Jacek Sutryk, nowy prezydent Wrocławia, zapowiedział właśnie, że przygotuje projekt ustawy regulującej ruch małych elektrycznych środków lokomocji. Chodzi głównie o elektryczne hulajnogi. Można je kupić już za 500 zł, ale najwyższej klasy sprzęt to koszt nawet 3 tys zł. W większych miastach mnożą się sklepy, w których można taki sprzęt kupić. Sytuacja miłośników takich e-urządzeń jest dziś jednak bardzo skomplikowana.
W czym rzecz? Najogólniej mówiąc, nie ma o nich w ogóle mowy w kodeksie drogowym. A ponieważ mamy czas świątecznych prezentów, warto rozważyć plusy i minusy kupna tzw. urządzeń transportu osobistego (UTO). Nadzieja jest.
Sytuacja prawna ma się zmienić. Nowelizacja kodeksu drogowego ma w pełni dopuścić możliwość jazdy UTO po drogach rowerowych, co już dzisiaj jest częstym widokiem w polskich miastach. Nie wiadomo jednak, jak będą traktowane pasy rowerowe w jezdni oraz przejazdy rowerowe ani co zrobić w sytuacji, gdy nie ma drogi rowerowej.
Osobną kwestią pozostaje oświetlenie, które w przypadku rowerzystów jest obowiązkowe po zmierzchu, a osoba jadąca UTO na razie mieć go nie musi. Podobnie jest z kaskiem w przypadku młodszych uczestników ruchu drogowego.
Dziurawy kodeks
Trudno uznać za pieszego osobę korzystającą z segwaya, gingera, hulera czy longboarda, gdy porusza się z prędkością nawet powyżej 25 km/h. Nie są to jednak pojazdy, bo nie zostały wpisane do prawa o ruchu drogowym. Wkrótce definicja pojęcia „urządzenie transportu osobistego” ma trafić do kodeksu. Zgodnie z propozycją urządzenie transportu osobistego to „urządzenie konstrukcyjnie przeznaczone do poruszania się pieszych, napędzane siłą mięśni lub za pomocą silnika elektrycznego, którego konstrukcja ogranicza prędkość jazdy do 25 km/h, o szerokości nieprzekraczającej w ruchu 0,9 m”.