Teatralna „Burza” w Szczecinie

Współczesny świętuje jubileusz 40-lecia, a w Polskim zagra Wojciech Pszoniak.

Publikacja: 17.12.2015 17:12

„Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” w reżyserii Piotra Ratajczaka. Fot. Piotr Nykowski

„Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” w reżyserii Piotra Ratajczaka. Fot. Piotr Nykowski

Foto: Teatr Współczesny

Mocną pozycję w repertuarze jubileuszowego sezonu Teatru Współczesnego stanowi spektakl „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku” wyreżyserowany przez Piotra Ratajczaka. To nie pierwsza sztuka Doroty Masłowskiej, którą wystawił. Wcześniej inscenizował „Między nami dobrze jest” w sosnowieckim Teatrze Zagłębia.

– Tamten spektakl usatysfakcjonował teatr, był również ważny dla mnie, miałem poczucie, że wcześniej czy później do twórczości Doroty Masłowskiej powrócę – mówi „Rzeczpospolitej” Piotr Ratajczak. – Szczeciński ciąg dalszy zrodził się w rozmowach z Anną Augustynowicz, dyrektorką Teatru Współczesnego, również dlatego, że do tej pory w Szczecinie nie była wystawiana żadna sztuka Doroty Masłowskiej. Uznaliśmy, że taka premiera będzie ważnym doświadczeniem dla tutejszych widzów.

Polska wykluczonych

„Dwoje Rumunów” ma już swoją sceniczną legendę, a także głośne wystawienia, m.in. Agnieszki Glińskiej w warszawskim Teatrze Studio, które wygrało konkurs na Festiwalu R@port w Gdyni.

– Nasze przedstawienie będzie inne, chodzi również o skalę. Agnieszka Glińska zrobiła kameralny spektakl, my pracujemy na dużej scenie – mówi Piotr Ratajczak. – Dla mnie najważniejsze jest to, co się dzieje w świadomości Polaków, a to związane jest z postępującym rozwarstwieniem i podziałami. Dwójka głównych bohaterów, wędrując przez Polskę, spotyka ludzi reprezentujących różne grupy społeczeństwa, które się ze sobą nie komunikują, bo społeczeństwo jest rozbite. Jedynymi emocjami odczuwanymi ze wzajemnością jest pogarda, poczucie krzywdy oraz związane z tym resentymenty. Tym się zajęliśmy. Cały czas mówiłem aktorom o pogardzie, jaką okazują sobie Polacy. Idąc tym kluczem, zbudowaliśmy świat, który jest nieprzyjemny, nieprzyjazny, zdegradowany. Pokażemy to również poprzez scenografię i kostiumy.

W centrum spektaklu znajduje się młody aktor grający w serialu telewizyjnym księdza – przebrany za Rumuna, oraz młoda dziewczyna, która czuje się w Polsce jak Rumunka.

– To ona reprezentuje grupę, którą modnie dziś nazywa się prekariatem, pozbawionym perspektyw, niemającym szans na wyartykułowanie swoich pragnień i żądań – mówi reżyser.

Naturalny kontekst dla sztuki o rozwarstwieniu, przedstawiający regiony Polski oddalone od Warszawy, stanowi Szczecin

– Urodziłem się w Szczecinie i sztuką Masłowskiej wracam do mojego rodzinnego miasta, nie mając wątpliwości, że jest ono ofiarą transformacji – mówi Piotr Ratajczak. – Podobnej degradacji miasta doświadczałem też, kiedy byłem dyrektorem teatru w Wałbrzychu. Szczecin dopiero teraz podnosi się z załamania gospodarczego, które mu się przytrafiło. Z radością zauważam, że nabiera dynamiki. Natomiast całe lata 90. i początek pierwszej dekady XXI wieku kojarzą mi się z desperacką próbą zmagania się mieszkańców z problemem zamkniętej stoczni i wynikającego z tego bezrobocia.

Długo szukano recepty na nowe życie miasta i jego rozwój.

– Nastąpił odpływ mieszkańców, zwłaszcza ludzi młodych, którzy starali się szukać dla siebie szansy, bo czuli się w swoim mieście obco, jak Rumuni ze sztuki Doroty Masłowskiej – mówi reżyser. – Dziś można spotkać w Szczecinie wiele ofert życia w Niemczech. Jednak landy na wschodzie Niemiec są jeszcze bardziej zdegradowane niż nasz region. Może z czasem Szczecin stanie się głównym ośrodkiem tej części Pomorza?

Można też powiedzieć, że Szczecin padł ofiarą rozbicia dzielnicowego, głównie ze względu na problemy komunikacyjne.

– To są nasze problemy do dziś, które kładą się cieniem również na życiu teatralnym – mówi reżyser. – Długi czas podróży sprawia, że ludzie reagują alergią na propozycję przyjazdu do Szczecina. Mówią, że to za daleko, że nie po drodze. Dlatego szczecinianie w ostatnich latach z większą nadzieją spoglądali na zachód niż na wschód. Znamienne jest, że mamy bliżej do Berlina niż do Warszawy. Pamiętam żarty z czasów szkolnych, gdy mówiło się o podłączeniu, najpierw do NRD, a potem zjednoczonych Niemiec. Ta prozachodniość objawia się większą otwartością mieszkańców, co daje wyraz w wyborach politycznych. Szczecin nie jest katolicki i narodowy. A jednocześnie wyczuwa się rodzaj pustki duchowej, której przyczyną jest brak tradycji i korzeni. W przeciwieństwie do Wrocławia, który jest bardzo lwowski, Szczecin jest bardziej wymieszany, co wiem na przykładzie mojej rodziny. Jedna moja babcia pochodzi z Wilna, zaś druga z Wielkopolski.

Nikt i nic się łatwo nie łączy.

Pod tym względem Szczecin przypomina wieżę Babel, której aurę można wyczuć też w sztuce Masłowskiej.

– Oby tylko ten proces nie pogłębiał – mówi Piotr Ratajczak. – Zobaczymy jak będzie, ale dziś wszyscy moi przyjaciele żyją poza Szczecinem, dwóch z nich pracuje w Warszawie, jeden w Krakowie. To jest norma, to jest reguła. Większość młodych ludzi ze Szczecina marzy o tym, żeby studiować w Warszawie albo w Krakowie, pracować w Poznaniu bądź Wrocławiu. Tam też najambitniejsi upatrują perspektyw zawodowych. Z przykrością to mówię, ale to tak wygląda.

W spektaklu występują m.in. Konrad Beta (Parcha), Adrianna Janowska-Moniuszko (Dżina), Arkadiusz Buszko (Kierowca), Robert Gondek (Wiesiek, Dziad).

Szczególny rok

Piotr Ratajczak jest też kuratorem debiutów trójki młodych reżyserów, którzy realizują niskobudżetowe spektakle oparte na tematyce społecznej i reportażach.

– Pierwszy spektakl, „Trollgatan, ulica trolli” Tomasza Kaczorowskiego, już powstał, a jego tematem są reakcje społeczeństwa szwedzkiego na imigrantów i uchodźców – mówi Piotr Ratajczak. – Drugi spektakl, „Mad Woman”, o życiu kobiet w korporacji będzie realizowała Barbara Wiśniewska, zaś trzeci – Małgorzata Wdowik. Ale o jego temacie wciąż rozmawiamy, bo zależy nam na tym, żeby był świeży, gorący.

Tymczasem jubileuszowy sezon ma być najbogatszy w 40-letniej historii i złoży się nań łącznie dziesięć premier. Najważniejszą będzie marcowa „Burza” Szekspira w inscenizacji dyrektor Anny Augustynowicz. W centrum zainteresowania reżyserki znajdą się najważniejsze tematy dramatów Szekspira: obalenie prawowitego władcy, niebezpieczeństwo przejścia od cywilizacji do barbarzyństwa, marzenie o odzyskaniu świetności, zgubna namiętność oraz sens i potrzeba stwarzania teatru.

Również na Dużej Scenie, ale już w czerwcu, odbędzie się premiera spektaklu Wojciecha Klemma według tekstu „Moja mama leczy się u dr. Oetkera” Sebastiana Majewskiego, cenionego dramaturga, wieloletniego współpracownika Jana Klaty, obecnie dyrektora Teatru im. Jaracza w Łodzi. Ten projekt teatralny dotyka tematu choroby psychicznej, jednego z najbardziej skrywanych problemów społecznych, choć obecnego w każdym środowisku, niezależnie od wieku, wykształcenia czy sytuacji materialnej. Realizatorzy chcą przyjrzeć się społecznym postawom wobec choroby, której odbiór dominuje stereotyp „wariata”.

W planach jest także kwietniowa „Skocznia w Jerozolimie” Pawła Kamzy o myśli i filozofii ks. prof. Józefa Tischnera, który stanie się również jedną z postaci spektaklu zrealizowanego na scenie „Malarnia”. Na Scenie Propozycji Aktorskich Arkadiusz Buszko wyreżyseruje sztukę Siemiona Złotnikowa „Przychodzi mężczyzna do kobiety”.

W cyklu obchodów zaplanowany jest pokaz jednego ze spektakli z Teatru Współczesnego w Warszawie w reżyserii Macieja Englerta, który 40 lat temu, jako pierwszy objął dyrekcję Teatru Współczesnego w Szczecinie.

Będzie też można obejrzeć monodram Bogusława Kierca, dyrektora Teatru Współczesnego w Szczecinie w latach 1990–1992, „Mój trup” na podstawie tekstów Adama Mickiewicza. Wraz z premierą „Burzy” ukaże się książka Kamili Paradowskiej „Teraz! Ilustrowana historia Teatru Współczesnego w Szczecinie”.

Gwiazdy w Polskim

Z kolei w Teatrze Polskim 5 grudnia odbyła się premiera „Pan Geldhaba” Fredry – o pazerności i karierowiczostwie – w reżyserii Janusza Cichockiego.

– Następną naszą premierę zaprezentujemy pod koniec stycznia i będzie to „Wieczór w teatrze” na motywach Federica Garcii Lorci – mówi dyrektor Adam Opatowicz, reżyser spektaklu. – Najważniejszy będzie motyw „Krwawych godów” związany z tym, co wywołuje w naszym życiu największe emocje – miłością i namiętnością tak wielką, że doprowadza do śmierci.

Pod koniec lutego celebrowana będzie 18. rocznica założenia sceny kabaretowej Czarny Kot Rudy nawiązującej do najlepszej tradycji polskiego kabaretu. Podczas wieczoru, na który złożą się zabawne improwizacje, wystąpią Stanisław Tym, Andrzej Poniedzielski i Artur Andrus.

W marcu i kwietniu przewidziane są dwie premiery: „Matek” Piotra Rowickiego, które osnute są wokół tytułowego motywu, a także „Skarpetek opus 124″ z gwiazdorskim udziałem Wojciecha Pszoniaka i Jacka Polaczka.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej