Jan Żebrak, wójt Charsznicy: Czas oddać stery młodszym

O administracji nie miałem bladego pojęcia. Wszyscy się uczyliśmy – opowiada nam o dekadach swoich doświadczeń w samorządzie Jan Żebrak, wójt małopolskiej Charsznicy.

Publikacja: 28.06.2020 23:34

Jan Żebrak, wójt gminy Charsznica w Małopolsce.

Jan Żebrak, wójt gminy Charsznica w Małopolsce.

Foto: Materiały prasowe

Od 30 lat jest pan wójtem Charsznicy. Jak to się stało, że powołano pana na to stanowisko w czerwcu 1990 r.?

Na pierwsze wybory samorządowe założyliśmy komitet obywatelski. Jego celem była odnowa Rzeczypospolitej. Tak się złożyło, że nasz komitet wygrał wybory do rady gminy 19:2 i trzeba było wybrać wójta. Padło na mnie.

Co było najtrudniejsze w zarządzaniu gminą po komunizmie?

Do końca 1990 r. gmina funkcjonowała jeszcze jako terenowy organ administracji państwowej. Niby budżet był uchwalany przez radę gminy, ale przyjmowany przez wojewodę. Nasz nie został przez niego przyjęty, bo za mało było wpłat na rzecz urzędu wojewódzkiego.

Cała Polska wtedy bankrutowała, Charsznica także miała kilka bankrutujących zakładów, a urząd wojewódzki narzucił dywidendy, jakie gmina miała odprowadzić. Niczego nie odprowadziliśmy, bo zakłady stanęły. Był większy problem, bo pracownicy nie dostawali pensji od kilku miesięcy, zero inwestycji – ogólnie, problemy finansowe. Ale jakoś się to poukładało.

Kiedy od 1 stycznia 1991 r. przeszliśmy na funkcjonowanie jako gmina samorządowa, kiedy sami układaliśmy budżet i nim dysponowaliśmy, staliśmy się prawdziwymi gospodarzami naszej małej ojczyzny. Mogliśmy szacować dochody i wydatki, a sytuacja zaczęła się stabilizować.

Wiedział pan, jak zarządzać gminą ? Uczył się pan tego od kogoś?

Zupełnie nie wiedziałem. Wcześniej pracowałem w szkole jako nauczyciel i o administracji nie miałem bladego pojęcia. Wtedy myśmy wszyscy się uczyli, bo przechodząc z jednego ustroju do drugiego, nikt nie miał wiedzy, jak ma wyglądać zarządzanie w nowej rzeczywistości. Było dużo spotkań szkoleniowych dla samorządowców u wojewody. Pomagaliśmy sobie nawzajem, a doświadczenie przychodziło z czasem.

Mieliśmy dużo wyzwań. Musieliśmy przekształcać szkoły państwowe w samorządowe, pisać statuty, zmieniać organizację, legalizować majątek gminny, bo wcześniej de facto gmina nie miała żadnego majątku. Nawet budynek urzędu stał na nie wiadomo czyim gruncie, bo tak to wszystko było nieuporządkowane za komuny. Przez pierwsze dwa lata musieliśmy całą organizację przestawić z państwowej na samorządową, na zupełnie nowe tory.

Jakie były wtedy potrzeby gminy?

Olbrzymie. Pierwsze, czego ludziom brakowało, to wodociągi i drogi. Wszystkie drogi były błotniste, kamieniste, wyboiste. Choć samochodów było mało, to tych dróg brakowało. I wodociągi: wiadomo, że mieszkańcy wsi dysponowali własnymi studniami, ale ta woda była różnej jakości. Dalej telefonizacja wsi. Było kilka telefonów w gminie. Brało się słuchawkę i czekało dwie–trzy godziny na połączenie. Potem poszliśmy dalej: remonty szkół, gazyfikacja itd.

Czy reforma samorządowa z 1999 r. pomogła w rozwoju gminy, czy wręcz przeciwnie?

Wcześniej byliśmy w województwie kieleckim, a po reformie w Małopolsce. To nam pomogło o tyle, że bardziej zasobne jest województwo małopolskie. Co się z tym wiązało? Choćby to, że krakowski Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska jest dużo bogatszy od kieleckiego. Tu było łatwiej pozyskiwać pieniądze w postaci dotacji czy tanich pożyczek.

A wstąpienie Polski do UE? Otworzyło Charsznicy drogę do rozwoju?

Oczywiście. Teraz robię rewitalizację centrum Charsznicy za 11 mln zł, z czego 75 proc. to dofinansowanie unijne. Nigdy bym tego nie zrobił bez pieniędzy unijnych.

Jakie inne inwestycje udało się przeprowadzić dzięki wsparciu unijnemu?

Było tego dużo. Ścieżki rowerowe, kanalizacja, kolektory słoneczne. Mamy też elektrownię słoneczną do oczyszczalni ścieków. Do tego dużo dróg. Kiedyś w ciągu dwóch lat robiłem 38 dróg gminnych za pieniądze Unii.

Praktycznie wszystko, co się u nas działo lub dzieje, było i jest możliwe dzięki wsparciu UE. To są potężne, duże projekty.

Wszystkie samorządy w związku z pandemią przeżywają trudny czas. Jak to wygląda w Charsznicy?

Dostajemy po tyłku z dwóch stron. Z jednej strony otrzymujemy prośby o umorzenie podatków lokalnych, a z drugiej strony spadają nam wpływy, jak z podatku dochodowego od osób fizycznych. Tylko do końca kwietnia z tego tytułu do kasy wpłynęło o 300 tys. zł mniej, a to jest duża kwota jak na taką małą gminę jak nasza. Spadek innych dochodów dopiero będziemy obserwować.

Jakieś inwestycje zostały wstrzymane lub przełożone?

U nas nie da się wstrzymać inwestycji, bo to są zadania wieloletnie. Umowy z wykonawcami są podpisane, jak np. na rewitalizację centrum, o której wspomniałem, czy budowę przedszkola. Z tych inwestycji nie można zrezygnować, trzeba je dokończyć, by w pełni pozyskać całe dotacje.

Uzgodniliśmy z radą gminy, że nie będziemy ograniczać funduszu sołeckiego. To nie są duże środki, ale dzięki nim będą małe inwestycje w poszczególnych wioskach. Chcemy, żeby i tam coś się działo. Na pewno będziemy szukać oszczędności. Liczmy się z tym, że z końcem roku będziemy musieli wziąć kredyt.

Czy taką małą gminę stać na pomoc dla swoich przedsiębiorców?

Mamy u siebie przedsiębiorcę, który ma hotel i restaurację i one stoją puste od trzech miesięcy. Więc kiedy ten człowiek pisze podanie o umorzenie, to w jakiś sposób musimy mu pomóc. Przecież w dobrych czasach płaci on podatki – i to duże. Musimy mu pomóc, choćby w ten sposób, żeby za miesiąc, dwa czy trzy ten podatek umorzyć. Ale bywa i tak, że ludzie wykorzystują sytuację i bezzasadnie proszą o umorzenie opłat czy podatków. Tym, którym będzie się należało, spróbujemy pomóc, choć nie na wielką skalę.

Wystartuje pan w wyborach samorządowych w 2023 r.?

Nie. W tej chwili to dla mnie ósma kadencja. Wystarczy. Osiągam wiek emerytalny i czas na zmiany. Czas oddać stery młodszym.

Od 30 lat jest pan wójtem Charsznicy. Jak to się stało, że powołano pana na to stanowisko w czerwcu 1990 r.?

Na pierwsze wybory samorządowe założyliśmy komitet obywatelski. Jego celem była odnowa Rzeczypospolitej. Tak się złożyło, że nasz komitet wygrał wybory do rady gminy 19:2 i trzeba było wybrać wójta. Padło na mnie.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Dyskusje
Jerzy Buzek: Zohydzanie Polakom Zielonego Ładu to cynizm
Dyskusje
10 tys. zł za krótki film. Startuje 9. edycja konkursu #63sekundy
Dyskusje
Zygmunt Berdychowski: Potrzebne jest nowe otwarcie
Dyskusje
25 lat samorządu województw. Co się udało, co przyniesie przyszłość?
Dyskusje
Prezydent Lublina: Robimy to, co do nas należy