Sama radość

Kiedyś pływałem na Fuerteventura przy wietrze 65 węzłów. Człowiek przy mnie otworzył drzwi od samochodu i wyrwało mu je z zawiasów – mówi Victor Borsuk, czołowy polski kitesurfer i instruktor tego sportu.

Publikacja: 10.07.2017 23:00

Victor Borsuk zaczął trenować kitesurfing, mając 14 lat.

Victor Borsuk zaczął trenować kitesurfing, mając 14 lat.

Foto: Fotorzepa/Darek Orlicz

Rz: Kitesurfing to sport dla każdego?

Victor Borsuk: Każdy, kto ma ochotę, może spróbować. Poznałem kiedyś człowieka, który miał 80 lat, nie wyglądał na atletę i uprawiał kitesurfing. Może trochę więcej czasu zajęła mu nauka, bo trzeba wyćwiczyć koordynację ruchową, ale nauczył się i nawet skakał. Na moje wyjazdy jeździ osoba, która ma ok. 70 lat, uczy się od zera i idzie jej coraz lepiej. W kitesurfingu ćwiczy całe ciało, mocno napina się brzuch, pracują nogi i to jest wspaniałe.

Zderzenie z falami może być jednak bardzo twarde.

Twarde zderzenie może być wtedy, kiedy uprawiasz ten sport zawodowo, tak jak ja, i rozwijasz naprawdę duże prędkości. Ja miałem już kilka operacji, ale frajda jest niesamowita. Etap początkowy jest jednak bardzo łatwy. Systemy bezpieczeństwa są tak proste, że dwoma palcami można się odpiąć. To eliminuje najważniejsze pytanie i największą obawę: co zrobić w sytuacji, kiedy latawiec mnie wyciągnie w górę albo na brzeg? Nie ma szans, żeby coś takiego się wydarzyło, bo wielkość latawca pozwala na skok do 15 metrów w górę. Ja ostatnio wyciągam się na linie i skaczę na 50–60 metrów w górę, ale potrzebuję już więcej adrenaliny.

Bywa, że ktoś z amatorów zaczyna się topić?

Takie rzeczy się nie zdarzają, bo do wody wchodzisz w specjalnej kamizelce i w piance, więc nie ma się czym stresować. W Polsce mamy świetne miejsce do uprawiania kitesurfingu. To jest Zatoka Pucka, gdzie na odległość kilometra od brzegu jest płytka woda. Każdy kurs zaczynamy od nauki zasad bezpieczeństwa. Poza tym sam latawiec może służyć za materac, na którym można się położyć i czekać na pomoc w razie kłopotów.

Podobno ojciec kiedyś powiedział do pana: a może ty byś kitesurferem został? Na ogół rodzice chcą, żeby dziecko zostało tenisistą czy golfistą, bo z takich sportów są pieniądze.

To prawda. Podstaw nauczył mnie ojciec. Nie byłem bardzo utalentowany i pół roku zajęła mi sama nauka. Miałem 14 lat i trochę się bałem – wtedy systemy bezpieczeństwa nie były tak zaawansowane, mało osób pływało. Kiedy już się jednak nauczyłem, kitesurfing mnie pochłonął. Zamontowałem sobie drążek obrotowy pod sufitem, na którym codziennie ćwiczyłem. Spadałem z niego, skręcałem kostki, traciłem przytomność. (śmiech) Mój ojciec zobaczył, że naprawdę ciężko pracuję, i zadał mi pytanie: może chcesz być zawodnikiem? Nie wiedziałem nawet, co to w praktyce oznacza. W ciągu dwóch lat zostałem wicemistrzem Polski. Ten sport dopiero się w naszym kraju zaczynał i załapałem się do czołówki. Mogłem się nawet w pewnym momencie z tego utrzymywać. Nagrody w zawodach nie były oszałamiające: czasem tysiąc złotych, czasem pięć tysięcy, a czasem tylko uścisk dłoni prezesa. Na szczęście pojawili się sponsorzy, tacy jak PGE, Virgin Mobile czy Polomarket, którzy pomogli mi zrealizować marzenia.

W pewnym momencie chciał pan być jednym z najlepszych na świecie i dlatego zaczął startować w Pucharze Świata?

Jako 16-latek pojechałem na Hawaje. Wcześniej całe życie siedziałem w Świeciu – miejscowość miła, ale na pewno nie był to „wielki świat”. Kiedy przyjechałem na plażę na Hawajach, otworzyłem drzwi samochodu i zobaczyłem 10-metrowe fale, to dosłownie wypadłem z auta, bo nogi się pode mną ugięły. Wcześniej pływałem na Bałtyku, gdzie mierzyłem się z dwu-, trzymetrowymi falami, a potem trafiłem w kocioł największych na świecie fal.

Zwiedził pan już wszystkie miejsca, które kitesurfer powinien zaliczyć?

Kiedy miałem 18 lat, wyjechałem na pół roku do Australii. Wygrywałem Puchary Azji, startowałem w PŚ w Brazylii. Sporo tych miejsc się zebrało.

Kitesurferzy to tacy snowboardziści oceanu: luźny styl życia i wieczne imprezy?

Cała otoczka właśnie tak wygląda, tak się to sprzedaje marketingowo. Wszyscy są wyluzowani, w szortach. Grupa snowboardzistów to dokładnie nasz zimowy odpowiednik. Zawodowi kitesurferzy mają jednak ciężej: jesteśmy w samym środku tej imprezowni, ale nie możemy z tego korzystać. Jeśli chcesz zawodowo uprawiać sport, to nie możesz pić, palić i musisz się wysypiać. Kiedyś byłem na Litwie, zaproszony przez Red Bulla. Na tamtych zawodach pełniłem funkcję sędziego i ambasadora mojego sportu. Na koniec zaprosili nas na wręczenie nagród, dostaliśmy upominki, a wszystko odbywało się w aquaparku. O 22 wszyscy zaczęli pić drinki, a dziewczyny zrzuciły ortalionowe ubrania, pod którymi miały stroje kąpielowe, i ciągnęły nas do jacuzzi. Byłem już pełnoletni, bardzo chciałem zostać, ale niedługo później miałem poważne zawody i niemal ze łzami w oczach uciekłem z tej imprezy. Teraz prawdopodobnie nie uciekłbym (śmiech), ale kiedy przygotowuję się do zawodów, to jest pełna abstynencja. Kiedy ostro trenujesz, to efekty mocnego picia czujesz jeszcze przez kilka dni. To są subtelne rzeczy, ale kiedy wiesz, na co cię stać, to zauważasz różnicę. Nigdy nie miałem trenera i sam musiałem się zmuszać do pewnych rzeczy. Wszystko musiałem wypracować bez pomocy, co oznaczało nieraz dzień stresu i wiele błędów. Bywało tak, że startowałem z zawodnikiem ze światowej czołówki i takie pojedynki od razu przegrywałem, bo traktowałem rywala jak mistrza świata.

Sam uczył się pan tego, w jaki sposób trenować?

Wszystkiego uczyłem się sam. Siadałem przed komputerem i oglądałem wszystkie tricki, a najważniejsze filmy miałem ściągnięte na dysk. Oglądałem klatka po klatce, rozpisywałem i analizowałem. Podobno kiedyś wstałem o 1 w nocy i zbiegłem do piwnicy. Mama spytała, co się stało. Odpowiedziałem, że przyśnił mi się trick i muszę go przećwiczyć. Ja tego w ogóle nie pamiętam.

Od czasu poważnej kontuzji barku trochę podobno zmieniły się pana cele. Mniej walki w PŚ, a za to rozwijanie innych rodzajów działalności: szkółka na Helu, filmy podróżnicze?

We współpracy z National Geographic wypuszczę film o tym, jak podróżować tanio po świecie. Można wyszukać domek nad oceanem, na palach, który kosztuje 20 dolarów za noc. Ludzie potrzebują wiedzy, jak takie oferty znajdować.

Ile kosztują starty w Pucharze Świata?

Kiedyś sobie policzyłem, że pełny sezon kosztuje ponad 40 tys. euro, wliczone są w to też treningi. Wydawałem na to wszystkie pieniądze. Mając 17 lat, poleciałem na Dominikanę. Miałem uzbierane 7 tys. zł i na miejscu wydałem wszystko. Przedarłem się przez eliminacje do głównego turnieju, a tam przegrałem wszystkie pojedynki. Jedziesz przez cały świat, żeby dostać w tyłek, i wracasz goły i wesoły. To jest pasja. Teraz chciałbym to zdyskontować, dlatego organizuję wyjazdy, obozy, prowadzę wykłady motywacyjne w wielkich korporacjach. Dalej chcę startować, ale już nie chcę wracać spłukany. Takie kłopoty nauczyły mnie zaradności. Sam konstruuję umowy sponsorskie.

Bał się pan kiedyś, że zginie?

Na Hawajach. Próbowałem przeskoczyć przez wielką falę, a ona mnie wessała i wcisnęła pod wodę. Tam jest oceaniczna rafa koralowa. Łatwo można się połamać, a jeszcze „przy okazji” można się utopić. Nie wiedziałem, gdzie jest góra, gdzie dół. Zapomniałem o podstawowej zasadzie, która każe zanurzyć się pod falę. Najgorsze, co można zrobić, to walczyć z kipielą. Gdyby nie to, że byli świetni ratownicy na skuterach wodnych, mogło być różnie. Bałem się też, kiedy wyrwało mi rękę z barku. O takich urazach, jak przebity bębenek w uchu czy urazy oka, nie ma co wspominać. Kiedyś pływałem na Fuerteventura przy wietrze 65 węzłów. Jaka to siła? Człowiek przy mnie otworzył drzwi od samochodu i wyrwało mu je z zawiasów. Piasek tak cię obija, że ciężko wytrzymać z bólu. Statki nie pływają, a ty wchodzisz na wodę. Jak coś źle pójdzie, to łamiesz sobie żebra. Sama radość.

Rz: Kitesurfing to sport dla każdego?

Victor Borsuk: Każdy, kto ma ochotę, może spróbować. Poznałem kiedyś człowieka, który miał 80 lat, nie wyglądał na atletę i uprawiał kitesurfing. Może trochę więcej czasu zajęła mu nauka, bo trzeba wyćwiczyć koordynację ruchową, ale nauczył się i nawet skakał. Na moje wyjazdy jeździ osoba, która ma ok. 70 lat, uczy się od zera i idzie jej coraz lepiej. W kitesurfingu ćwiczy całe ciało, mocno napina się brzuch, pracują nogi i to jest wspaniałe.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej