Rz: Kiedy Wojciech Kępczyński jako dyrektor Teatru Powszechnego w Radomiu powołał w 1993 roku Międzynarodowy Festiwal Gombrowiczowski liczył, że impreza potrwa trzy, cztery lata. A tu już dwunasta edycja…
Zbigniew Rybka: Rzeczywiście rozpoczęło się wszystko ze sporym rozmachem, ale – śledząc późniejsze losy tego festiwalu – trudno oprzeć się wrażeniu, że z biegiem czasu ten festiwal stał się problemem dla kolejnych dyrekcji. Były różne niezrozumiałe posunięcia. Jedną z edycji rozpoczęto np. inscenizacją „W małym dworku” Witkacego. A ja obejmując dyrekcję radomskiego teatru, nie miałem wątpliwości, że ta impreza może i powinna być wizytówką Radomia. Nowoczesna technika, internet pozwalają patrzeć na dziedzictwo i recepcję Gombrowicza w wymiarze nie polskim, a światowym. I taką właśnie perspektywę staramy się nadać temu festiwalowi.
W festiwalu wezmą udział cztery teatry zagraniczne oraz siedem polskich- z Łodzi, Warszawy, Torunia, Szczecina, Opola, Wrocławia i Radomia. I po raz kolejny goście z Argentyny, wśród nich dzieci wnukowie i krewni przyjaciół Gombrowicza.
Goście z Argentyny to już niemal tradycja, bo różne zespoły z tego kraju od czterech edycji są regularnie obecne w repertuarze festiwalu (podobnie zresztą rzecz ma się z Francuzami). Najbardziej zaskakuje mnie fakt, że Argentyńczycy stosunkowo często sięgają po utwory, które mówią o Polsce i Polakach. Że to interesuje ich bardziej niż problemy uniwersalne, które porusza Gombrowicz.
Z takim znawstwem opowiadać o naszej, polskiej historii rzadko się zdarza cudzoziemcom. Coś jest w twórczości Gombrowicza, że tak chętnie do niej wracają.