Ich zdaniem drwale w mieście tną mocno, a pod topór idą kolejne enklawy zieleni. Za pochopną wycinkę przed czterema laty 71 drzew na skwerze przy ul. Walecznych przed sądem tłumaczy się Marian S., były dyrektor wydziału ochrony środowiska w lubelskim ratuszu. W ubiegłym roku głośno było o wycince drzew w parku Ludowym, w tym o wycięciu 77 drzew na skwerze w Bronowicach. Tam deweloper, który zamienił się na działkę z miastem, będzie budował osiedle mieszkaniowe (miasto na zamienionej działce szkołę). Mieszkańców niepokoi także zapowiadana wycinka 1700 drzew przy planowanej przebudowie skrzyżowania Ducha z Solidarności i Sikorskiego (zdaniem władz miasta większość drzew to samosiejki).
Znikają też kolejne drzewa w ścisłym centrum, bo działki potrzebne są inwestorom, bo przeszkadzają w remontach, bo uszkadzają odremontowane elewacje, bo stwarzają przeróżne zagrożenia lub po prostu usychają. W zamian pojawiają się w śródmieściu rachityczne drzewa w donicach, o których mieszkańcy mówią złośliwie „prawie drzewka”.
Władze Lublina w sprawie miejskiej zieleni zorganizowały nawet ostatnio konferencję prasową, aby zaprzeczyć alarmistycznym doniesieniom mediów. Hanna Pawlikowska, miejska architekt zieleni, wyliczała, że w tym roku miasto ze swojej inicjatywy posadziło 1141 drzew i 12 793 krzewy, z czego większość drzew przy głównych ulicach.
Wydało zaś zgodę na usunięcie 3748 drzew (nie zgodziło się przy tym na ścięcie 164). Miasto wylicza, że większość to drzewa usunięte, zagrażające mieniu, rosnące na sieciach lub pod liniami elektroenergetycznymi. Z tej liczby 1722 to drzewa rosnące na obszarach planowanych pod inwestycje. W ramach kompensacji wnioskodawców zobowiązano do nasadzeń 6776 drzew o średnicy pnia co najmniej 16 cm.
Miejski architekt zieleni twierdzi, że każdy wniosek jest wnikliwie analizowany, a każda wycinka powiązana z niemal dwukrotnie większą liczbą nasadzeń. Żadnej samowolki nie ma.