Rok temu sytuacja samorządów była trudna. Pod koniec 2024 roku dostały rządowe wsparcie, a później weszła w życie nowa ustawa o finansach JST. Teraz kondycja samorządów jest już lepsza? Jak pan to ocenia z perspektywy Białegostoku?
Na pewno teraz jest spokojniej. W lutym ubiegłego roku udzieliłem wywiadu „Rzeczpospolitej”, w którym mówiłem, że bez 10 mld zł budżetowego wsparcia samorządy nie przeżyją. Kwestia ta trafiła nawet do leadu artykułu. I początkowo wywołała szok u tych, którzy decydowali o pieniądzach dla samorządów. Ostatecznie okazało się jednak, że te 10 mld popłynęło do miast czy powiatów.
Wsparcie to nazywaliśmy kroplówką. Ta ubiegłoroczna była ostatnia. W tej chwili podział środków budżetowych w oparciu o nową ustawę o dochodach samorządów jest różnie oceniany. Niektórzy samorządowcy, niektóre korporacje samorządowe domagają się rewizji aktualnych wskaźników. Zobaczymy, jak to będzie.
Z punktu widzenia Białegostoku aktualny podział środków w samorządach oceniamy pozytywnie. Akurat nam wskaźniki, które decydują o naliczaniu środków, sprzyjają. Dzięki temu wiemy, na czym stoimy, planując budżet. Wiemy, ile mamy pieniędzy, czym możemy dysponować. Jest więc zdecydowanie spokojniej. Nie ma na przykład zagrożenia, że nie wystarczy na oświatę. Budżet, który został zaplanowany, jest budżetem realnym, do wykonania. Przez kilka ostatnich lat trzeba było liczyć na to wsparcie, które nazywaliśmy kroplówką.
Jednak ciągle są kwestie do załatwienia. Bardzo dużo wydajemy na oświatę i jest to zrozumiałe. Nie może być jednak tak, że ze względu na obowiązujące przepisy pieniądze wypływają tam, gdzie nie powinny. I z tym trzeba zrobić porządek.
Jakie zmiany są potrzebne?
Głównym celem naszych starań jest to, żeby uzdrowić sposób finansowania szkolnictwa policealnego osób dorosłych. Ale tu jest niezbędna zmiana ustawowa. Powinno się płacić za efekt. Dla porównania – jeżeli młody człowiek po maturze idzie do pracy, a jednocześnie zaczyna studia zaoczne, to sam za te studia płaci.