Władze Warszawy planują wzmocnienie ochrony metra przed grafficiarzami. Gdańsk apeluje do mieszkańców o pomoc w walce z wandalami uzbrojonymi w spray. Pytanie, czy edukacja obywatelska przyniesie efekty, pozostaje otwarte.
W tym roku Gdański Zarząd Dróg i Zieleni wydał już 140 tys. złotych na usuwanie graffiti. Oczyszczono 48 miejsc. W tej statystyce nie ma ławek, koszy na śmieci i znaków drogowych – malunki z obiektów małej architektury usuwane są w ramach bieżącego utrzymania.
CZYTAJ TAKŻE: Porządek i obyczaje kontra interesy
„Te pieniądze moglibyśmy spożytkować zupełnie inaczej. Za 140 tys. zł możemy ukwiecić miasto kupując 70 tys. sadzonek stokrotek czy bratków” – wylicza GZDiZ, apelując do mieszkańców o przyłączenie się do walki z autorami bazgrołów.
Świadkowie poszukiwani
Partyzanckie – czytaj: nielegalne – graffiti to problem wszystkich miast. Skala dewastacji jest duża – grafficiarze oszpecają mury obiektów inżynierskich, przejścia podziemne, wiaty przystankowe, ekrany akustyczne, ławki. Nie mówiąc o zabytkowych ścianach.