Sam bywałem tam pacjentem, wrażenia mam nie najlepsze, na przykład laryngologia (i nie tylko ona) funkcjonuje w pomieszczeniach i warunkach przypominających wczesny PRL. Zanim za dwa lata ukończona zostanie nowa siedziba w Prokocimiu najmniej potrzebne są kontrole paraliżujące i tak trudną pracę. Zresztą wkrótce sparaliżuje szpital – tak jak całą służbę zdrowia – brak pielęgniarek, bo dziewczyny kończące odpowiednie studia nie podejmują pracy, korzystają z 500plus, albo wyjeżdżają gdzie się da w poszukiwaniu lepszego zarobku. Zaawansowane zaś w latach weteranki, szykują się do zasłużonej emerytury już tej jesieni, bo łaskawy rząd przeforsował obniżenie wieku.

Szczególnym jednak zainteresowaniem kontrolerów cieszy się kardiologia, bo tam leczył się zmarły w 2006 roku ojciec ówczesnego i obecnego Ministra Sprawiedliwości. Nie tak dawno zapadł wyrok uniewinniający w procesie wytoczonym lekarzom przez rodzinę zmarłego, a przedtem już dwukrotnie umarzano śledztwa wszczynane w tej sprawie z urzędu. Minister jest jednak niezmordowany, właśnie podległa mu prokuratura zażądała od NFZ wydania 15 tysięcy historii pacjentów leczonych w uniwersyteckiej kardiologii w ciągu ostatnich 13 lat. Jak się w tym stosie papierów dobrze poszpera, to się w końcu coś znajdzie.

To nie jest tylko utyskiwanie pacjenta, tu kryje się coś o wiele bardziej groźnego dla nas wszystkich. Niezapomniany śp. Wojciech Młynarski w czasach głębokiego PRL-u miał w repertuarze aluzyjną balladę z refrenem jak w tytule. Wszyscy wiedzieli, że to nie o dziki zachód chodzi, ale o maniactwo kontroli, podejrzliwości i wszechwładzy „służb” na wschodzie. Dziś to wraca, także w biznesie, bo oszustów podatkowych usiłuje się ścigać nie przez uproszczenie przepisów i lepszą sprawność „skarbówki”, lecz przez zaostrzenie kar i wszechobecność kontroli. Wciąż jeszcze są tacy, co wierzą, za jak wprowadzimy karę śmierci, to skończą się morderstwa.

To nie jest utyskiwanie w sam raz dobre na miejskie rubryczki lokalnej prasy. Takie wiadomości są analizowane także przez banki i inne wielkie korporacje, które z racji zbliżającego się „brexitu” chcą przenieść swoje siedziby z Londynu do Polski, w tym do Krakowa. To tworzy atmosferę wokół państwa i opinie o nim. Potem nie dziwmy się, że kolejny międzynarodowy biznes ulokował się w Czechach albo Rumunii.