Rz: Czy walcząca o mistrzostwo Polski Lechia to spełnienie marzeń dla pana, byłego zawodnika, od dziecka związanego z klubem?
Jarosław Bieniuk: Dla mnie to jest coś, w co nadal trudno mi uwierzyć. Miłe zaskoczenie. Myślę, że większość osób z mojego pokolenia, wychowanych w Lechii nadal w to nie dowierza, ale wszyscy po cichu liczą, że ten sen może się spełnić. Całe życie byłem wychowany na Lechii drugoligowej, dziś to byłaby I liga. Moja miłość do klubu, przywiązanie do niego, rodziła się na meczach z zespołami, których dziś nie ma albo grają w bardzo niskich ligach. Wtedy tylko przez sezon doczekaliśmy się ekstraklasy – po połączeniu z Olimpią Poznań. Dzięki temu zobaczyliśmy zespoły z najwyższej półki, ale nie wszyscy tę drużynę akceptowali, zabierano jej punkty, nie miała więc szansy walczyć o mistrzostwo Polski. Dzisiejsze wyniki wiążą się z ogromną satysfakcją, z takim zwyczajnym szczęściem, że dożyłem takich czasów. Mamy drużynę, która może walczyć o tytuł. Takie oczekiwania istniały sezon, dwa sezony temu, ale dopiero teraz jest to realne. Zespół jest naprawdę silny.
Pan dwa lata temu grał jeszcze w Lechii i wtedy wydawało się, że będziecie walczyć o tytuł, a skończyło się tym, że nie udało się zakwalifikować nawet do europejskich pucharów…
W szatni mówiliśmy sobie, że może się uda włączyć do gry o mistrzostwo, ale raczej wtedy, kiedy rywale dostaną zadyszki. Wiele nam wtedy jeszcze brakowało, mieliśmy dużo słabych punktów.
Pamięta pan pierwszy obejrzany mecz Lechii Gdańsk?