Polska przestrzeń społeczno-gospodarcza jest zróżnicowana, a jej pejoratywny podział sprowadza się do wydzielenia części A i B (lub jego licznych modyfikacji). Tymczasem pandemia przyspieszyła proces cyfrowej transformacji naszego kraju, prowadząc do nowego podziału – na Polskę cyfrową i Polskę analogową, a jego granice przebiegają wewnątrz każdego regionu, miasta, a nawet osiedla. Każdy region „zapłaci” wysoką cenę za cyfrową, społeczno-gospodarczą transformację w pandemii upadkiem firm, wzrostem bezrobocia i obniżeniem poziomu życia mieszkańców. Cena ta będzie dodatkowo zdeterminowana świadomością decydentów, że analogowe odtwarzanie tego co było nie jest jednoznaczne z wyjściem z kryzysu.
Krajobraz gospodarczy polskich regionów po pandemii będzie zupełnie inny niż dzisiejszy, a jego postać będzie zdeterminowana specjalizacjami gospodarczymi, ukształtowanymi w przeszłości, a opartymi na szeroko rozumianych usługach, czy też działalności produkcyjnej. Specyficzny przebieg transformacji cyfrowej ma miejsce w podregionach metropolitarnych, jak: warszawski, łódzki, wrocławski, poznański, czy w nieco mniejszym stopniu krakowski (ze względu na duża rolę usług turystycznych), dysponujących dużymi zasobami pracowników o wysokich kwalifikacjach i różnie profilowanych kompetencjach. W rozwoju miast metropolitarnych dużą rolę odgrywają usługi biznesowe – banki, firmy konsultingowe, ubezpieczeniowe, centrale zagranicznych instytucji i firm, itp. Wszystkie one w dobie pandemii przeszły na pracę zdalną. Modyfikując podejście Marca Augé można zaryzykować stwierdzenie, że za pośrednictwem tych firm i ich pracowników na mapie Polski tworzą się tzw. nie-miejsca, czyli wirtualne przestrzenie anonimowe, do których dostęp mają tylko osoby posiadające określone kompetencje cyfrowe. Są one niejednokrotnie silniej powiązane sieciami relacji ze strukturami gospodarki światowej niż ze swoim bliskim otoczeniem. Podobnie zresztą wygląda sytuacja polskich przedsiębiorstw, które z sukcesami eksportują swoje produkty i prowadzą działalność rozliczaną w euro lub dolarze, a mają swoją siedzibę w Polsce. W ich przypadku silne powiązania walutowe ze strukturami gospodarki światowej zderzają się z problemami bliskiego środowiska prawno-finansowego, niejednokrotnie zmuszając je do przeniesienia siedziby do kraju o innym porządku prawnym.
Zmiana podejścia do postrzegania przemysłu
Usługi mają bardzo szeroki kontekst. Przymusowa kwarantanna to liczne jednostkowe dramaty przedsiębiorstw i ich pracowników. Część z firm się reaktywuje, choć prawdopodobnie ze wsparciem nowych narzędzi cyfrowych. Ale obserwujemy także w praktyce liczne inicjatywy społeczne wpisujące się w podstawowe założenia gospodarki współdzielenia. W „sieci”, w postaci on-line, znajdziemy pomysły na naukę, sport, rozrywkę, czy też pomoc, które po pandemii mogą stać się nowymi modelami biznesu, w większości jednak ponownie zarezerwowanymi dla rejonów zurbanizowanych, o wysokich kompetencjach cyfrowych. Nie będą się one bowiem rozwijały w tych rejonach, w których sieć 5G rodzi nieuzasadnione empirycznie obawy o negatywny wpływ promieniowania jonizującego na mózg człowieka, w których nie istnieje rozwinięta infrastruktura światłowodowa lub w których dostęp do komputera czy smartfonu jest limitowany liczbą osób w gospodarstwie domowym lub jego dochodami.
Regiony „przemysłowe” wymagać będą zdecydowanie większego zastosowania różnorodnych narzędzi wsparcia i spojrzenia na ich dodatkową postać przez pryzmat transformacji cyfrowej. Konieczna jest zmiana podejścia do postrzegania przemysłu – na rzecz postrzegania segmentowego, i dopiero na tej podstawie – utworzenie domen kompetencji. Domeną kompetencji (wg A. Rossa) może być m.in. efekt regionalnej (lokalnej) cyfrowej transformacji biznesu, a dobrym przykładem są: Japonia, Korea Płd. i Niemcy, które wcześniej posiadały wysokie kompetencje w elektronice i zaawansowanej produkcji, a teraz przodują w sferze robotyki. Gdyby zaś Detroit wykorzystało swoje kompetencje z branży motoryzacyjnej i mechaniki, miałoby szansę stać się „Doliną Dronową”.
CZYTAJ TAKŻE: Koronawirus pogrąża miejskie budżety. Zapłacą również mieszkańcy