Zarazić młodych ludzi poezją

Prof. Wojciech Otto, Kierownik Katedry Filmu, Telewizji i Nowych Mediów Uniwersytetu Adama Mickiewicza mówi Jackowi Cieślakowi o wybitnym leszczyńskim poecie Stanisławie Grochowiaku i jego latach spędzonych w mieście.

Publikacja: 02.10.2016 22:00

Rz: Stanisław Grochowiak miał swoje okresy warszawskie, jednak jego rodzinnym miastem jest Leszno, gdzie stanął pomnik upamiętniający ten fakt. Jakie były leszczyńskie losy poety?

Wojciech Otto: Przede wszystkim sam Stanisław Grochowiak podkreślał, że Leszno jest jego miastem, bo tu się urodził i zawsze było mu szalenie bliskie. W Lesznie spędził dzieciństwo, czyli lata, do których powracał pamięcią oraz – po powrocie z wojennej Warszawy – młodość i część lat dorosłych. W swoim rodzinnym mieście skończył I Liceum Ogólnokształcące, miał swoich przyjaciół, z którymi kształtował zainteresowania i pasje.

Gdzie konkretnie urodził się Grochowiak?

Urodził się na Nowym Rynku, a później Grochowiakowie przenieśli się domku na Zatorzu, gdzie mieli duży ogród. Prowadzili dom otwarty, czemu sprzyjał ojciec, urzędnik kancelaryjny, dzięku czemu mogli u syna bywać często koledzy z liceum. Wspólnie bawili się w ogrodzie. Spotykali się na rozmowach, na fajfach, prywatkach. Tam zawsze można było przyjść, rodzice nie byli opresyjni. Mama zajmowała się domem.

Powiedzmy o tym, że pomnik Grochowiaka upamiętnia szczególne miejsce dla niego.

Wyborowi miejsca, czyli Placu Jana Metziga przyświecało przede wszystkim to, że było to miejsce bliskie poecie, po którym lubił spacerować, spotykać się z przyjaciółmi. Nieopodal położona jest ulubiona ulica Grochowiaka – wychodząca z Placu Metziga – Wąska. Tak wąziutka, że jak wspominał, idąc może obiema rękami dotknąć obu pierzei, co tworzyło niezapomniany klimat. Ważne jest to, że pomnik stoi blisko rynku, serca starówki. Autor pomnika ujął Grochowiaka w spacerowym kroku. Grochowiak dzięki pomnikowi znowu przechadza się po Lesznie.

Wspomnijmy o latach warszawskich.

Grochowiak wyjechał z Leszna do Warszawy, chroniąc się przed włączeniem miasta do III Rzeszy i związanymi z tym prześladowaniami polskiej ludności na terenie Wielkopolski. Ale w Warszawie też nie zaznał idylli. Widział Żydów uciekających z transportów, wiozących ich do obozów koncentracyjnych, i przeżył tragedię powstania warszawskiego. Bombardowania miasta spotkały go w piwnicach, co odcisnęło piętno na dziesięcioletnim chłopcu. Potem już do końca życia panicznie bał się burzy, która kojarzyła mu się z bombardowaniami stolicy. Wojenne doświadczenia odbiły się na twórczości, co potwierdza choćby „Partita na instrument drewniany” zekranizowana przez Janusza Zaorskiego. W swoich utworach wielokrotnie nawiązywał do czasu wojny.

Czy turpizm w jego poezji, epatowanie okrucieństwem, brzydotą też miało takie podłoże?

To jest jedna z hipotez. W 100 procentach z tym bym się nie zgodził. Myślę, ze turpizm u Grochowiaka wynikał ze świadomego wyboru poetyki, która wyrastała z jego zainteresowań sztuką – w tym średniowiecza, baroku czy malarstwa i rzeźby. To było bardzo konsekwentnie realizowane założenie estetyczne.

Jeszcze w latach 80. grano w teatrach „Okapi” czy najgłośniejszą sztukę „Chłopcy”, która kilka lat temu zeszła z afisza Starego Teatru w Krakowie. Jak teraz jest z obecnością w świadomości Polaków?

Myślę, że za mało wiedzą o Grochowiaku, który bezsprzecznie zasługuje na więcej. Nawet w programie liceum spychany jest na margines przez Różewicza czy Herberta. Na większą popularność, dzieki swojemu dramatycznemu losowi, a także filmowi Majewskiego może liczyć też Rafał Wojaczek. Myślę, że Grochowiak nie jest dobrze znany, ponieważ jego najważniejszą domeną była poezja, a nie proza czy sztuki teatralne. Nie ma więc okazji, żeby wystawić coś wyjątkowego na deskach teatru. A któż dzisiaj czyta poezję? Wąski krąg! I właśnie w tym wąskim kręgu specjalistów poezja Grochowiaka jest uważana za jedną z najlepszych w literaturze polskiej XX wieku. Grochowiak był wyjątkowy i konsekwentny, dlatego gdy już ktoś zetknie się z jego wierszami – wciągają, porywają. Wiem to z własnych doświadczeń, gdy pracowałem z młodymi ludźmi przy Festiwalu Miasto Grochowiaka. Oni zarazili się tą poezją. Ale ktoś musi młodym ludziom ją podsunąć.

Trzeba zacząć chyba od tego, że Grochowiak był niezwykle ważną postacią.

Tak, jego lata prosperity przypadają na okres lat 70. Był wtedy bardzo popularny, również jako autor licznych słuchowisk radiowych. Potem jednak cieniem rzuciła się klątwa związana z alkoholizmem, co bardzo przeszkadzało w publicznym odbiorze.

Iluż artystów tak miało!

To jest spojrzenie wielkomiejskie, w mniejszych miastach jest inaczej. Ale sądząc po odbiorze Festiwalu Miasto Grochowiaka – to też się zmienia na lepsze.

Powstało aż pięć filmów w oparciu o twórczość Grochowiaka. Może to jest podpowiedź, by sam się stał bohaterem dużego ekranu i trafił z powrotem do masowej pamięci?

Film jest mi szalenie bliski i związki Grochowiaka z filmem próbowaliśmy w Lesznie odkryć, rozpropagować. Był przecież fantastycznym autorem scenariuszy, ale i dialogów. Stał się w środowisku filmowym poważaną osobą, ponieważ „miał ucho”, tak jak Andrzejewski, Iredyński, Hen. Był w tym ścisłym kręgu.

Jest film o Beksińskim – niech powstanie film o Grochowiaku.

To świetny materiał na scenariusz. Mamy bowiem do czynienia z niezwykle intrygującą twórczością osadzoną w środowisku artystycznym i historycznym kontekście PRL. Ale jest też niesamowicie skomplikowane i frapujące życie uczuciowe, prywatne. Z jednej strony zostawił rodzinę i związał się pod koniec życia z drugą kobietą w Warszawie, z drugiej zaś – do końca dbał o swoją żonę i opiekował się dziećmi. Pomysł na fabułę o Grochowiaku jest znakomity. Mógłby powstać film w nurcie najciekawszych biografii filmowych w połączeniu z klimatem bliskim „Niewinnych czarodziei” Wajdy czy „Do widzenia, do jutra” Morgensterna.

Rz: Stanisław Grochowiak miał swoje okresy warszawskie, jednak jego rodzinnym miastem jest Leszno, gdzie stanął pomnik upamiętniający ten fakt. Jakie były leszczyńskie losy poety?

Wojciech Otto: Przede wszystkim sam Stanisław Grochowiak podkreślał, że Leszno jest jego miastem, bo tu się urodził i zawsze było mu szalenie bliskie. W Lesznie spędził dzieciństwo, czyli lata, do których powracał pamięcią oraz – po powrocie z wojennej Warszawy – młodość i część lat dorosłych. W swoim rodzinnym mieście skończył I Liceum Ogólnokształcące, miał swoich przyjaciół, z którymi kształtował zainteresowania i pasje.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej