Czy dziś jest dobry moment na kolejny etap decentralizacji państwa?
Zawsze jest dobry moment, żeby mówić o decentralizacji. Najlepszym dowodem jest to, co działo się pod koniec lat 70., kiedy powstało konwersatorium „Doświadczenie i przyszłość” i kiedy profesor Regulski, który znalazł się wśród jego członków, postanowił się zająć samorządem terytorialnym i budowaniem koncepcji jego przywrócenia. Nikt wtedy nie wiedział, że PRL zmierza już do końca. A decentralizacja i samorząd terytorialny były tak bardzo odległe od głównego nurtu myślenia o strukturze władzy, że wydawało się to po prostu science fiction. Okazało się, że prace wtedy rozpoczęte przyniosły bardzo szybki efekt, początkowo w postaci tylko zwerbalizowania tej idei w programie Samorządnej Rzeczypospolitej na I Krajowym Zjeździe Solidarności. W 1981 roku, szczególnie po wprowadzeniu stanu wojennego, nikt nie mógł się spodziewać, że tak szybko będzie można myśleć o decentralizacji… Ale ponieważ te prace ciągle trwały, to w okresie Okrągłego Stołu była już grupa ludzi, którzy mieli głowę pełną uporządkowanych pomysłów.
FOT. ROBERT GARDZINSKI/FOTORZEPA
Jakby pan miał przełożyć ten stan samorządności, który mamy dzisiaj, do waszej wizji z 1989 roku, to jaka jej część została zrealizowana?
Na pewno nie udało się 100 proc., ale chyba więcej niż 30 czy 40 proc. Wizja, którą mieliśmy na początku, przegrywała w kolejnych odsłonach prac legislacyjnych. Wyobrażaliśmy sobie bardzo prostą strukturę samorządową: wybieramy radnych w okręgach jednomandatowych, bo ludzie powinni wybierać ludzi. Pamiętajmy, że ordynacje proporcjonalne to jest zdobycz dopiero końca XIX wieku, kiedy było przekonanie, że władzę się da odindywidualizować i w związku z tym, jak stworzymy jakieś partie, to raz na zawsze pozycja jednostki dążącej do władzy zostanie zmarginalizowana. Okazało się, system partii politycznych wcale do tego nie prowadzi. Nam się marzyło, że ludzie będą wybierać konkretnych ludzi, a ci stworzą radę. Na czele rady stałby przewodniczący, czyli ktoś, kto dostał największą liczbę głosów, wyłaniany w wyborach pośrednich, i on zostawałby burmistrzem.