Programy wsparcia inwestycji w odnawialne źródła energii (OZE) sprawiły, że nie tylko na Wybrzeżu, gdzie wieje często i mocno, ale nawet w mało wietrznych rejonach buduje się wiatrowe farmy, a na domach przybywa paneli słonecznych. Dotacje na „zieloną energię” są jednym z głównych powodów światowego boomu w dziedzinie OZE w ostatnich latach.

Według najnowszych danych Bloomberg New Energy Finance w ubiegłym roku globalne inwestycje w energetykę odnawialną odnotowały kolejny rekord – ich wartość sięgnęła niemal 328 mld dolarów, przekraczając o 4 proc. wydatki z 2014 r. Analitycy Bloomberga zwracają uwagę, że nakłady na energetykę odnawialną rosną mimo rekordowo niskich cen ropy czy węgla, które powinny raczej zniechęcać do szukania alternatywy dla tradycyjnej energii.

W rozwiniętych krajach inwestycje podtrzymują wieloletnie programy dotacji na OZE, u podstaw których leży obawa przed skutkami globalnego ocieplenia. Z kolei kraje rozwijające się, które ostatnio też zaczęły na większą skalę inwestować w energetykę odnawialną, kuszą jej koszty. Farmy słoneczne czy wiatrowe są rozwiązaniem znacznie tańszym i szybszym w budowie niż tradycyjne elektrownie oraz ograniczają zależność od wahań kursu ropy i gazu.

Mimo boomu na inwestycje w OZE z jej wykorzystaniem jest już gorzej. Według danych tygodnika „The Economist” na razie OZE dostarczają zaledwie 3 proc. energii na świecie, jeśli nie liczyć elektrowni wodnych. Tygodnik zwraca też uwagę, że inwestycje w OZE koncentrują się na razie na rozpowszechnianiu dostępnych już technologii. Za mało wysiłku (i pieniędzy) wkłada się w badania i rozwój związane z systemami magazynowania, przesyłu zielonej energii oraz z nowym modelem energetyki, w którym trzeba też zadbać o zabezpieczenie dostaw prądu w zimowe wieczory, gdy nie wieje wiatr.

Pozwoliłoby to na poprawę efektywności OZE, gdzie na razie model biznesowy bazuje na publicznych dotacjach. Rzadko się pyta o efektywność (w przypadku wiatraków średnio 20–30 proc.) czy skutki uboczne. Na te drugie często uskarżają się miłośnicy ptaków, natomiast mieszkańcy narzekają na uciążliwe sąsiedztwo wiatrowych farm. Wraz z ich ekspansją takich sąsiedztw może przybywać, co może ograniczyć ekologiczny zapał lokalnych władz i samych konsumentów. Wprawdzie wielu z nas chciałoby mieć w gniazdku prąd z wiatru, podobnie jak chcemy mieć dobre autostrady, pod warunkiem, że ani wiatrak, ani autostrada nie pojawi się obok naszego domu.