Roman Korynt doświadczał tej lekcji historii na własnej skórze. Urodził się w 1929 roku w Tczewie, skąd rodzice przenieśli się do szybko rozwijającej się Gdyni. Korynt uczył się najpierw w szkole polskiej, a potem niemieckiej, więc poznał dwa języki. Wśród kolegów byli Polacy i Niemcy. Chodził po gdańskich ulicach ustrojonych swastykami, gdzieś obok biegał mały Oskar Matzerath, bohater powieści „Blaszany bębenek” Güntera Grassa, dorastający (choć w jego przypadku to może niewłaściwy zwrot) w domu trzech kultur: kaszubskiej, niemieckiej i polskiej.
Rodzice Korynta byli Polakami z Kociewia (ojciec to potomek greckich emigrantów, stąd rzadkie w Polsce nazwisko, które pierwotnie pisało się Korinth). Kiedy wojna się skończyła, Oskar Matzerath wyjechał do Niemiec, a Koryntowie pozostali na Wybrzeżu, bo tu był ich dom.
Ring ważniejszy od boiska
Roman miał 15 lat, kiedy został pomocnikiem kowala, co nieoczekiwanie stało się niezamierzoną zaprawą sportową. Nie mógł się zdecydować, co jest przyjemniejsze: gra w piłkę czy boks. Zaczął grać w Gromie Gdynia, ale trafił kiedyś przypadkiem na ring i na pewien czas na nim pozostał. Okazało się, że siła wyćwiczona przy kowadle w połączeniu z szybkością, zwrotnością i koordynacją ruchów wyniesionymi z boiska piłkarskiego były atutami. W Trójmieście zaczęto mówić, że pojawił się wielki talent pięściarski Roman Korinth. Wymiernym tego dowodem było dwukrotne mistrzostwo Wybrzeża juniorów w wadze lekkiej i półśredniej.
Podobało mu się to przez prawie dwa lata. Stoczył w tym czasie około 30 walk, z których większość wygrał. Trudno go było trafić, natomiast jak sam przyłożył, to przeciwnikowi robiło się niemiło. Medalista olimpijski z Londynu Aleksy Antkiewicz uznał, że młody chłopak z Gdyni będzie odpowiednim sparingpartnerem. – On też nie mógł mnie trafić, pruł rękawicami powietrze, bo tańczyłem na ringu jak Leszek Drogosz. Ale kiedy już mu się udało, to przez kilka dni nie mogłem jeść – wspominał Korynt.
Feliks Stamm też uważał, że może zrobić z Korynta boksera na miarę igrzysk olimpijskich. Może tak by się stało, gdyby nie jedna walka, w której sędziowie go skrzywdzili, ponieważ zwycięstwo musiał odnieść zawodnik milicyjnej Gwardii. Korynt miał 18 lat, taka nieuczciwość kłóciła się z jego zasadami, więc rzucił rękawice na ring, mówiąc, że nigdy tam nie wróci.