Rz: Pana kadencja zaczęła się 30 lat temu, jeszcze w poprzednim ustroju. Jej efektem jest m. in. budową nowej sali zielonogórskiej filharmonii. Jakby pan podsumował ten okres?
Czesław Grabowski: Całkiem niedawno zastanawiałem się, jak wytrzymałem tak długo w jednym miejscu, bo chyba jestem dyrektorem instytucji artystycznej o największym stażu w Polsce. I chyba jest jeszcze parę lat przede mną. Pewnie najważniejsze okazało się to, że zawsze stawałem sobie konkretny cel: a to wspomniana przez pana budowa, a to wykonanie wybranej kompozycji lub powiększenie składu orkiestry. W ten sposób trzy dekady minęły na dążeniu do realizacji kolejnych celów. A kiedy o tym mówię, mam już cel kolejny, czyli rozbudowę filharmonii, którą chciałbym skończyć za parę lat. Może dlatego trzydzieści lat minęło mi jak, może, pięć, góra sześć. A tak naprawdę jest to dobry przykład na to, że można ze sobą długo wytrzymać. Oczywiście, zdarzały się momenty wspanialsze i gorsze, a także problemy dnia codziennego, jakie dotykają również artystów. I jeśli udało nam się przez ten czas żyć w zgodzie, to chyba dobrze o nas świadczy, bo przecież działamy na najwyższych obrotach i mamy swoje ambicje. Warto z nas brać przykład..