Nowe życie, inne życie

„Niebiescy walczą, niebiescy wstają, niebiescy nigdy się nie poddają!” – ta przyśpiewka dopingowała zespół na boisku. Równie dobrze może stanowić motto w życiu tych piłkarzy. W jednym zdaniu mieści się opowieść o nich samych.

Publikacja: 29.06.2017 00:00

Przemysław Nadobny, wcześniej grał w pomocy i ataku

Przemysław Nadobny, wcześniej grał w pomocy i ataku

Foto: Fotorzepa, Dariusz Stoński

Wspomniana drużyna „niebieskich” (zawodnicy grali w koszulkach takiego koloru) w Amp futbolu, czyli piłce nożnej osób po amputacjach, była złożona z graczy występującego w ekstraklasie GKS Góra z miejscowości położonej pod Płockiem i powstających właśnie Amp Zjednoczonych Bydgoszcz. Takim hasłem była wspierana przez kibiców w pokazowym meczu z trampkarzami podczas charytatywnego festynu, który w czerwcu odbył się w Gniewkowie pod Inowrocławiem.

Polska liga międzynarodowa

W spotkaniu, które zakończyło się wynikiem 5:5, jedną z bramek „niebiescy” zdobyli po strzale z połowy boiska, inną – bezpośrednio z rzutu rożnego. Zaprezentowali dryblingi, wymiany podań przy konstruowaniu akcji, zagrania górą do kontrataków, główki, sprinty. Były też boleśnie wyglądające upadki, a gdy te miały miejsce w okolicach pola karnego rywala, następował szybki powrót do obrony.

W przyszłym roku Amp Zjednoczeni Bydgoszcz chcą zagrać już w Amp Futbol Ekstraklasie. – Wszystko jest na dobrej drodze. Działamy dopiero drugi miesiąc, mamy już zawodników. Dzięki finansowej pomocy dwóch lokalnych firm kupiliśmy komplety strojów meczowych i treningowych. Cały czas prowadzimy rozmowy z kilkoma innymi potencjalnymi sponsorami. Na jeden sezon gry w ekstraklasie potrzebujemy 50 tys. zł – szacuje Szymon Stolarski, założyciel bydgoskiego klubu. O tym, jak to się robi, dowiedział się w lutym, na sam na pomysł utworzenia klubu wpadł latem zeszłego roku po lekturze wywiadu z Mateuszem Widłakiem, prezesem Stowarzyszenia Amp Futbol Polska. Po załatwieniu ostatnich formalności zespół z Bydgoszczy będzie jedynym w północnej części Polski. – Najtrudniejsze i najbardziej czasochłonne jest zawsze zebranie piłkarzy. W Bydgoszczy udało się to błyskawicznie – podkreśla Widłak. – Życzyłbym sobie, żeby na naszej Amp futbolowej mapie powstawało jak najwięcej tak sprawnie działających i dobrze zorganizowanych klubów – dodaje prezes polskiej organizacji i od dwóch lat również prezydent Europejskiej Federacji Amp Futbolu.

Obecnie trwa trzeci sezon rozgrywek polskiej ekstraklasy. Odbywają się na zasadzie turniejów, w tym roku w lidze występuje pięć zespołów – z Warszawy, Krakowa, Bielska-Białej, Góry i Hoffenheim z Niemiec. U naszych zachodnich sąsiadów nie jest to jeszcze popularna dyscyplina. W całym kraju uprawia ją ok. 25 osób, dlatego ekipa Anpfif Hoffenheim w większości tworzy reprezentację swojego kraju. W lidze podczas dwudniowych turniejów, które organizują polskie drużyny, każda z ekip gra osiem spotkań, w systemie każdy z każdym (dwie połowy po 20 minut na boisku o wymiarach 60 x 40 m). Zespół liczy sześciu zawodników w polu i bramkarza, który nie może opuszczać pola karnego. Auty wykonywane są z ziemi, nie można celowo zagrywać piłki kulą, zmiany zawodników odbywają się tak, jak podczas spotkań hokejowych, nie ma pozycji spalonych, wślizgi są zabronione.

Padać trzeba umieć

Przemysław Nadobny, 17-latek, tydzień temu skończył drugą klasę technikum o kierunku logistyka. Za sobą ma grę w juniorach i seniorskim zespole GLZS Sadki, który występował w bydgoskich rozgrywkach A klasy. Grał tam w pomocy i ataku. O tym, że w Bydgoszczy tworzy się klub w Amp futbolu, dowiedział się, siedząc w szkolnej ławce. – Dostałem od Szymona esemesa z taką informacją. W pierwszych minutach byłem sceptyczny, ale po pół godzinie odpisałem, że się zgadzam. Już wcześniej zrezygnowałem z gry w Sadkach, pomyślałem, że warto spróbować czegoś innego – wspomina. I pomimo że w tej wiadomości przeczytał też, że ze swoją wrodzoną niepełnosprawnością lewej ręki w Amp futbolu będzie mógł być tylko bramkarzem. Od tamtego czasu nie obserwował już w telewizji swojego idola Marcelo, obrońcy Realu Madryt. Uważniej zaczął przyglądać się grze bramkarzy. – Po kilku treningach zadebiutowałem w rozgrywkach, zostałem wypożyczony do Góry. Rywale szybko mnie sprawdzili. Przyjąłem na rękę kilka silnych strzałów. Zdarzyło się, że przy wyjściach do górnych piłek wybiłem się w złym momencie i zaliczyłem tzw. puste przeloty. Ale mam za to na koncie asystę przy jednym z goli, który padł po moim podaniu przez całe boisko – dodaje z satysfakcją.

Sebastian Ziółkowski, obecnie zawodnik GKS Góra, w jedną stronę na treningi i mecze do tej podpłockiej miejscowości musi jechać przez trzy godziny. Z Cekcyna, gdzie mieszka, do Bydgoszczy ma tylko 70 km i godzinę drogi. Już trenuje ze Zjednoczonymi, w nowym sezonie przejdzie do tego klubu na stałe. Jest najbardziej doświadczonym piłkarzem bydgoskiej drużyny. Od 2012 roku gra w reprezentacji Polski, którą powołano na trzy lata przed powstaniem ligi. Siedem lat temu dowiedział się, że ma nowotwór kolana. Od zdiagnozowania do amputacji minęły trzy miesiące. – Zaczęło się nowe życie, początki były trudne. Problemy sprawiało mi chodzenie, przeniesienie czegoś w inne miejsce, nawet wykonywanie zwykłych domowych czynności. Gdy już sobie z tym radziłem, zacząłem się rozglądać za jakimś sportem dla siebie. Szukałem czegokolwiek. Przez ogłoszenie w internecie trafiłem do reprezentacji Polski w Amp futbolu. I tam znów – najpierw była złość i irytacja. Trudnością było dobre i dokładne kopnięcie. Denerwowało mnie, gdy piłka przechodziła pomiędzy kulami i pod nogą, której nie mam – przyznaje. Dzisiaj, po kilku latach gry, Ziółkowski jest postrzegany jako jeden z najtwardszych zawodników w lidze. – Tak jak nie boję się przeprowadzania akcji, wchodząc dynamicznie pomiędzy kule kilku zawodników, tak nie mam obaw przed upadkami, bo ich także trzeba się nauczyć. Tyle już ich zaliczyłem, że wiem, jak rozłożyć kule i na jaką stronę ciała upaść, żeby bolało jak najmniej.

Andrzej Kurasiak miał 24 lata, kiedy urodziło mu się dziecko i gdy wydarzył się wypadek podczas prac rolniczych, w którym stracił prawą nogę. Dziewięć lat później – w 2017 roku Kurasiak z numerem 24 na koszulce regularnie bierze udział w treningach i meczach Zjednoczonych, z boku przygląda się temu jego syn, który go dopinguje i namawia do częstszego strzelania na bramkę. – Na co dzień nie używam kul ortopedycznych, chodzę o protezie. Dlatego teraz, gdy tak naprawdę dopiero uczę się grać, niektóre elementy przychodzą mi szybciej, ale wiem, że muszę jeszcze popracować. W grę angażuję się na 100 proc. Takie samo podejście miałem do życia zaraz po wypadku. Nie miałem zamiaru się poddawać i załamywać sytuacją, walczyłem.

Przed dołączeniem do Zjednoczonych nie był zrzeszony w żadnym sportowym klubie. Sportem interesował się od zawsze, ale to praca zdominowała życie. – Było jej zdecydowanie za dużo – przyznaje. – Teraz mam odskocznię. Cieszę się każdym wyjazdem z Warlubia na treningi do Bydgoszczy.

Wciąż zapraszamy chętnych

Zespół Zjednoczonych liczy dziesięciu zawodników. Od maja trenują regularnie, najczęściej w niedziele, bo ten dzień pasuje większości osób. Klub korzysta ze sportowych obiektów Chemika Bydgoszcz, który ostatni sezon w trzeciej lidze zakończył na 15. miejscu i nowy rozpocznie o ligę niżej. Jednym z jego piłkarzy jest Michał Żurowski, jednocześnie trener Zjednoczonych. W sztabie są też trener bramkarzy Marcin Piesik i fizjoterapeuta Maciej Baranowski. Wszyscy, podobnie jak Stolarski, na rzecz klubu działają społecznie. – Dzięki gościnności władz Chemika mamy możliwość nieodpłatnego trenowania w dobrych warunkach i korzystania z szatni. Jesteśmy im za to wdzięczni – podkreśla Stolarski.

Na organizacyjne spotkanie oprócz niego i trenera stawił się tylko jeden zawodnik, Mateusz Erdmann. – W lutym brałem udział w szkoleniu dla osób chętnych do założenia klubów w Amp futbolu i uczulano nas, żeby nie zniechęcać się początkowymi niepowodzeniami. Z każdym kolejnym treningiem było coraz lepiej. W pierwszym treningu wzięło udział czterech piłkarzy, w drugim – pięciu, w kolejnym – siedmiu, następnym – ośmiu. – Do potencjalnych graczy docieraliśmy w każdy możliwy sposób. Informacje o naborze wysyłaliśmy do mediów, uruchomiliśmy stronę na portalu społecznościowym, która szybko zyskała duży zasięg. Wykonaliśmy też dziesiątki telefonów do bliższych i dalszych znajomych, nie tylko z piłkarskiego środowiska. Jesteśmy otwarci, wciąż zapraszamy chętnych – mówi Stolarski. – Życie po amputacji to nie wyrok. To nowe życie, na pewno inne. Ale takie, z którym trzeba się zmierzyć. Tak, jak my teraz mierzymy swoje siły na boisku – twierdzi Andrzej Kurasiak, od dwóch miesięcy piłkarz Amp Zjednoczonych Bydgoszcz.

Wspomniana drużyna „niebieskich” (zawodnicy grali w koszulkach takiego koloru) w Amp futbolu, czyli piłce nożnej osób po amputacjach, była złożona z graczy występującego w ekstraklasie GKS Góra z miejscowości położonej pod Płockiem i powstających właśnie Amp Zjednoczonych Bydgoszcz. Takim hasłem była wspierana przez kibiców w pokazowym meczu z trampkarzami podczas charytatywnego festynu, który w czerwcu odbył się w Gniewkowie pod Inowrocławiem.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej