Przez Stany Zjednoczone co i raz przetacza się wielka dyskusja, czy należy wyprowadzić rząd poza Waszyngton. Ostatnio ożywiło ją kilka propozycji ustaw dekoncentracyjnych, złożonych w Kongresie.
Zakładały one mniej więcej, by każda federalna agencja wykonawcza przygotowała się do przeprowadzki. Jeśli taka operacja miałaby przynieść poważne oszczędności, należałoby ją przeprowadzić – wedle jednego z projektów – do września 2023 r. Docelowo w stolicy miało zostać nie więcej niż 10 proc. pracowników rządowych biur i departamentów.
Amerykańskie argumenty za
Zwolennicy takiego posunięcia argumentowali, że administracja ulokowana poza Waszyngtonem to mniejsze koszty jej funkcjonowania. Bo tak jak wszędzie na świecie wynagrodzenia w stolicy należą do najwyższych w kraju, podobnie z cenami najmu i kosztami życia. Poza tym koncentracja władzy w jednym miejscu to także koncentracja różnego rodzaju lobbystów i oderwanie tejże władzy od prawdziwych problemów mieszkańców.
Jeszcze innym argumentem za była redystrybucja bogactwa i infrastruktury do innych stanów niż District of Columbia. Nie ulega bowiem wątpliwości, że swoją zamożność stan zawdzięcza koncentracji władzy, a jej mała cząstka dla innego miasta mogłaby stać się katalizatorem wzrostu gospodarczego.
Przeciwnicy dekoncentracji władzy w USA używali dokładnie odwrotnych argumentów. Ich zdaniem radykalnie rozproszony rząd może być mniej skuteczny w działaniach (m.in. ze względu na problemy komunikacyjne) i mniej elastyczny na potrzeby ludzi (przykładowo – urząd ds. zabezpieczenia społecznego w Detroit mógłby lepiej reagować na problemy tego miasta, ale pytanie, co z mieszkańcami innych miast). Do tego nie byłby też tańszy, wcale nie ukróciłby wpływu lobbystów na decyzje polityków i urzędników.