W resorcie zdrowia, a także w kierowanej przez Jana Krzysztofa Bieleckiego Radzie Gospodarczej kończą się już podobno prace nad pakietem ustaw mających zrewolucjonizować ochronę zdrowia. Termin ich prezentacji przekładany jest od kilku miesięcy. Tymczasem to w samorządowych rękach jest zdecydowana większość szpitali i wiele przychodni.
Co ma się znaleźć się w zdrowotnym pakiecie? Miedzy innymi zmiany właścicielskie szpitali, choć po wyborczych zapowiedziach prezydenta elekta może być z nimi kłopot. Sfinalizować mają się też debaty o likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia i zastąpieniu go szeregiem konkurencyjnych instytucji, a także o systemie dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych, dzięki którym w systemie ochrony zdrowia miałoby przybyć kilka miliardów złotych.
Przemiany te miały nastąpić już w 2009 r. Jeszcze pod koniec 2008 r. przyjęto część pakietu reform zdrowotnych zakładających m.in. przekształcenia szpitali w spółki. Ale została skutecznie zawetowana. Rząd wmiejsce zawetowanej ustawy od razu obiecał wiele zachęt do przekształceń, na które chciał przeznaczyć 2,7 mld zł. Skończyło się na tzw. planie B, z budżetem o ponad połowę mniejszym. Nie odniósł on takiego sukcesu, jak oczekiwał resort zdrowia, ale części samorządów dał szanse na „nowe otwarcie”. Niestety zbyt niewielu.
[srodtytul]Problem z naprawczym planem B[/srodtytul]
Na czym polega tzw. plan B, czyli program „Ratujemy polskie szpitale”? Samorządom, które zmienią szpital w spółkę, rząd zwraca część nakładów na oddłużenie likwidowanej publicznej placówki. Jednak niemal wyłącznie na długi publicznoprawne. I w tym tkwi szkopuł. Wiele samorządów tego typu długów nie ma, choćby dlatego, że źle patrzyły na to lokalne oddziały NFZ. Są za to zadłużone w bankach, firmach zajmujących się wierzytelnościami, u dostawców. Właśnie z powodu tych ograniczeń z przekształceń zrezygnował choćby samorząd województwa zachodniopomorskiego.