Doświadczony biegacz powie, że kiedy biegnie się maraton, lepiej nie myśleć o kolejnych. W boksie, który od lat trenuję, też podczas aktualnej walki nie myśli się o kolejnej. Gdy skończy się ta prezydentura, będę miał 60 lat i będę chciał wrócić do biznesu. Ta praca jest łatwiejsza i znacznie mniej stresująca od kierowania dużą metropolią. Mówię tak, bazując na wieloletnim doświadczeniu w biznesie. Oczywiście można upajać się władzą, cieszyć się stanowiskiem i wynikającym z niego splendorem… Jeśli jednak traktuje się ten urząd na serio, to trzeba podejmować trudne decyzje, polityczne kalkulacje odsuwając na bok. Nie uważam, że moje zwycięstwo w wyborach samorządowych było efektem, jak to pan nazwał, „antypisowskiego kursu”. Być może obrona pryncypiów demokratycznych, w którą się zaangażowałem, wpłynęła na decyzję części wyborców, ale ważniejsze było to, co w czasie pierwszej kadencji w Poznaniu zrobiliśmy. A zrobiliśmy wiele. Zmieniliśmy sposób zarządzania miastem, rozbudowaliśmy i remontujemy miejską komunikację, wartość miejskich spółek wzrosła o 2 miliardy zł. Przede wszystkim jestem finansistą i wiem, że to miało duże znaczenie. W wyborach największe poparcie zdobyłem wśród seniorów – ta grupa wyborców doceniła to, co dla niej zrobiliśmy. Bo jeśli chodzi o politykę senioralną, to Poznań wyznacza dzisiaj standardy w całym kraju. Inna kwestia to budowa mieszkań komunalnych i socjalnych. I to, co robimy z Kościołem.
Z Kościołem to pan się głównie kłóci.
Nieprawda. Przede wszystkim mamy – wreszcie! – rozdział samorządu i Kościoła. W kampanii wyborczej nie chodzę, jak mój poprzednik, na trzy msze do największych poznańskich kościołów, ale za to z Caritasem wydajemy dziennie 1500 posiłków dla ubogich, urządziliśmy noclegownię i łaźnię dla bezdomnych, którzy mogą też skorzystać z bezpłatnych usług fryzjerskich. Dla wielu ludzi wydaje się to mało znaczące, ale dla tych bezdomnych, ubogich takie sprawy mają znaczenie fundamentalne. I właśnie przede wszystkim takie działania doprowadziły do mojego zwycięstwa w pierwszej turze, a nie emocje związane z PiS-em i antypisem. Jeśli ten mój „antypisowski kurs” odegrał jakąś rolę, to przede wszystkim w postrzeganiu mojej polityki personalnej. W przeciwieństwie do partii rządzącej my nie obsadzamy wszystkich stanowisk w Poznaniu politykami własnego obozu. Przeciwnie, gdy przeanalizuje się kierownicze stanowiska w Urzędzie Miasta lub miejskich spółkach, to okaże się, że działaczy Platformy Obywatelskiej jest mniej niż cztery lata temu, gdy zostałem prezydentem. Stawiam na ludzi do pewnych funkcji przygotowanych profesjonalnie, a nie na politycznych nominatów.
Pan mówi o wzroście wartości miejskich spółek, a mnie zastanawia co innego. Marcin Kącki w swojej książce o Poznaniu napisał, że to miasto „tkwi w pruskim drylu, gdzie pod płaszczykiem religii i ideowości kryją się agresja i niskie instynkty”. Jaki Poznań jest prawdziwy? Ten liberalny, z Marszem Równości, w którym bierze pan udział, czy ten broniący arcybiskupa Juliusza Paetza i Wojciecha Kroloppa?
Donald Tusk zadał mi ostatnio pytanie, jak to się stało, że wygrałem w pierwszej turze, mając przeciwko sobie Kościół i kiboli. Odpowiedziałem, że kibole stanowią pozorną siłę polityczną. Są głośni, ale to ludzie z okolic Piły, Wągrowca, Gniezna. To nie moi wyborcy, jeśli w ogóle są czyimikolwiek wyborcami… Bo wątpię, by z tego demokratycznego prawa korzystali. Jeśli chodzi o Kościół, to jestem przeciwny wykorzystywaniu go jako trybuny politycznej. Brzydzę się tym, co robi PiS, czyli wysługiwaniem się Kościołem. A jeśli chodzi o pańskie pytanie, to powiem, że Poznań się zmienia. Nie od dzisiaj, od dawna. Sądzę, że moim przeciwnikom ta zmiana umknęła. My zawsze, dzięki Międzynarodowym Targom Poznańskim, mieliśmy kontakt z Zachodem i to wpływało również na kulturę. Proszę zobaczyć – Stanisław Barańczak, Teatr Ósmego Dnia, kabaret Tey Zenona Laskowika. Dzięki targom mieliśmy okno na świat, wielu poznaniaków bezpośrednio stykało się z obywatelami zachodnich państw. To w nas zostało. Mentalność zmienia się zawsze najwolniej, ale jednak te zmiany w dobrym kierunku następują. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że dzisiaj, również dzięki tej przeszłości, poznaniacy są bardziej europejscy od średniej krajowej. To zresztą jest widoczne w wynikach wyborów, Poznań zawsze był bastionem partii nastawionych na współpracę z Europą Zachodnią – Unii Demokratycznej, Unii Wolności, Platformy Obywatelskiej.
Kiedyś był raczej bastionem endecji.