Tradycyjne specjały podbijają Podkarpacie

Rolnicy wytwarzający ekologiczne produkty zrzeszają się w klastry, by rozszerzyć działalność i zdobyć uznanie turystów.

Publikacja: 17.07.2016 22:00

Tradycyjne specjały podbijają Podkarpacie

Foto: Tadeusz Poźniak

Szacuje się, że co roku Włosi na turystyce kulinarnej zarabiają 2.5 mld euro rocznie. Kraj ten przyciąga ok. 8 mln turystów spragnionych dobrego jedzenia i wina. Czy w Polsce coś takiego jest możliwe? – Chociaż Podkarpaciu jeszcze daleko np. do Toskanii, to uważam, że region ten ma spory potencjał. Myślę, że jeśli włożymy trochę pracy, to przy naszej wyjątkowej kuchni regionalnej, jesteśmy w stanie konkurować z tradycyjnymi obszarami kulinarnymi w Europie – mówi Jarosław Reczek z podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego.

Dlatego też województwo podkarpackie za jedną ze swoich czołowych tzw. inteligentnych specjalizacji (projekty, które się w nią wpisują, mają pierwszeństwo przy finansowaniu ze środków unijnych) przyjęło „jakość życia”, czyli m.in. działania nastawione na produkcję zdrowej, ekologicznej żywności oraz na produkty regionalne i tradycyjne.

W grupie siła

W te działania doskonale wpisuje się szlak kulinarny „Podkarpackie smaki”, który z jednej strony promuje turystykę kulinarną w regionie i wspiera inicjatywy związane z odradzaniem się regionalnej kuchni, a z drugiej strony jest platformą porozumienia między przedsiębiorcami i drobnymi wytwórcami. – Na bazie szlaku kulinarnego powstał klaster „Podkarpackie smaki”. Zrzeszeni w nim przedsiębiorcy, którzy w swojej działalności nawiązują do tradycji kulinarnych regionu, znajdują w nim platformę porozumienia – mówi Jarosław Reczek.

Obecnie w klastrze działa 38 firm. To przede wszystkim pszczelarze, producenci mięsa, przetworów owocowo-warzywnych, rolnicy oraz restauratorzy, których lokale znalazły się na podkarpackim kulinarnym szlaku.

Tradycyjną, ekologiczną żywność produkuje się nie w dużych przedsiębiorstwach, ale w małych, rodzinnych firmach. Ich dochód często jest okazjonalny i niezbyt wysoki. Zarabiają np. w czasie tradycyjnych jarmarków lub wykonując określone zamówienie.

– Dzięki temu, że należymy do klastra, spotykamy się z przedsiębiorcami, którzy mają podobne problemy do naszych i możemy wymienić się doświadczeniami – mówi Mieczysław Łabędzki, retman flisacki, który organizuje spływy po Sanie, podczas których można posilać się tradycyjnymi potrawami takimi jak chleb flisacki czy chrupaczkami, przygotowanymi przez jego żonę. – Marzyliśmy o małej piekarni, ale okazało się, że zorganizowanie jej w naszych budynkach przekracza nasze możliwości finansowe. Inni przedsiębiorcy doradzili nam, żebyśmy wytwarzali te produkty okazjonalnie. To był strzał w dziesiątkę, bo choć na nich prawie nie zarabiamy, możemy wciąż je wytwarzać. A to daje nam bardzo dużo radości – tłumaczy Mieczysław Łabędzki.

Przynależność do klastra pomaga także w biznesie stowarzyszeniu „Zagroda Handzlowianka” skupiające kobiety ze wsi Handzlówka koła Łańcuta. Wytwarzają one lokalne pieczywo, masło i słyną na okolicę z doskonałych ogórków kiszonych. – Klaster daje nam możliwość uczestniczenia w określonych projektach. W ten sposób zdobyliśmy pieniądze na wyposażenie kuchni czy zakup komputera – opowiada Małgorzata Magryś. – Z własnych środków byłoby nam ciężko, bo zależy nam na tym, by wytwarzana przez nas żywność była ekologiczna. A bez nawozów i oprysków nie da się uzyskać ani olbrzymiego plonu, ani zarobić kokosów – dodaje kobieta.

Ważna jest reklama

Dla małych producentów żywności tradycyjnej przynależność do klastra „Podkarpackie smaki” to także możliwość reklamowania swoich produktów i dotarcia do szerszego grona odbiorców. – Rzadko wystawiamy nasze produkty w sklepach, bo mają krótki termin przydatności do spożycia. Jeśli się nie sprzedadzą, mamy zwrot. To dla nas strata, dlatego wolimy się wystawiać na tradycyjnych imprezach. Przez to jesteśmy mniej rozpoznawani – mówi Małgorzata Magryś. Dodaje, że dzięki temu, że są promowani w ramach „Podkarpackich Smaków”, informacje o ich produktach docierają do większej grupy klientów.

– Nadawany przez nas certyfikat naprawdę sporo daje. Rozmawiałem niedawno z właścicielką lokalu, który prowadzi od roku. Opowiadała, że w tym roku w maju miała takie oblężenie gości jak do tej pory zdarzało się tylko w szczycie sezonu – opowiada Krzysztof Zieliński ze stowarzyszenia Pro Carpathia, zajmującego się m.in. promocją dziedzictwa kulinarnego południowo – wschodniej Polski.

Stowarzyszenie stara się też o to, by regionalne produkty zaistniały także w świadomości mieszkańców Podkarpacia. – Na mocy współpracy z jedną z sieci handlowych nasze produkty tradycyjne były przez cztery miesiące wystawiane w lokalnych sklepach należących do tej marki. Sukcesów większych, jeśli chodzi o sprzedaż nie było, ale późniejsze badanie skutków tej kampanii pokazały, że mieszkańcy Podkarpacia zaczęli rozpoznawać lokalne produkty i pytać o nie w sklepie – opowiada Jarosław Reczek. Dodaje, że teraz trwają negocjacje, by regionalna żywność był na stałe wprowadzona do podkarpackich sklepów. – Być może wkrótce dobrej jakości regionalną żywność będzie można kupić w pierwszym lepszym sklepie na Podkarpaciu – podsumowuje Reczek.

Szacuje się, że co roku Włosi na turystyce kulinarnej zarabiają 2.5 mld euro rocznie. Kraj ten przyciąga ok. 8 mln turystów spragnionych dobrego jedzenia i wina. Czy w Polsce coś takiego jest możliwe? – Chociaż Podkarpaciu jeszcze daleko np. do Toskanii, to uważam, że region ten ma spory potencjał. Myślę, że jeśli włożymy trochę pracy, to przy naszej wyjątkowej kuchni regionalnej, jesteśmy w stanie konkurować z tradycyjnymi obszarami kulinarnymi w Europie – mówi Jarosław Reczek z podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej