Rz: Skąd surrealistyczna nazwa kabaretu?
Adam Opatowicz: Z nazwami jest zawsze największy kłopot. Nasza wzięła się z surrealistyczno-melancholijnego stosunku do świata, którego ulubioną formą rzeczywistości jest fikcja. Miałem już doświadczenia kabaretowe, bo kilka lat wcześniej zakładałem z przyjaciółmi Piwnicę Przy Krypcie. Wtedy było łatwiej – nazwa była czysto topograficzna. Jeśli chodzi o Czarnego Kota Rudego – zależało nam również na tym, żeby odwołać się do korzeni kabaretu, a tym początkiem był Le Chat Noir, czyli Czarny Kot otwarty pod koniec XIX wieku w Paryżu, który stanowił wzór dla wielu europejskich kabaretów. Bardzo identyfikujemy się z tą tradycją. Ważne jest dla nas miejsce, poetyka kawiarni artystycznej, gdzie bywają ludzie o podobnej wrażliwości. To jest równie ważne, jak realizacja konkretnych programów. Przede wszystkim staramy się przypomnieć to, co już się w kabarecie wydarzyło i co przetrwało próbę czasu.
Na przykład?
Podążamy tropami starych mistrzów z pierwszych kabaretów europejskich i polskich, takich jak Zielony Balonik, Kabaret Starszych Panów, Piwnica pod Baranami, z naciskiem na Wieśka Dymnego i takich twórców jak Marian Hemar, Julian Tuwim czy Jonasz Kofta. Inspirujemy się ich poetyką, wkładamy w ramy naszej formy scenicznej i dopasowujemy do dzisiejszej rzeczywistości.
A dopisek Rudy?