Nieduże placówki w dużej sieci

Małopolska Sieć Kin Cyfrowych do dziś jest unikatowym w skali kraju przedsięwzięciem.

Publikacja: 13.09.2015 16:33

Decyzja o wyprowadzce z Krynicy-Zdroju zapadła w ostatnim momencie – opowiada nam Zygmunt Berdychows

Decyzja o wyprowadzce z Krynicy-Zdroju zapadła w ostatnim momencie – opowiada nam Zygmunt Berdychowski.

Foto: materiały prasowe

Dzięki sieci w wielu mniejszych miastach regionu uchowały się kina, które – mimo konkurencji krakowskich multipleksów – świetnie sobie radzą.

Gdy w dużych polskich miastach pojawiły się multipleksy, małe kina, szczególnie w mniejszych miejscowościach, zaczęły padać jak muchy. Głównie dlatego, że nowe filmy puszczały one miesiąc, a często nawet po dwóch miesiącach od ich premiery w tzw. kinach wielosalowych. Wynikało to z ograniczonej liczby kopii, które najpierw trafiały do sieci kinowych i kin dużych, wielosalowych, a dopiero po nich do małych.

Polski widz chodzi do kina przede wszystkim na nowe filmy i chce je obejrzeć jak najszybciej po ich kinowej premierze. Tym sposobem małe kina w ekspresowym tempie traciły widownię na rzecz multipleksów. Potem jeszcze bardziej zostały przyparte do muru pojawieniem się nowej technologii wyświetlania filmów, czyli projektorów cyfrowych. Zapewniających nie tylko lepszą jakość obrazu i dźwięku, ale także możliwość tworzenia i oglądania filmów trójwymiarowo, czyli w 3D. Multipleksy szybko zaczęły się w nie wyposażać, bo dostrzegły w tym szansę na przyciągnięcie większej liczby widzów.

Projektory cyfrowe były jednak wówczas bardzo drogie i małych kin nie stać było na ich zakup.

Pomogła dotacja

Remedium na to znalazła w Małopolsce Fundacja Rozwoju Kina z Krakowa, założona przez spółkę Apollo Film, należącą do małopolskiego samorządu wojewódzkiego i prowadzącą dwa krakowskie kina.

18 kin liczy dziś małopolska sieć cyfrowa. Na starcie było 11 placówek

Fundacja opracowała projekt regionalnej sieci małych kin cyfrowych, działających przy domach kultury, a potem wystarała się o kilkumilionową dotację unijną na jego realizację. Dotacja miała iść przede wszystkim na zakup projektorów cyfrowych dla tychże kin. Przedsięwzięcie było wizjonerskie z kilku powodów.

Po pierwsze, ówczesny szef krakowskiej Fundacji Rozwoju Kina Ryszard Rutkowski dojrzał w kinowej cyfryzacji szansę dla małych kin na równorzędną rywalizację z multipleksami.

Chodziło o to, że cyfryzacja kina zakończyła erę ograniczonej liczby kopii filmów, bo film zapisany na nośniku cyfrowym można było kopiować niemal bez żadnych kosztów w dowolnej liczbie. To zaś oznaczało, że małe kina będą mogły grać premierowe filmy w tym samym czasie co multipleksy.

Po drugie, w ramach projektu kina wchodzące w skład sieci zostały wyposażone także w anteny satelitarne i dekodery. Chodziło o to, by mogły się w nich odbywać także transmisje na żywo ważnych wydarzeń kulturalnych i sportowych z całego świata; koncertów, przedstawień operowych i teatralnych oraz imprez sportowych.

Mundial na start

Gdy Małopolska Sieć Kin Cyfrowych ruszyła latem 2010 r., zaczęła transmitować na żywo mecze piłkarskie z mundialu w RPA. Na początku sieć objęła 11 kin – dwa w Krakowie i w dziewięciu małopolskich miejscowościach: Bochni, Brzeszczach, Dąbrowie Tarnowskiej, Kętach, Krynicy- -Zdroju, Limanowej, Oświęcimiu, Trzebini i Wadowicach. Już pierwsze miesiące były bardzo zachęcające, bo np. w Wadowicach dzięki nowemu sprzętowi i premierom w tym samym czasie co w krakowskich multipleksach liczba osób przychodzących do kina wzrosła w szybkim czasie kilkakrotnie. Gdy w Limanowej zaczęto grać „Shreka”, sala była pełna przez dwa tygodnie.

Inne kina też dobrze sobie radziły, bo mieszkańcy miasteczek, w których się mieściły, już nie musieli pokonywać dziesiątków kilometrów do Krakowa, by bez opóźnienia obejrzeć najnowsze filmy. Dla miejscowości turystycznych, takich jak Krynica, było to także wzbogacenie oferty kulturalnej dla turystów.

To były główne przyczyny sukcesu Małopolskiej Sieci Kin Cyfrowych. Sukcesu, dzięki któremu przyłączyło się do niej ze swymi kinami jeszcze siedem innych miast. Dziś więc cała sieć liczy 18 kin. Są dochodowe, mają lepsze, bo średnio 60-procentowe, obłożenie niż multipleksy (w Krynicy 100-procentowe), choć oferują tańsze bilety niż one. Oferowałyby jeszcze tańsze, gdyby nie dystrybutorzy filmowi, którzy naciskają na wyższe ceny, bo dzielą się z kinami wpływami z wyświetlanych w nich filmów pół na pół.

Kina z małopolskiej sieci oprócz filmów popularnych grają też ambitniejsze, takie, których nie puszczają multipleksy, czego przykładem był choćby dokument „Mary’s Land”. Ożywiają domy kultury, przy których działają. Organizują przeglądy filmowe i spotkania dyskusyjne po seansach (jak kiedyś DKF). Transmitują – zgodnie z pierwotnymi założeniami – spektakle teatralne i operowe. W krakowskim kinie Mikro nawet przedstawienia słynnej nowojorskiej Metropolitan Opera, moskiewskiego baletu Bolszoj i londyńskiego Teatru Narodowego.

Te osiągnięcia zauważono nawet za granicą: w 2012 r. organizatorzy Festiwalu Filmowego w Wenecji uznali Małopolską Sieć Kin Cyfrowych za jedną z kilku najlepszych praktyk w obszarze cyfryzacji kina w Europie.

Opinia

Iwona Nowak, prezes krakowskiej Fundacji Rozwoju Kina

Gdyby nie cyfryzacja kina, którą wykorzystaliśmy, tworząc Małopolską Sieć Kin Cyfrowych, wiele należących do niej placówek dziś już by nie istniało. Nie jest to klasyczna sieć, bo to kina przy domach kultury i każde z nich funkcjonuje oddzielnie. To utrudnia nam wspólne kupowanie kopii filmów od dystrybutorów, ale tam, gdzie się da, robimy to. Mamy wspólną umowę na serwisowanie sprzętu. To bardzo droga usługa, ale dzięki tej umowie możemy wynegocjować z serwisantem korzystniejsze warunki. Wzajemnie się reklamujemy: jeśli jedno kino organizuje imprezę, inne ją u siebie promują. Przeszkadza nam piractwo. Lokale gastronomiczne wyświetlają filmy, żeby przyciągnąć klientów. Nie pobierają za ich oglądanie opłat i dzięki temu nie muszą płacić dystrybutorom. To dla nas nieuczciwa konkurencja.

Dzięki sieci w wielu mniejszych miastach regionu uchowały się kina, które – mimo konkurencji krakowskich multipleksów – świetnie sobie radzą.

Gdy w dużych polskich miastach pojawiły się multipleksy, małe kina, szczególnie w mniejszych miejscowościach, zaczęły padać jak muchy. Głównie dlatego, że nowe filmy puszczały one miesiąc, a często nawet po dwóch miesiącach od ich premiery w tzw. kinach wielosalowych. Wynikało to z ograniczonej liczby kopii, które najpierw trafiały do sieci kinowych i kin dużych, wielosalowych, a dopiero po nich do małych.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej