Obawy wynikają głównie ze zmian w ordynacji dokonanych przez PiS. Ale nie tylko. Nad wyborami w 2018 roku cały czas wisi pytanie: czy trudności z 2014 roku się powtórzą? Od tego czasu minęły cztery lata, a PKW twierdzi, że przykład każdych kolejnych wyborów pokazuje, że wyciągnięto wnioski z tamtej lekcji. Ówczesne zamieszanie stało się symbolem nieudolności PKW i KBW (Krajowego Biura Wyborczego), a konferencje prasowe tej pierwszej instytucji zostały unieśmiertelnione w postaci licznych memów. – Te wybory zostały sfałszowane – mówił wtedy Jarosław Kaczyński. Zmiany w ordynacji przeprowadzone przez PiS to efekt m.in. tamtych doświadczeń.
Łatwo nie będzie
Teraz jednak stawka jest jeszcze większa. Totalna polaryzacja sfery politycznej, przerzucenie ciężaru kampanii samorządowej na sprawy centralne – to wszystko sprawiło, że nacisk na prawidłowe przeprowadzenie procesu wyborczego jest jeszcze większy niż zwykle. Platforma Obywatelska powołała nawet specjalny projekt – Wolontariusze Wolnych Wyborów – aby zmobilizować swoich zwolenników i dbać o to, by 21 października i 4 listopada wszystko odbyło się zgodnie z prawem. W domyśle – PO obawia się, że PiS może te wybory sfałszować.
Kryzys po wyborach w 2014 roku był najbardziej spektakularnym wydarzeniem tego typu po 1989 r. W centrum były nieprzemyślane decyzje samej PKW, która postawiła na niewielką firmę Nabino z Łodzi. Miała ona bardzo mało czasu na zbudowanie systemu informatycznego do obsługi najbardziej skomplikowanych wyborów – samorządowych, z dziesiątkami tysięcy kandydatów na poziomie gmin, powiatów i sejmików. Podejście PKW sprawiło, że system tworzył się w drodze kilku mniejszych przetargów, z opłakanymi dla jego działania rezultatami. System nie zdał zresztą egzaminu już na poziomie prób.
Głosowanie w 2014 roku odbyło się 16 listopada. PKW ogłosiła wyniki dopiero 22 listopada, po wielu dniach rosnącego napięcia politycznego. I nawet sama prezentacja nie przebiegła pomyślnie – członkowie PKW podali na wieczornej konferencji prasowej błędny podział mandatów. Nie był to jedyny problem. Protokół w województwie śląskim został uchylony przez tamtejszą regionalną komisję wyborczą, bo zawyżono o ponad 130 tysięcy liczbę głosów ważnych. Konieczne było ponowne przyjęcie protokołu. Wcześniej, 20 listopada doszło do manifestacji, wtargnięcia i okupacji siedziby PKW. Kilka osób zostało rannych.
Nad wyborami zawisł też cień tzw. efektu książeczki. W 2014 roku, inaczej niż teraz, głosowano za pomocą wyborczej książeczki, a nie płacht. To miało przesądzić o rekordowym wyniku PSL do sejmików – 23,88 proc. Bo ludowcy wylosowali nr 1, co ich listę umiejscowiło w korzystnym miejscu.