nowych przyjaciół. Ból z powodu wykorzenienia z macierzystego otoczenia był moim zdaniem- co próbowałem pokazać w książce „Tomek Beksiński. Portret prawdziwy” – głównym powodem pierwszej poważnej próby samobójczej Tomka w 1979 roku.

Jak ocenia pan film „Ostatnia rodzina” i portret Tomka w nim?

Wiem, że film „Ostatnia rodzina” zbiera entuzjastyczne recenzje i festiwalowe nagrody. Osobiście nie bardzo potrafię docenić jego walory artystyczne, ponieważ widzę w nim przede wszystkim kompletnie zafałszowany obraz Tomka. Ktoś, kogo znałem przez dwadzieścia lat i kogo pamiętam jako człowieka serdecznego, ciepłego, uśmiechniętego, otoczonego tłumem przyjaciół, z pasją wykonującego pracę dziennikarza i tłumacza, pokazany został jako osamotniony szaleniec i półgłówek. Postać grana przez Dawida Ogrodnika nie ma nic wspólnego z prawdziwym Tomkiem. Jego gesty zostały karykaturalnie przerysowane, jego sporadyczne wybuchy gniewu wyolbrzymione. Sytuacje pokazane w filmie- rozwalanie przez Tomka szafek w kuchni rodziców czy wyrzucanie przez niego telewizora przez okno- nigdy nie miały miejsca. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że twórcy filmu mają prawo do własnej wizji, ale moim zdaniem nikomu nie wolno tak bardzo wykrzywić wizerunku pokazywanej postaci, zwłaszcza że jej krewni, przyjaciele i koledzy żyją. Mnie osobiście film „Ostatnia rodzina” sprawił ogromny ból. A nie potrafię sobie wyobrazić, jak przykrym doświadczeniem będzie obejrzenie go dla kuzynek czy najbliższych przyjaciół Tomka. Zresztą fakt, że twórcy nie konsultowali się z kuzynkami Tomka podczas kręcenia filmu, a potem nie zaprosili ich nawet na któryś z przedpremierowych pokazów, dowodzi najlepiej ich pogardy dla człowieka, którego potraktowali w podły i niedający się usprawiedliwić sposób.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej