- Brak napływu do tych miast przedsiębiorczych młodych ludzi jest zagrożeniem dla ich rozwoju – mówi prof. Przemysław Śleszyński z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania Polskiej Akademii Nauk, który jest współautorem analizy ruchów migracyjnych w Polsce.

Z badań wynika, że Warszawa ma znacznie większą siłę przyciągania, niż inne polskie metropolie. Większą nawet, niż wynikałoby to z jej udziału w liczbie ludności. Najchętniej do stolicy przeprowadzają się mieszkańcy Mazowsza, co jest naturalnym zjawiskiem, bo to dla nich najbliższa wielka aglomeracja. Ale Warszawa jest też silnym magnesem dla wielu osób z woj. warmińsko-mazurskiego, podlaskiego czy lubelskiego (a także z tych obszarów woj. łódzkiego i świętokrzyskiego, które graniczą z Mazowszem).  Swoje lokalne metropolie  - zwłaszcza Olsztyn, Białystok i Lublin - omijają raczej szerokim łukiem.

- Tworzy się taki zamknięty krąg. Jeśli do miasta nie napływa  „świeży" kapitał ludzki -  a przecież decydujący się na migrację to te najbardziej aktywne, przedsiębiorcze osoby - wtedy wolniej się ono rozwija, jeśli wolniej się rozwija, mniej osób chce tam mieszkać i pracować. I koło się zamyka... – komentuje prof. Śleszyński.

Dla mieszkańców pozostałych województw, jeśli decydują się na przeprowadzkę, to pierwszym wyborem jest najbliższe wielkie miasto. Po Warszawie, najwięcej chętnych ściąga Wrocław, Kraków, Poznań, Trójmiasto, Szczecin oraz Bydgoszcz.

Z kolei mieszkańcy tych metropolii także lubią Warszawę (wskaźniki migracji do stolicy są wyższe niż w pozostałych miastach). – Ale to już zupełnie inna migracja, to nie „zwykłe" poszukiwanie pracy. Metropolie konkurują ze sobą wysoki zarobkami, ofertą kulturalną, możliwością robienia kariery, wyższą stopą życia. Na razie Warszawa wygrywa – podkreśla Śleszyński.