Dziś, gdy wracam w rodzinne strony, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że okoliczne wsie nie są już tak dzikie i naturalne, jak kiedyś. W krajobrazie coraz częściej dominują działki obsadzone iglakami – w tym powszechnymi w naszym kraju tujami – oraz porośnięte równo przyciętymi trawnikami. Czy dzięki temu jest ładniej? Tego nie jestem pewna, choć trzeba przyznać, że estetycznie polska prowincja wypada dużo lepiej niż w latach PRL-u.

Wątpliwości nie pozostawia natomiast wpływ, jaki te zmiany wywierają na przyrodę, w tym na pszczoły. Wprawdzie w Polsce nadal średnio cztery ule przypadają na kilometr kwadratowy, czyli jest ich dwa razy więcej niż Zachodzie. Jednak ryzyko, że ich liczba będzie się zmniejszać są spore. Pszczelarze alarmują, że wraz z zanikaniem naturalnych siedlisk i wycinaniem drzew przydrożnych zaczyna brakować pożytków dla pszczół. Na to nakłada się powszechne stosowanie syntetycznych pestycydów, które są dla tych owadów zabójcze.

Efekty wyginięcia pszczół byłyby katastrofalne nie tylko dla polskiego ekosystemu, ale także dla naszej gospodarki. Powód? Polska jest czołowym producentem owoców w Unii Europejskiej. Nie mamy sobie równych pod względem zbiorów jabłek. Zasypujemy unijny rynek także m.in. porzeczkami, truskawkami i malinami. Z wyliczeń Greenpeace wynika, że – gdyby nie owady zapylające, w tym pszczoły – wartość produkcji rolniczej byłaby w Polsce w 2015 r. o 4,1 mld zł niższa. Najwięcej z tej kwoty – 1,13 mld zł – przypadło na Mazowsze. W przypadku Śląska, suma nie jest tak wysoka – sięga 39 mln zł. Ale i ten region dokłada się do ogólnokrajowej puli, głównie za sprawą zapylonych upraw rzepaku.

O wymieraniu pszczół na świecie, zaczęło być głośno, a przeciętny obywatel wie coraz więcej o znaczeniu tych owadów. Jednym z przejawów zmian na lepsze jest pszczelarstwo miejskie, które dotarło także do Polski. W 2015 r. ule pojawiły się na terenie Sejmu, a nasz parlament był drugim po francuskim, który zdecydował się na taki krok. Miejskich uli przybywa również w innych polskich miastach. Zawitały już także do stolicy Śląska.

Polskie pszczelarstwo możemy wspierać na wiele sposobów, m.in. kupując miody z rodzimych pasiek. Mamy w czym wybierać. Wśród 38 produktów regionalnych z Polski zarejestrowanych do tej pory przez Komisję Europejską są miód wrzosowy z Borów Dolnośląskich, miód kurpiowski, podkarpacki miód spadziowy, miód drahimski i miód z Sejneńszczyzny. A to tylko niewielka część słodkiego bogactwa.