Takie dane znalazłam m.in. na portalu studiujwrzeszowie.pl, który zachęca maturzystów do dalszej nauki w stolicy Podkarpacia. Nie wiem, kto go prowadzi, ale to strzał w dziesiątkę. I nie wygląda na to, by stała za nim jakaś nudna uczelnia czy miasto, bo z oficjalnymi komunikatami portal niewiele ma wspólnego. Jego autor zapytał maturzystów np., w czym Rzeszów jest gorszy od Krakowa. Ku mojemu zdziwieniu brakuje im jedynie „wysokiego stężenia hipsterskości, którą Kraków ocieka”. Okazuje się, że to, co dla studenta powinno być tak samo ważne, czyli dobrzy wykładowcy, nowoczesne laboratoria, a przede wszystkim szansa na pracę, w Rzeszowie jest. W samym mieście i w strefach ekonomicznych koło lotniska – ok. 8 km od centrum – uplasowało się dużo firm, i to stawiających na nowe technologie.

Forumowicze zauważają też, że Rzeszów jest tani. Podobno piwo kosztuje nawet dwa razy mniej niż w Krakowie, Wrocławiu czy Warszawie. Czy tak jest na pewno, nie wiem, bo w Rzeszowie nigdy nie byłam. Znam go tylko z opowieści. Gdybym jednak dziesięć lat temu usłyszała o kimś, kto chce studiować w Rzeszowie, pomyślałabym, że słabo poszła mu matura. Wtedy bowiem Rzeszów nie kojarzył się z prężnym, nowoczesnym miastem pełnym młodych ludzi. Dziś zapytałabym, co chce studiować, na której uczelni i dlaczego. W końcu z Rzeszowa do hipsterskiego Krakowa nie jest tak daleko. Podróż A4 zajmuje jakieś dwie godziny, pendolino jedynie godzinę czterdzieści, a pociągiem regionalnym trzy. I skoro profesorowie dojeżdżają na wykłady do Rzeszowa, to studenci w poszukiwaniu atrakcji mogą się udać do Krakowa. Choć podobno i z atrakcjami już nie jest najgorzej, bo powstało wiele fajnych lokali. W jednym z nich można nawet pograć na pegasusie – konsoli z lat 90., dla niewtajemniczonych. Rzeszów to nie jest już zapyziałe miasteczko na końcu Polski.