A konkretnie na rodzinnych Grzegórzkach i asfaltowym placu przy stadionie Wandy Kraków.
Pośrednio do rozwoju kariery najlepszego kierowcy w historii polskich wyścigów przyczynił się wielki rajdowiec z lat 60. i 70. Sobiesław Zasada. To na wystawie jednego z jego krakowskich salonów niespełna pięcioletni Robercik wypatrzył czerwoną miniaturkę samochodu terenowego. Miała silnik spalinowy o zawrotnej mocy dwóch koni mechanicznych – wyścigówki Formuły 1 mają 400 razy więcej, rajdówka WRC, którą Kubica jeździ obecnie w mistrzostwach świata, jest 150 razy mocniejsza.
– Nie dało się mnie oderwać od tego autka. Wsiadłem, zacząłem trąbić, nie chciałem wysiąść chyba przez parę godzin – wspominał po latach.
Była końcówka roku, zbliżało się Boże Narodzenie, a wcześniej, 7 grudnia, urodziny Kubicy. Rodzice, Anna i Artur, nie mieli wyjścia, sprawili synowi łączony prezent.
Najpierw asfalt
Podwórkowe alejki wokół bloków na Grzegórzkach nie wystarczały do zabawy nowym sprzętem, ale odpowiednie miejsce znalazło się w Nowej Hucie. – Zacząłem jeździć na asfaltowym podwórku przy stadionie żużlowym KS Wanda – mówi Robert o swoich pierwszych krokach za kierownicą. – Ojciec ustawiał slalom z butelek wypełnionych wodą i tak się bawiłem, jeżdżąc sobie w kółko. Pamiętam śmieszną historię, kiedy któregoś dnia żużlowcy KS Wanda przegrywali mecz i kibice, zamiast dopingować swoich idoli, odwrócili się od toru i patrzyli, jak jeżdżę po tym placyku.