Wszystko zaczęło się od deklaracji lidera PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza sprzed kilku dni, która padła na Forum Miasteczek Polskich. Wicepremier i szef MON dość niespodziewanie zadeklarował, że wprowadzona zasada, że samorządowcy rządzą maksimum dwie kadencje – jedna z większych wprowadzonych przez PiS zmian ustrojowych w samorządach i nie tylko – powinna zostać zniesiona.
Dwukadencyjność – jeśli utrzyma się w obecnym kształcie – będzie oznaczała w 2029 roku, gdy odbędą się kolejne wybory samorządowe, prawdziwą rewolucję. Wielu znanych prezydentów, wójtów i burmistrzów nie będzie mogło już kandydować. Zarówno tych niezależnych, jak i związanych z partiami koalicji rządzącej.
Koniec z dwukadencyjnością w samorządach? Czy takie zmiany mają szanse?
Natychmiast po deklaracji Władysława Kosiniaka-Kamysza rozpoczęła się dyskusja (która w praktyce w kuluarach i publicznie była prowadzona już wiele razy) o tym, czy zniesienie dwukadencyjności ma rzeczywiście szansę na wejście w życie. Zaczynając od końca – nawet jeśli trafi do Sejmu i zostanie przez Sejm uchwalona, to wydaje się bardzo wątpliwe, by na cofnięcie tego pomysłu PiS zgodził się prezydent Andrzej Duda. Odblokowanie potencjalnych ruchów w tej czy innej ustrojowej sprawie na rzecz koalicji rządzącej możliwe będzie dla niej tylko wówczas, gdy potencjalnie w sierpniu 2025 roku zmieni się prezydent.
Co więcej, informacje ze środka Koalicji Obywatelskiej – które zresztą pojawiały się już przy poprzednich tego typu dyskusjach – wskazują, że przeciwnikiem tak daleko idących zmian jest sam lider PO Donald Tusk. W KO i okolicach krąży od czasu do czasu – jak wynika z naszych ustaleń – pomysł, by ewentualnie przeprowadzić zmianę poszerzającą liczbę potencjalnych kadencji, ale tylko np. na poziomie wójtów.
Czytaj więcej
Trzeba mieć wyczucie chwili, w której można powiedzieć: wystarczy. Lepiej odejść w odpowiednim momencie, niż przegrać, nie wchodząc nawet do II tury – mówi nam Krzysztof Kosiński, ponownie wybrany prezydent Ciechanowa.