Badano ją jeszcze w czasach carskich, przypisując jej różne funkcje: miała być baptysterium do chrzczenia pogan, obronnym gródkiem rycerskim. Jednak ten obiekt nie służył ani wygodzie, ani bezpieczeństwu, ale „sprawom wyższym”. Pomysł budowli w Stołpiu zrodził się w ówczesnych najwyższych sferach, być może wzniesiono ją dla kogoś konkretnego, kto wypadł z ówczesnej politycznej gry. W tym czasie opodal, w Chełmie, powstawał zamek, obiekt w Stołpiu jest z nim w jakiś sposób powiązany. Garstka odosobnionych osób w Stołpiu czuła się bezpiecznie „pod skrzydłami” zamku.

Wieża wysokości 17 metrów stoi nie na wyniosłości, nie na kulminacji terenu, ale przeciwnie: w siodle między dwoma wzgórzami. Osiemset lat temu, podobnie jak teraz, nie rzucała się w oczy. Nie mogła być elementem obronnego gródka rycerskiego, ponieważ nie otaczał jej mur, wał ani fosa, a jej okna to nie wąskie strzelnicze szpary, ale szerokie otwory, w sam raz, aby pięknie wyglądały w nich witraże.

Ale najdziwniejszy element znajduje się na szczycie – kaplica na planie krzyża greckiego, nie z kamienia, ale z cegieł, z podłogą z glazurowanych płytek. Wejście do niej znajdowało się na czwartej kondygnacji. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wieża została wzniesiona jedynie po to, aby zwieńczyć ją właśnie tą kaplicą. Od strony zachodniej wystawały z wieży poziome bale podtrzymujące pomost, pod nim wypływało źródło. Z pomostu wygodnie było czerpać wodę bez opuszczania dziwnej budowli.

Obiekt powstał w drugiej połowie XII wieku, istniał krótko, zaledwie jedno stulecie, spłonął około roku 1270 podczas najazdu tatarskiego, potem go już nie odbudowano. Wieżę mogło zamieszkiwać najwyżej kilka osób. Sprawia wrażenie, że służyła odosobnieniu jej mieszkańców, a nawet więcej: oderwaniu ich od ziemi i spraw ziemskich. Kim byli ci ludzie, skąd przybyli? Z Bizancjum? Wieża w Stołpiu stanęła na pograniczu ruskim, a właśnie tam rozwijały się małe wspólnoty klasztorne, ruch eremicki, tam krzewiła się idea odosobnienia. Była jednak na tyle obca, że nie znalazła naśladowców.

Od jakiegoś czasu wykształcił się nieoczekiwany obyczaj: pary nowożeńców przyjeżdżają robić sobie zdjęcia pod wieżą. Jednak ta popularność nie przekłada się na poprawę jej losu. Przechyla się na stronę wschodnią. Tuż obok ruchliwą szosą co minutę przejeżdżają wielotonowe ciężarówki – wówczas wieża drży. Jeżeli w porę nie zostaną podjęte poważne prace konserwatorskie, unikalny obiekt runie. Byłaby niepowetowana szkoda.