Czytelnicy poznają biografię pisarza

Ewelina Pietrowiak | Zaskoczeniem była głęboko filozoficzna, refleksyjna natura Pilcha – mówi autorka wywiadu rzeki z Jerzym Pilchem „Zawsze nie ma nigdy”.

Publikacja: 10.01.2016 17:56

Czytelnicy poznają biografię pisarza

Foto: materiały prasowe

Rz: Była pani dyrektorką artystyczną Teatru im. Solskiego w Tarnowie, w świecie sztuki ma pani pokaźny dorobek jako reżyserka operowa i dramatyczna. Jak doszło do powstania wywiadu rzeki?

Ewelina Pietrowiak: Znam Jerzego Pilcha od ponad 15 lat, czyli długo, zanim zostałam reżyserką. Jesteśmy przyjaciółmi, mamy codzienny telefoniczny kontakt. Powodów do powstania wywiadu rzeki było kilka. Po pierwsze, Jerzy od lat był dręczony przez dziennikarzy o autobiograficzną książkową rozmowę, często pojawiały się takie propozycje. Po drugie, ciekawość czytelników. Ponieważ pisarz od dawna nie pojawiał się z powodu choroby na spotkaniach autorskich ani na targach książki, czytelnicy próbowali kontaktować się z nim innymi drogami, na przykład e-mailem lub korespondencyjnie. Była w nich ewidentna potrzeba poznania bliżej biografii Pilcha, zarówno literackiej, jak i prywatnej. Ale najważniejszym powodem był zupełnie inny fakt. Jerzy Pilch zmaga się z chorobą Parkinsona, przeszedł operację głębokiej stymulacji mózgu, ma wszczepiony w głowie rodzaj mózgowego rozrusznika i zeszłego roku zimą po kolejnej elektronicznej korekcie parametrów stracił głos. To był dla niego najgorszy czas. Nie poddał się jednak, tylko wymyślił, że najlepszą terapią dla niego będzie mówienie, jak najwięcej i jak najczęściej. I tak wpadł na pomysł wywiadu rzeki.

To się brało z tego, że w twórczości Pilcha granica między kreacją literacką a biografią jest kompletnie nieuchwytna, totalnie rozmyta. Decydujące fakty trzeba było wyjaśnić, uporządkować?

Tak i naprawdę chętnie się tego podjęłam. Aczkolwiek trochę zaskakujące było to, że właśnie ja mam ten wywiad przeprowadzić, bądź co bądź, nie jestem człowiekiem pióra. Propozycja Jerzego padła pewnie dlatego, że bardzo dobrze go znam. Znam też – wydaje mi się – jego czytelników i mogłam sobie wyobrazić, czego chcieliby się dowiedzieć z wywiadu rzeki. Rozmawialiśmy przez sześć miesięcy, między marcem a wrześniem 2015 roku, niemal każdego dnia. Nie wiem, jak książka zostanie przyjęta przez Pilchowych wyznawców, w każdym razie cel terapeutyczny został osiągnięty. Pisarz dzięki codziennym treningom wrócił do mówienia i czuje się tak dobrze, że najprawdopodobniej odbędzie się pierwsze od lat spotkanie promocyjne książki z jego udziałem.

Czy nagrania, jeśli pani je robiła, zostaną wykorzystane w jakiejś formie, na przykład audiobooka?

Oczywiście, że nagrywałem nasze rozmowy i codziennie je spisywałam. Ale nagrania na pewno nie zostaną wykorzystane, choćby dlatego, że przez pierwsze dwa miesiące rozmów Pilch nie był w najlepszej głosowej formie. Kolejna kwestia to wybór, jakiego dokonaliśmy – rozmawialiśmy na dużo więcej tematów, niż pomieściło się w książce, choć wywiad rzeka ostatecznie i tak ma ponad 250 stron.

Co panią najbardziej zaskoczyło w tym, co mówił Jerzy Pilch, z czego nie zdawała pani sobie sprawy?

Pewnym zaskoczeniem była głęboko filozoficzna, refleksyjna natura Pilcha. Sporo będzie w tej książce sfery metafizycznej i eschatologii; wątków choroby, śmierci, istniejącego – lub nie – życia po życiu.

Czy ewangelickie korzenie sięgające Wisły mocno rzutowały na pisarstwo pani bohatera?

Bardzo mocno, naznaczyło go to na całe życie. Biblia leży na biurku pisarza i jest codziennie czytana, jak się łatwo domyśleć, nie bez wpływu na jego język. Nauki konfirmacyjne, obecność pastorów w rodzinie – to wszystko są ważne fakty biograficzne.

Kto przewija się przez strony książki z tych najważniejszych?

Na pewno trzeba wspomnieć rodzinę – dziadka, babkę, matkę, ojca, wujów, a potem kolegów, którzy razem z nim studiowali polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. To m.in. Marian Stala, Bronisław Maj, Bronisław Wildstein, Tadeusz Słobodzianek, a nawet Lesław Maleszka. Są wśród bohaterów również redaktorzy „Tygodnika Powszechnego” – Józefa Hennelowa, Jerzy Turowicz, Krzysztof Kozłowski. W anegdotach pojawia się wiele innych znanych osób, jak Agnieszka Osiecka, Wisława Szymborska czy… Paweł Kukiz.

Okładka z Pilchem dzieckiem ma sugerować podróż do epoki PRL?

To naturalna sprawa, biorąc pod uwagę, że Jerzy Pilch urodził się w 1952 roku. Całe jego dzieciństwo, młodość, studia i część dorosłości przypadła na czas minionego systemu. Sporo jest o jego paradoksach i egzotyce, stanowią one jednak tło opowieści, nie sedno.

A czy znajdziemy w książce odpowiedź na pytanie o literackich mistrzów?

Rozdział o pisaniu, literaturze, o talencie jest chyba najbardziej rozbudowany. W różnych konfiguracjach i kontekstach pojawiają się Tomasz Mann, Andriej Płatonow, a także Franz Kafka, Witold Gombrowicz, Tadeusz Konwicki, Bruno Schulz. Jest ich wielu, ponieważ Jerzy Pilch poza tym, że jest pisarzem, był od zawsze maniakalnym czytelnikiem, molem książkowym. Ma dużą bibliotekę. Ważne dla zrozumienia tego jest stwierdzenie jego przyjaciela Zbigniewa Mentzla: „Trzeba mieć wszystkie książki”.

Rz: Była pani dyrektorką artystyczną Teatru im. Solskiego w Tarnowie, w świecie sztuki ma pani pokaźny dorobek jako reżyserka operowa i dramatyczna. Jak doszło do powstania wywiadu rzeki?

Ewelina Pietrowiak: Znam Jerzego Pilcha od ponad 15 lat, czyli długo, zanim zostałam reżyserką. Jesteśmy przyjaciółmi, mamy codzienny telefoniczny kontakt. Powodów do powstania wywiadu rzeki było kilka. Po pierwsze, Jerzy od lat był dręczony przez dziennikarzy o autobiograficzną książkową rozmowę, często pojawiały się takie propozycje. Po drugie, ciekawość czytelników. Ponieważ pisarz od dawna nie pojawiał się z powodu choroby na spotkaniach autorskich ani na targach książki, czytelnicy próbowali kontaktować się z nim innymi drogami, na przykład e-mailem lub korespondencyjnie. Była w nich ewidentna potrzeba poznania bliżej biografii Pilcha, zarówno literackiej, jak i prywatnej. Ale najważniejszym powodem był zupełnie inny fakt. Jerzy Pilch zmaga się z chorobą Parkinsona, przeszedł operację głębokiej stymulacji mózgu, ma wszczepiony w głowie rodzaj mózgowego rozrusznika i zeszłego roku zimą po kolejnej elektronicznej korekcie parametrów stracił głos. To był dla niego najgorszy czas. Nie poddał się jednak, tylko wymyślił, że najlepszą terapią dla niego będzie mówienie, jak najwięcej i jak najczęściej. I tak wpadł na pomysł wywiadu rzeki.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej