Trening porządkował mi świat

Patrycja Maliszewska, zawodniczka Juvenii Białystok o short tracku, kontuzji, trudnej rehabilitacji i niewielkiej szansie wyjazdu na igrzyska do Pjongczangu.

Publikacja: 16.01.2018 00:30

Rz: Za panią chyba najtrudniejsza walka w karierze, może nawet trudniejsza niż zdobycie medalu mistrzostw Europy i udział w igrzyskach olimpijskich, bo wróciła pani do sportu po bardzo ciężkiej kontuzji, złamaniu kości piszczelowej i strzałkowej.

Patrycja Maliszewska: Sam trening był dla mnie formą rehabilitacji, ćwiczenia nawzajem się przenikały. Wiem, na czym polega sport, a rutyna dodatkowo dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Trening i rehabilitacja porządkowały mi świat i pomogły przejść najtrudniejsze chwile.

Miała pani momenty zwątpienia w czasie rehabilitacji i myślała sobie: po co mi to wszystko?

Momenty zwątpienia i zniechęcenia pojawiały się jeszcze przed kontuzją. Sportowcy są nieustannie zmęczeni, bo trening jest bardzo wymagający, ciężko jest zwlec się z łóżka, a trzeba rano wstawać, żeby wykonać założony plan. Chwil, w których przychodzi forma i czujemy się świetnie, pełni energii, jest o wiele mniej, to są naprawdę wyjątkowe momenty. Myślałam, że kiedy już wyjdę na lód po zakończeniu rehabilitacji, to wszystko się jakoś samo poukłada, ale po śmierci mamy moja głowa była cały czas gdzie indziej. Ciało też jeszcze nie wróciło do pełnej sprawności. Moje mięśnie nie są takie, jakie powinny być. Kiedy odpycham się z lewej nogi, to czuję, że nie funkcjonuje tak dobrze jak prawa. Pamiętam jednak, w jakim miejscu byłam jeszcze niedawno, i cieszę się z tego, co mam teraz. Wiem, że jestem silna, bo podniosłam się po bolesnych ciosach, które mogłyby złamać wielu ludzi.

Przed kontuzją była pani najlepszą polską zawodniczką w short tracku. Samo jeżdżenie na zawody pewnie pani nie wystarczy…

Poważnie myślałam nad tym, czy ma sens kontynuowanie kariery. Doszłam do wniosku, że jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa w sporcie. Wiem, jak ciężką pracę wykonałam przez ten czas, i widzę postępy, chociaż organizm nie jest jeszcze gotowy na rywalizację z najlepszymi. Nie chcę być oceniana cały czas przez pryzmat tego, co kiedyś zrobiłam. Życie mnie doświadczyło. Po śmierci mamy ciężko było się pozbierać, a dodatkowo nie mogłam się zmęczyć na treningu, co pomogłoby mi zapanować nad emocjami. Zdałam sobie jednak sprawę, że lubię sportowy styl życia, lubię trenować. Coraz bardziej się interesuję się zagadnieniami trenerskimi. Rozmyślam o tym, co będzie, kiedy skończę karierę. Widziałam różne systemy szkoleniowe, mam swoje przemyślenia i chciałabym to kiedyś wykorzystać.

Gdyby nie bandy wokół lodowiska, to można byłoby uniknąć kontuzji? Teraz, podobno, ma to się zmienić?

Wcześniej nie było przepisu, który nakazywałby rozgrywanie wszystkich zawodów na lodowiskach bez band – do tej pory taki wymóg dotyczył jedynie igrzysk olimpijskich, a reszta zawodów była rozgrywana według uznania organizatorów. Niestety, odpowiedzialni za Puchar Świata w Toronto, podczas którego doznałam kontuzji, wystawili bandy. Nasz sport się rozwija, zdarza się coraz więcej kontuzji. Wszyscy się teraz przekonali, że bez band jest bezpieczniej dla zawodników. Ale mój uraz był wynikiem zbiegu nieszczęśliwych okoliczności.

Czemu powrót do startów zajął pani tak wiele czasu? Kontuzja przydarzyła się w listopadzie 2015 roku, a na torze ponownie zobaczyliśmy panią dopiero w styczniu 2017 roku.

Pierwsza operacja, jeszcze w Kanadzie, była źle przeprowadzona. Gdybym się nie skonsultowała z lekarzami w Polsce i nie przeszła drugiego zabiegu, to nawet nie mogłabym normalnie chodzić. Stopa była pokrzywiona, staw był w nieodpowiednim miejscu i odłamki kości nie miałyby szansy się normalnie zrosnąć. Dla mnie to był ogromny szok, bo po powrocie do kraju myślałam, że będę mogła od razu zacząć rehabilitację. Byłam na konsultacjach u kilku lekarzy. Przeszłam kolejną operację i tak naprawdę zaczęłam wracać do zdrowia i do sportu od stycznia 2016 roku.

Z czym miała pani największe problemy podczas rehabilitacji?

Najważniejsze było odbudowanie mięśnia i powrót czucia w nodze. Po drugiej operacji od razu było widać różnicę. Chciałam zacząć jak najszybciej obciążać nogę. W kości w dalszym ciągu tkwią blachy i śruby. Mam trochę ograniczony zakres ruchu, który w moim sporcie jest bardzo ważny. Ciągle mi tego brakuje. Nie mogę odpowiednio obniżyć swojej pozycji, jak my to mówimy, „usiąść” na lewej nodze. Przy większych obciążeniach wciąż odczuwam dyskomfort w nodze. Z drugiej strony – czuję poprawę, gdy wykonuję skoki na jednej nodze.

Short track to sport bardzo kontaktowy. Odruchowo chroni pani kontuzjowaną nogę?

Pamiętam, że podczas pierwszego startu po powrocie do sportu upadłyśmy na lód po kontakcie z rywalkami. Podczas walki na torze górę biorę instynkty zawodników i włącza się odruch bronienia swojej pozycji w stawce. Kiedy się walczy, nie ma czasu na myślenie, na strach przed ponownym urazem. Czasami jednak łapię się na tym, że myślę sobie: „o, dzisiaj lód nie trzyma”, a tam, gdzie trenuję na co dzień, w dalszym ciągu są bandy. Muszę wyrzucać takie myśli z głowy, bo inaczej każdy bieg i każdy odcinek toru byłby dla mnie wielkim wyzwaniem.

Walczyła pani o prawo startu w igrzyskach olimpijskich. Jest jeszcze na to szansa?

Jestem pierwszą rezerwową i ktoś musiałby wypaść z reprezentacji, żebym to ja mogła pojechać do Pjongczangu. Nie życzę nikomu źle, bo zakwalifikowanie się do drużyny w ten sposób nie dawałoby pełnej radości. Wchodząc w sezon, nie wiedziałam nawet, jak wysoką formę jestem w stanie osiągnąć. Od kwietnia przygotowywałam się do startów, które zaczęły się pod koniec września. Inni mieli na treningi trzy lata, a ja około siedmiu miesięcy – to jest bardzo mało. Uważam, że jeżeli będę kontynuować treningi, to efekty przyjdą. W tym sezonie jeździłam dość szybko, ale może za mocno chciałam. Awans na igrzyska po takiej kontuzji fajnie wyglądałby w mediach, niestety wyszło, jak wyszło. Będę trzymała kciuki za nasze dziewczyny.

Kiedyś trenowała pani z reprezentacją Rosji, ale potem trzeba było przerwać współpracę. Dlaczego?

Dzięki znajomościom w środowisku miałam taką możliwość i z tego powodu moje wyniki poszły mocno do góry. Pewnego dnia dostałam jednak informację, że rosyjska federacja nie pozwala mi więcej przyjeżdżać na zgrupowania. Może stałam się dla nich zagrożeniem, jeśli chodzi o wyniki? Zaczęłam osiągać coraz lepsze rezultaty i może Rosjanie doszli do wniosku, że nie warto „hodować” sobie rywalki? Obecnie trenuję w Juvenii Białystok, przynależę też do Otto Speed Skating Teamu, czyli grupy zawodowej. Nie trenuję w Rosji, ale w naszym teamie mieliśmy możliwość zatrudnienia szkoleniowców, z którymi tam ćwiczyłam. Dzięki temu kontynuuję pracę, którą tam wykonywaliśmy. Idę do przodu, potrzebuję tylko więcej czasu.

Rz: Za panią chyba najtrudniejsza walka w karierze, może nawet trudniejsza niż zdobycie medalu mistrzostw Europy i udział w igrzyskach olimpijskich, bo wróciła pani do sportu po bardzo ciężkiej kontuzji, złamaniu kości piszczelowej i strzałkowej.

Patrycja Maliszewska: Sam trening był dla mnie formą rehabilitacji, ćwiczenia nawzajem się przenikały. Wiem, na czym polega sport, a rutyna dodatkowo dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Trening i rehabilitacja porządkowały mi świat i pomogły przejść najtrudniejsze chwile.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej